Część 4

213 5 8
                                    

-Następnego dnia- 

Dziś dzień matki. Normalnie miałbym dzień wolny ale muszę poustawiać sprzęty na próbę generalną przed występem który odbędzie się wieczorem. Wrócę dopiero wtedy. Nie zajęło mi to jakoś bardzo długo więc po godzinie mogłem wyjść. Kiedy wychodziłem ze szkoły zobaczyłem, jak Patryk wychodzi z auta i dosyć się spieszy. Jedynie się przywitałem i sam poszedłem do swojego auta. 

 Wieczorem pod szkołą- Marcel przyjechał wieczorem do szkoły pomimo tego, że nie za dobrze się czuł. Ale przedstawienie musi się odbyć. Jak szedłem do szkoły ponownie dziś spotkałem Patryka. 

 -Witaj - przywitałem się z przyjacielem. 

-Witam -powiedział Patryk -wszystko dobrze? Jakoś źle wyglądasz -zapytał zmartwiony. 

 -Aż tak to widać? Owszem, nie czuje się zbyt dobrze -odpowiedziałem 

-No to może cię zastąpię -powiedział sarkastycznie. 

-Nie masz takiego talentu muzycznego jak ja -odpowiedziałem śmiejąc się. 

-Rzeczywiście, nie mam talentu. Mógłbyś mnie nauczyć -powiedział 

-Nie mam nic przeciwko haha- Wtedy jeszcze nie wiedziałem na co się piszę.

- Za chwilę się spóźnimy. Chodź. Przyjaciel poszedł za mną bez słowa do budynku. I skierowaliśmy się na miejsce apelu. 

Za pół godziny miał się zacząć, dlatego zacząłem rozkładać sprzęt. Po około 20 minutach skończyłem i poszedłem sprawdzić czy ktoś z huru jest nieobecny. Niestety znalazły się takie osoby których nie było. Szczęście było takie, że i tak nie miały solówek, no ale mimo wszystko ubytek to ubytek. Występy przebiegły bez większych przeszkód z czego byłem zdecydowanie zadowolony. Już po przedstawieniu postarałem się wszystko ogarnąć, żeby móc jechać jak najszybciej do domu. Dlatego, że naprawdę czułem się fatalnie. Ale coś albo bardziej ktoś nie dał mi spokoju bowiem pewien brunet z drugiego końca sali nieprzerwanie wlepiał we mnie swój wzrok.

 -Ty, czemu się tak na mnie patrzysz? -zapytałem Patryka. 

-Chciałem dogadać się w sprawie moich korepetycji -powiedział podchodząc odrobinę bliżej 

 - Daj mi dziś z tym spokój. Nie czuję się za dobrze -powiedziałem, i wyższy się zaśmiał. 

-Im szybciej się na nie umówimy tym szybciej dam ci spokój i będziesz mógł wypocząć - powiedział lekko się śmiejąc. 

-Dziecino, za wysokie progi na twe skromne nogi - powiedziałem łapiąc się za skronie z lekkim rozbawieniem. 

-Ty jesteś młodszy ode mnie. W ogóle to chodź, bo czekam tu już piętnaście minut na ciebie. Czyli czekał na drugim końcu sali, oparty o ścianę, bez przerwy się na mnie patrząc i nawet nie kwapiąc się aby mi pomóc! Ach jaki dobry przyjaciel który jeszcze nie daje mi jakiegoś szczególnego spokoju! 

 -A to niby czemu na mnie czekasz?- zapytałem patrząc na niego zrezygnowany. Głowa zaczęła mi coraz bardziej pulsować i ledwo stałem. 

-Bo woźne dały mi klucze i mam zamknąć szkołę -odpowiedział bawiąc się kluczami w palcach. 

-To sobie jeszcze poczekasz no chyba, że mi pomożesz! 

-Nie, dzięki, ale mogę nas tu totalnie przez przypadek zamknąć -powiedział podchodząc do mnie jeszcze bliżej. 

 -Dobra, już idę. Muszę jeszcze skoczyć po płaszcz do pokoju nauczycielskiego. Okey? -oznajmiłem

 -Dobra, czekam pod szkołą.- powiedział odchodząc i kręcąc kluczami. 

TEACHERSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz