ROZDZIAŁ ZAWIERA DRASTYCZNE OPISY TORTUR!
Wciąż jeszcze z trudem łapiąc oddech, wypatrywała sobie oczy. Gdzie on jest? Jak źle wygląda, co...
Wypchnięto go naprzód. Jakiś pachołek Voldemorta przyprowadził go i trzymał za związane z tyłu ręce.
Na moment serce w niej zamarło, w obawie przed tym, co może zobaczyć, ale potem... potem Hermiona odetchnęła z ulgą.
Na moment ból przestał się liczyć, wciąż przeszywające nerwy pozostałości klątwy stały się jedynie cieniem, niewyraźnym mrowieniem na tle radości: Ron nie dość, że żył, to jeszcze miał się całkiem dobrze.
Chciała mu podziękować: Rookwoodowi, chciała chociaż spojrzeć mu w twarz, pod wpływem impulsu potoczyła oczami po ubranych na czarno postaciach, stłoczonych wokół niej w zamkniętym kręgu. Zakręciło jej się w głowie.
Ron wyglądał zdrowo. Prawie dobrze. Z pewnością lepiej niż, gdyby...
Gdyby Augustus nie robił tego dla niej...
Momentalnie poczuła wstyd, straszny wstyd, który kazał jej porzucić poszukiwania.
Zamiast tego wlepiła wzrok w Rona, w nadziei, że w jego niebieskich oczach znajdzie zrozumienie, otuchę, a jeśli nie to ‒ to chociaż usprawiedliwienie dla swoich zdrad.
Bo zdradzała każdym dniem swojej egzystencji, czyż nie?
Po policzkach pociekły jej łzy: łzy skruchy i błagania.
Ron, kochany, dobry Ron, uwięziony i zdany na łaskę i niełaskę Śmierciożerców, tkwiący w zapleśniałej celi, podczas gdy ona...
‒ Wstań. I spójrz na mnie szlamo. ‒ To był Snape. Po co to robił? Po co znowu ja torturował? Przecież wiedział już, że nie im nic przydatnego do powiedzenia. A może się myliła? Może miała?
Bogowie, gdyby nie było tu Rona, wyśpiewałaby im wszystko, wszystko, czego by sobie zażyczyli... Nie, nie od razu, ale w końcu ‒ na pewno.
Ale teraz...
Teraz już wiedziała, że nie może się poddać. Musiała pokazać mu, że nadal jest ta samą Hermioną, która po raz ostatni widział, gdy tygodnie temu ich rozłączyli... W głębi duszy wiedziała, że oszukuje sama siebie, że gdzieś pomiędzy momentem, w którym puści jej pęcherz, a utrata przytomności, zacznie mówić.
Tak jak wtedy.
Ale nie. Nie podda się, nie może...
Nie mogła przecież pozwolić na to, by zbyt łatwo ją pokonano. Nie na oczach Rona. Musiała dać mu siłę do walki, siłę, by przerwał wszystko to, co dla niego przygotowano. Musiała sprawić, by nie umarł myśląc o niej jak o zdrajczyni. Chociaż tyle mogła zrobić, prawda? Zwróciła wypełnione łzami oczy ku swojemu katowi, ku pieprzonemu Snape'owi i otarła je rękawem czarnej szaty.
Niech wie, że słyszała. Niech wie, że nie pójdzie mu z nią tak łatwo...
‒ Ogłuchłaś? ‒ syknął. ‒ Wstań, dziewczyno.
Nie. Nie wstanie.
Nie ruszy się z tej posadzki, chyba, że ktoś zmusi ją do tego zaklęciem.
Jak mawiają, uważaj czego sobie życzysz...
‒ Imperio ‒ warknął Snape i Hermiona poczuła nieprzyjemne, szczypiące mrowienie, które ogarnęło najpierw jej nogi, potem popełzło, coraz wolniej i wolniej w kierunku jej klatki piersiowej, rak, głowy... Próbowała to zwalczyć, przez moment sądziła, że nawet jej się to uda: klątwa zwolniła, zapiekła gdzieś pod mostkiem. Zacisnęła oczy i zęby w potwornym wysiłku.
A jakiś głosik, cichy głosik szeptał jej obmierzłym głosem,że to co robi, nie ma najmniejszego sensu. Ze tylko pozwala pozbawić się resztek sił, pozbawić się godności w imię idei za którą już nawet nie może umrzeć. Ze już przegrała i powinna przynajmniej nauczyć się akceptować warunki z godnością. Powinna odpuścić...
