Rozdział 26 : Zmiany

1.1K 112 9
                                    

Luke westchnął widząc jak cała grupa ślizgonów zostawia ich i wraca do zamku bez słowa. Cóż...nie spodziewał się, że zignorują go tak po prostu. Sądził, że dostanie kilkoma wyzwiskami i niedowierzaniem, ale zupełna apatia i wyparcie były całkiem zaskakujące. Cóż wziął sobie to do serca rozumiejąc aluzję, że ich dzienne korepetycje są odwołane, więc nie miał zamiaru dalej ciążyć Riddle'owi na plecach. Przeciągnął się i ziewnął, jednocześnie wysyłając lekki uśmiech Connor'owi, który czerwony od złości już łapał za różdżkę.

- Nie piekl się tak braciszku - prychnął zielonooki.

- Ta...nie warci są tego - zawtórował mu Aiden i lekko poklepał blondyna po ramieniu.

Connor westchnął.

- Nie obchodzi mnie to – burknął Luke i wzruszył ramionami. Nie interesowało go to o czym myślała ta banda. Miał własne zmartwienia. Maxwell oraz swoja edukacja. Skoro Riddle nie miał zamiaru go nauczać mógł to robić sam.

Chłopak przeciągnął się i ziewnął. Zmusił przyjaciół by posiedzieli na błoniach przez kilka chwil, a potem zgranie poszli do Potter'a by nie czuł się samotny w czterech ścianach skrzydła szpitalnego.

Po południe minęło im dość szybko na zagadywaniu przywiązanego do łóżka chłopaka. Jak się okazało, sam wychodził kolejnego dni, więc całą grupą z chęcią ustalili by razem wybrać się do pobliskiego miasteczka tego samego dnia. Luke przez cały wrzesień kół, jednak skoro jego turor zrezygnował z nauki z nim, postanowił tą jedną sobotę wybrać z przyjaciółmi i spędzić miły dzień...może Connor nie będzie gadał o zadaniach na przyszły tydzień, chociaż czasami było to urocze jak ten krukon czerpał przyjemność z nauki.

Zielonooki uśmiechnął się pod nosem, wspominając prośbę brata oraz myśląc o ich niecodziennym zżyciu. Oboje potrzebowali przyjaciela, on ze względu na potrzebę pomocy, a Connie by otworzyć się na kogokolwiek innego. Aiden chciał powiększyć grono znajomych, a Maxwel....cóż....Luke zastanowił się na chwilę, gdyby miał zgadywać stawiałby na to, że Max chciał zmienić grono towarzyszy. Ten Wesley i ten drugi nie wydawali się dobrymi przyjaciółmi...szczerymi...lojalnymi.

Coś go ukuło w piersi, gdy tak o tym pomyślał, to było dziwne, ale nie na tyle by wzbudzić w nim panikę, w końcu wiele przeżył już przez ostatnie miesiące. Po chwili uczucie zniknęło, a on mógł wracać do dormitorium. Co jak co, ale łóżka tam były o wiele wygodniejsze niż te skrzypiące przy każdym ruchu, w skrzydle szpitalnym.

Wszedł do pokoju wspólnego, a potem swojego pokoju. Tam jeszcze nikogo nie było, więc ze spokojem wszedł do łazienki i wziął długi zimny prysznic. Był dziwakiem...lubił gdy chłodny strumień wody lał się po jego grzbiecie i głowie przyśpieszając bicie serca. Po przyjemnym czasie dla siebie osuszył włosy ręcznikiem i wrócił do pokoju, gdzie ku jego zaskoczeniu towarzysze Toma wrócili. Luke nie zwrócił uwagi na wbite w niego spojrzenia i przysiadł do zadań z zajęć, przez które wręcz przeleciał. Pamiętał każdy szczegół z zajęć więc zatrzymywał się jedynie gdy nie znał podstaw, ale i to szybko ominął starając się pomijać ich temat jak ognia. Przez cały ten czas spojrzenia z niego nie spadały, nawet gdy skończył i zajął się jedną z dodatkowych lektur wykładających podstawy magii z roku drugiego. Jedyne co według niego było ciężkie, to nauczenie się eliksirów bez ważenia ich. Oczywiście profesor Slughorn proponował by Tom i Luke odwiedzali jego gabinet lub salę i uczyli się ich, jednak prefekt zdecydowanie nie chciał, a teraz nawet "zrezygnował" z nauki z nim.

