[CZĘŚĆ PIERWSZA: TOKIO]
Ostatnie spojrzenie na dom jakbym miała tu nie wrócić. Przecież wrócę, taką mam myśl gdy odjeżdżałam.
Wpakowaliśmy ostatnią walizkę do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu. Gdy pojazd już ruszył, spojrzałam w tylnią szybę, a w międzyczasie w radiu grało Do zobaczenia.
- To ostatni dzień a mi tak dobrze tu, i nie chcę wyjeżdżać, no ale muszę już. Biorę ostatni łyk, biorę ostatni buch. Do zobaczenia na trasce... - zanuciłam do refrenu gdy wjechaliśmy na autostradę...
*****
Myślałam, że głowę mi rozsadzi od czytania tych znaków z gazety, które rozumiałam, ale przynajmniej nie włosy, bo staną się zajebistymi.
Niecały tydzień później po tej całej balandze byłam umówiona do fryzjera. Jakiś czas temu wróciła mi faza na zostanie idealną blondynkę. Ostatni raz tak było i gdy faktycznie je miałam, ale to było piętnaście lat temu w czasie pandemii, gdzie nie mając gdzie wyjść, rozjaśniłam włosy po całości, co dobrze się skończyło, lecz przez regularne ścinanie zeszło mi wszystko. Trudno, czasu jeszcze mam, a teraz to ponownie zrealizuję, a przy tym przyszedł też listopad. U nas pewnie będzie czuć porządną jesień i nadchodzenie zimowych mrozów. Suche liście na ziemi po chwili zmoczone ulewą i burzę, aż wydaje się to jeszcze piękniejszym gdy zaczyna się o tym rozmyślać.
Ale wracając do rzeczywistości, siedziałam już pół godziny pod infrazonem po dwu i półgodzinnym nakładaniu rozjaśniacza na moje włosy. Dobra, jeszcze dwadzieścia minut i idziemy dalej z robotą.
W końcu moja fryzjerka wzięła mnie na myjnie gdzie ściągnęła mi z głowy pół tony aluminium i wymyła wszystkie nie wsiąknięte części rozjaśniacza. Z mokrymi włosami przeniosłyśmy się do fotelu w którym usiadłam by wysuszyć kłaki.
Sam salon był bardzo przytulny. Wszystko w kolorach brązu, beżu i czerni, a ściana przed fotelami z dużymi przytwierdzonymi lustrami w czarnej oprawie byłam wykonana z bordowo czerwonej cegły. Gdy już po kolejnych trzydziestu minutach suszenia przez trzy osoby były suche i bardzo żółte, przyszło do tonowania które zajęło następną godzinę. Na szczęście trzymaliśmy to tylko dziesięć minut i znów zostało zmyte z włosów. W trakcie drugiego suszenia kątem oka zerkałam do inne kobiety siedzące na innym fotelach z różnych stron. Głównie japonki którym poprawiano ich typowe fryzury w ciemnych kolorach. Zwykle mi gadali żeby na czerń zastanowić się tysiąc razy.
Już suche podcinali na końcach i przyznałam że pięknie wyglądały. Bardzo jasny blond. Ostatnie przejechania prostownicą i wreszcie zdjęli mi tą narzutkę. Czułam się znów zupełnie inną osobą.
Przeszłyśmy do kasy gdzie zapłaciłam, a za całość tego wszystkiego wyszło dwanaście tysięcy jenów. Zapłaciłam, podziękowałam, ubrałam kraciasty płaszcz, wzięłam torebkę i wyszłam na ulicę pełna dumy.
Wchodząc do metra zerknęłam na telefon. Była już siedemnasta, a jak zaczynaliśmy było po jedenastej. Trudno, przynajmniej większa część dnia mi jakoś zleciała.
Po krótkim czasie jazdy z dzielnicy do dzielnicy znów znalazłam się w mieszkaniu. Przysiadłam w jadalni, aby przejrzeć telefon. Dwadzieścia nieodebranych połączeń i siedemset innym wiadomości z innym portali. W SMS'ach przykuła mnie jedna.
Rei: Przepraszam że tak późno ale chcę cię zaprosić jako honorowego gościa na wystawę moich fotografii w galerii Utsukushi, godzina 20. Adres sama wiesz jaki.
Matko święta, tylko nie to. Niby spotkaliśmy się dwa razy ale to nie oznacza że od razu jak świętą ma mnie zapraszać. Pójdę tam tylko by to wyjaśnić, planów żadnych na wieczór nie mam a pracę już odwaliłam. Przeglądając dalej wiadomości, kolejna była od redakcji. Dałybyś radę napisać o tym i o tym?
Dobra – odpisałam i zostawiłam telefon na stole. Trzeba coś zrobić na wczesną kolację i przygotować na wyjście...
*****
Zawsze jest coś ciekawego w burzach. Szybkie, gwałtowne... ale czasami są spokojne, nawet jak ktoś będzie chciał to obalić. Wszystko zależy od punktu z jakiego patrzymy, czasami potrzeba swojego bezpiecznego miejsca, trochę przyjemnych rzeczy i dobrego widoku na zewnątrz by móc powiedzieć że jest miło. Taka pogoda gdy piorun odbija dźwięk gdzie się da a deszcz nie daje za wygraną zwykle mnie inspirowała, co też dalej robi.
Wracając, udało mi się dostać do galerii na tą jakże wspaniałą wystawę. Ostatecznie postawiłam na makijaż w stonowanych kolorach, świeże włosy upięte w kok z tyłu głowy przypięty ozdobną spinką, białą koszulę włożoną w brudno pomarańczową spódnicę do kostek i czarny pół żakiet. Do tego buty do kostek, okulary i brązowa torebka.
W sali kręciło się sporo osób, a co róż podchodziły kobiety z kieliszkami do tych co jeszcze ich nie mieli. Sama przyznam że miał w tym swój fach, jednak częściej przyglądali się i dyskutowali o kilku najbardziej. Z bezpiecznej odległości spojrzałam na jeden i mało brakowało by nie rozsadzić tego budynku. Tam byłam ja!
Do drugiej stronie tek samo, tyle że inne, a na jeszcze innej trzy idealnie tworząc kompozycję. Co za jeden to zrobił i nic mi nie gadał...
- O, Niyo! Właśnie cię szukałem! – zawołał ktoś po japońsku zza pleców, a gdy się odwróciłam, to było on. Przeciętny Japończyk z talentem do aparatu. Odetchnęłam nerwowo przed tym jak stanął blisko mnie.
- Dla ciebie teraz Niko ale się najpierw tłumacz dlaczego je wywiesiłeś – szepnęłam zirytowana.
- Och, przecież takich okazów nigdy byś się nie zgodziła wystawić – mówił dumnie. Ciekawe czy tak dumnie będziesz wyglądać po przywaleniu ci w mordę.
- Nie przypominam sobie żebym mówiła że możesz je sobie od tak wystawić.
- Kontaktu z tobą nie było i...
Nagle brunetka w okularach pociągnęła go za ramię do siebie, czym mnie uwalniając. Miałam tylko dopić kieliszek i wracać ale usłyszałam rozmowę.
- Sprzedały się wszystkie, kupił je jeden człowiek – powiedziała ucieszona. On szepnął jej coś i wrócił do mnie. Oj, to już twój koniec, stary.
- Jest na miejscu, czy chcesz...
- Nie, i nie chcę! Gówno mnie to obchodzi kto to kupił ale jak postanowi mnie stalkować to od razu zawiadamiam prokuraturę – i wyszłam szybkim krokiem, zostawiając kieliszek na wolnym stole i po chwili byłam na zewnątrz.
Dalej padało ale na tyle by dało się iść. Na szczęście miałam parasol. Jednak gdyby tak patrzeć w górę na lecące krople na tle nieba i czarnych wieżowców mogły też przypominać grube płatki śniegu w centrum Nowego Yorku. Może takie myślenie mam odkąd raz spędziłam tam kiedyś zimę?
*****
Mimo tego że ostatni artykuł był kolejnym świetnym fenomenem to przyszło do mnie obniżenie nastroju. Zawsze weźmie się z nikąd. Ostatnie dni mijały mi na ciągłym spaniu i czasami wstawianiu by coś zjeść. Bardziej obserwowałam niż egzystowałam. Jednak częściej po prostu leżałam na łóżku częściowo odkryta grubszym kocem, plecami do okien przysłoniętych zasłonami dając jeszcze więcej mroku w pokoju. Na zewnątrz nie lepiej – tylko szare, zbite chmury wisiały nad miastem. Przez to mogłam zostać sama ze sobą. Ale faktycznie ze sobą, czy inną sobą?
Niebo było przysłonięte kotarą chmur. Wiał spokojny wiatr. Ja ubrana w suknię i długą pelerynę z obszernym kapturem i jedną skórzaną walizką w ręce. Patrzyłam, jak zakładam, po raz ostatni na mój dom który teraz był masowym, żywym grobem, stojąc przy przydomowym lasku. To zdarzyło się dopiero trzy dni temu, a my musimy uciekać by nie podzielić ich losu. Boże święty, czemu to mi się nadarzyło?
- Nikio, musimy już iść. Powóz zaraz będzie – mówiła jak najspokojniej Barbara, druga kuzynka która przeżyła tę masakrę. Odczuwała podobnie do mnie. Co ja mówię, ich ojciec też zginął i tyle, a ja... straciłam wszystko.
Odwróciłam się do niej, kiwnęłam głową i ruszyłyśmy cichym krokiem. Nie wiadomo było jakie patrole mogły się czaić na żywych w okolicy...
Mogłabym teraz się położyć na zimnej posadzce balkonu i leżeć, myśląc że oziębi to palące się nerwy i myśli naraz.
Wielu rzeczy żałuję
CZYTASZ
Bezpańskie Słowa
Science Fiction"Wszystko skończy się na deszczu, wszystko zacznie się na słońcu" Młodzi wyjeżdżają za granicę, by odbudować stracone wspomnienia. Nikolia jest niezwykle majętną pisarką, a za razem najzwyklejszą dziewczyną. Chce cały czas dobra dla wszystkich i wsz...