Jeszcze nie teraz, jeszcze nie...
Klątwa uderzyła jej mózg, uderzyła z taka siłą, że przez moment nie wiedziała nawet kim jest i gdzie się znajduje. Poszybowała w głąb samej siebie, w głąb nicości.
A potem poczuła, jak jej kończyny reagują na jego głos, jak wykonuje rozkazy zupełnie wbrew swojej woli.
Wpadła w panikę. Co każe jej zrobić?
Co jej zrobi?
Czy tu, przy wszystkich...
Klątwa opadła z niej, dając dziewczynie kilka sekund na zebranie myśli. Stała na baczność ze wzrokiem utkwionym w jego czarne tęczówki.
Gdzie jest Ron? Z której strony stoi? Dlaczego nie pozwalasz mi na niego patrzyć!
Potem usłyszała jak Snape szepcze kolejna inkantację, której nie znała. Najpierw nic się nie wydarzyło. I ta cisza, cisza przed burzą, najbardziej ją przeraziła. Serce biło jej jak młotem. Potem, stopniowo, powoli zaczęło narastać w niej ciepło: wszędzie, w jej rękach, nogach, klatce piersiowej, kręgosłupie. Paliło się w kościach, głęboko w ich wnętrzu i, jak szybko zrozumiała, niedługo miało stać się nie do zniesienia.
Krzyknęła cicho, jeszcze nie z bólu, tylko z desperacji wynikającej z powstałej świadomości. Z bezsilnego oczekiwania na nieznany rodzaj tortury.
Proszę, proszę nie... ‒ Miała ochotę błagać, już teraz chciała prosić, żeby przestał. Potem katem oka zauważył rudowłosa czuprynę przyjaciela. I zacisnęła usta.
‒ Patrz na mnie, szlamo ‒ wycedził Snape, ale ona go nie słuchała.
Zacisnęła powieki, skuliła się na posadzce, w naiwnej, bezsensownej nadziei, że w jej chłodzie znajdzie jakąkolwiek ulgę...
Płakała. W spazmatycznym płaczu nie wiedziała już kto przed nią stoi: czy to Snape, Rookwood a może któryś z ich pieprzonych kolegów.
Był taki moment, że czuła, że umiera. Miała nadzieję, że umiera.
Ale niestety tak nie było.
Powiedziała. Wreszcie powiedziała wszystko, czego mogli chcieć i nie chcieć. Pod koniec nawet zaczęła kłamać. Zaczęła zmyślać i łgać. Zaczęła zrzucać odpowiedzialność na innych. Naraziła ich. Skazała na śmierć...
‒ Nora... Poszukajcie tam... ‒ wybełkotała. Oślepła. A przynajmniej tak jej się wydawało. W głowie coś jej szumiało, coś jej świszczało. Po policzkach i brodzie ściekał jej jakiś płyn.
Ślina, krew... Łzy?
Po co miałaby płakać?
‒ Szukaliśmy, głupia dziwko ‒ warknął głos, którego nie znała. ‒ Liczę do trzech, jeśli nie powiesz czegoś sensownego...
‒ Nieee! Proszę! ‒ zachłysnęła się.
Gdy wreszcie udało jej się przemówić, była wdzięczna, tak cholernie wdzięczna za to, że poczekał. Ze jej kat pozwolił jej powiedzieć.
‒ Powiem... Tylko nie... Róbcie... zabijcie ja...
‒ Mów ‒ tym razem odezwał się Snape.
‒ Może go tam nie być ‒ wychrypiała. Ale ktoś... Ktoś na pewno wie. ‒ To mogła być prawda, czyż nie? To mogło im pomóc. Pomóc jej. Ronowi, to...
I wtedy, gdy już się uspokoiła, gdy ból na dłuższą chwilę ustał, zalała ją kolejna fala paniki.
Podniosła wzrok i spojrzała w martwe oczy Rona, w jego zastygłą w bezruchu twarz.
Zdradziła.
Zdradziła tylko dlatego, że niechciała, żeby dalej bolało.
CZYTASZ
Spełniona obietnica - sevmione 18+ 62(+/- 200)
FanfictionPrzed laty Czarny Pan złożył swojemu słudze pewną obietnicę. Co się wydarzy, gdy, w krytycznym momencie, ów człowiek upomni się o dopełnienie umowy? Świat stworzony przez J.K. Rowling oraz obrazki nie należą do mnie. 1. To, że lubię jakiegoś bohater...