Myśląc tak zielonooki doszedł do wniosku, że przekaże dyrektorowi iż sam nie chce już być nauczany przed tego dupka i wolałby sam spędzać czas na nauce. Gdy zapadła cisza nocna, zaczekał aż wszyscy jego współlokatorzy zasnęli i sam w ciszy położył się spać. Musiał jakoś ogarnąć swoje myśli, a bez wbijających się spojrzeń w niego było łatwiej.

Spodoba ci się także

          

Musiał się przyznać, że na samym początku nie chciał się aż tak izolować od innych, ale jakoś samo tak wyszło. Czy żałował tego? Nie...wręcz przeciwnie. Co jeśli bycie znajomymi ze ślizgonami wpłynęłoby na jego relacje z Connie'm, Maxwell'em oraz Aiden'em? Cóż wolałby ich od całego swojego domu, więc nie widział problemu, chociaż tworzenie sobie wrogów gdzieś gdzie śpi i jest praktycznie bezbronny, a przede wszystkim jest sam...było całkowicie głupim pomysłem...idiotycznym. Jednak nie miał ochoty na zaprzyjaźnianie się z domem węża...jeśli miałby już kogoś wybrać na swojego towarzysza...dobrze by mu było wybrać być może Malfoy'a lub Oriona. Oboje wydają się bardziej racjonalni oraz mu przychylni, ale "nie zdradzą" swoich przyjaciół od tak....musiał jakoś to dobrze zagrać...

Nie był dobry w knuciu, wszystko było widać na jego twarzy, musiał jakoś zacząć się ukrywać z emocjami...może nawet nauczyć się małej sztuki manipulacji? Może nauczyłby się jak bardziej wkurzać Riddle'a, który również działał mu na nerwy...czemu jemu na nich nie zagrać, ale mocniej?

Z lekkim uśmiechem zaczął szukać pomysłów na rozbicie tej paczki, wybrał cele, ale to był dopiero początek żmudnej pracy.

Nagle pomysł wpadł mu do głowy. Jego oczy lekko się zwęziły, a usta przybrały lekki węży uśmiech. Chyba miał plan...i chociaż czuł głęboko w sobie, że jest dobry, nie miał pojęcia dlaczego był przekonany, że to się uda.

***

Rano Luke tuż przed siódmą, ubrał się i przemył twarz po czym szybko wyszedł z dormitoriów do pokoju wspólnego, a zaraz po tym na śniadanie. Był zbyt podekscytowany by czekać dłużej, chociaż wiedział, że jego opiekun dopiero będzie miał dla niego czas o ósmej, ale nie chciał by pomysł ten wypadł mu z głowy. Zasiadł przy stoliku i zaczął wolno jeść śniadanie kątem oka obserwując wejście do Wielkiej Sali by zobaczyć kiedy Connor lub inni jego przyjaciele wejdą. Spodziewał się że jego przybrany brat oraz Aiden będą korzystać z dnia wolnego od samego rana....i nie obudzą się do południa, jednak miał cichą nadzieję, że podekscytowanie wyjściem do miasteczka przejmie kontrolę nad jego ochotą na spanie i za niedługo wpadnie do sali.

Nie czekał długo, bo już o ósmej Connor lekko zaspany, pojawił się w drzwiach, a zaraz za nim szedł starszy prefekt. To zaniepokoiło Luke'a, bo wyglądało na to, że blondyn na prawdę nie był zadowolony z dzielenia przestrzeni z Felix'em Kirk. Dla zielonookiego....chłopak nie wydawał się groźny, ani dziwny, ale jego zainteresowanie bratem było zdecydowanie zbyt podejrzane, a niechęć Connor'a do interakcji z tym chłopakiem była jeszcze bardziej podejrzana, zwłaszcza, że ten sam zdawał się chcieć wytworzyć miłą relację między nimi, ale może brunet źle odczytywał jego zamiary, a jego brat wiedział tak na prawdę jakim ten prefekt jest człowiekiem?

Przeczekał może dwadzieścia minut, aż podszedł do stolika krukonów i zachodząc brata od tyłu nagle złapał go mocno za ramiona strasząc blondyna. Connor podskoczył i cicho pisnął ze strachu, wywołując śmiech wokół stołu Ravenclaw. Seer iż to Luke go wystraszył odrobinę się zawstydził, ale akurat na to chłopak nie zwrócił uwagi. Zielonooki przetoczył spojrzeniem po śmiejących i szydzących z jego brata osobach. Gdy ci poczuli mrożące krew w żyłach spojrzenie do ich uszu doszedł szept, który wywołał dreszcze na ich plecach.

- Ciekawie jak będziecie się śmiać podczas dławienia krwią - szept brzmiał jak obietnica i wyszedł z ust Luke'a, który w kilka sekund sprawił że atmosfera oziębiła się. Wszyscy opuścili głowy, a Luke jeszcze raz przetoczył wzrok po krukonach. - Z chęcią sprawdzę to w przyszłości - dodał i szarpnął za ubrania swojego brata, który mimo iż czuł się bezpieczny obok brata, to ten wyraz twarzy i pusty ton głosu, przyprawiły go o strach o swoje życie.

Luke bez słowa postawił Connie'go obok drzwi i odszedł na chwilę by na czysty talerz zabrać sporą porcję jedzenia dla Maxwell'a, który dzisiaj miał wyjść ze skrzydła szpitalnego. Złapał Connor'a z dłoń i zaczął go prowadzić w ciszy. Luke był zbyt wściekły by mówić, a Connor zbyt przerażony by go uspokoić. Po kilku chwilach dotarli do Maxwell'a. Brunet popchnął drzwi, ale zanim wszedł rzucił spojrzenie bratu. Gdy dojrzał jak blondyn spuszcza głowę w dół i omija jego wzrok, speszył się odrobinę.

- Wszystko w porządku? - zapytał wtedy najcieplej i spokojniej jak umiał. Wrzał w środku, ale nie chciał by jego brat był przerażony. - Zrobili ci coś? - dodał ciszej zaciskając mocniej dłoń w pięść.

- Nie, nie, nie - szybko sprzeciwił się i podniósł wzrok z podłogi. - Ja...ja po prostu nie widziałem cię nigdy wkurzonego...

- Bo nie miałem nigdy powodu - od razu powiedział Luke i pogłaskał brata po głowie lekko się uśmiechając. Ramiona Connor'a lekko opadły wzdłuż boków i odetchnął z ulgą. - Ale nie pozwolę nikomu naśmiewać się z mojego brata, Connie. Więc jeśli coś się stanie, powiedz...a zawisną w Zakazanym Lesie - szepnął, a dreszcze przeszły po plecach chłopaka. Jego Luke....był przerażający...i może groźny, chociaż patrząc na brata, nie potrafił sobie wyobrazić by kiedykolwiek kogoś potrafił skrzywdzić.

- Może bez wieszania? - zapytał się Connor, a Luke uniósł brew i zastanowił się.

-Podduszenie?

- Lepiej.

Rodzeństwo zaśmiało się pod nosem i weszli do kaleki Potter'a z jego zimnym już śniadaniem, po czym przysiedli się obok jego łóżka.

Nowy Czas. Nowy PorządekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz