Ku mojemu zdziwieniu ani tato, ani mama nie wrócili do tematu spędzenia nocy poza domem. Żadnego szlabanu, kary, nic. Ale za to od tamtego dnia nie odzywali się do siebie ani słowem. Obydwoje siedzieli zamknięci w swoich domowych gabinetach albo brali dodatkowe dyżury w szpitalach, żeby jak najmniej czasu spędzić w domu. Czułam się odrzucona i odnosiłam wrażenie, jakby właśnie w taki sposób chcieli dać mi nauczkę. Z drugiej strony coś mi tu nie grało, bo jaki byłby w tym sens, żeby nie odzywali się także do siebie? Żaden. Ale kiedy pytałam któregokolwiek, czy coś się dzieje, zbywali mnie krótkimi odpowiedziami "nie", "nic" albo tłumaczyli się brakiem czasu z powodu pracy i po prostu zostawiali mnie bez odpowiedzi. Co gorsza, czułam się tej całej sytuacji winna.
- To wsystko? - Zapytała Molly, wsypując szklankę cukru do miski i jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam mieszać produkty znajdujące się w misce, aby utworzyły jednolitą masę.
- I już? - ponownie odezwała się dziewczynka, której miną wyrażała zawiedzenie.
- Jeszcze trzeba to upiec - odparłam, posyłając jej uśmiech. - Możesz podać mi blaszkę?
Jej oczy się rozświetliły, kiedy pokiwała twierdząco głową i szybciutko zeszła z krzesła, udając się po to, o co ją poprosiłam. Już po chwili na stole leżała blacha, do której wlałam zawartość miski. Włożyłam ją do rozgrzanego piekarnika i nastawilam minutnik.
- Wiesz, co to? - zapytała uradowana dziewczynka, podbiegając do mnie.
- Co? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, marszcząc brwi. Słyszałam tylko jakąś cichą melodię dochodzącą za pewne z salonu.
Ta przewróciła teatralnie oczami, opuszczając bezwładnie ręce po swoich bokach.
- To moja ulubiona piosenka - odparła, zakładając ręce na ręce, po czym szybko gdzieś pobiegła. W domu znacznie głośniej zaczęły roznosić się dźwięki piosenki, a po chwili do kuchni wróciła tanecznym krokiem Molly. Stanęła tuż przede mną, łapiąc za dłonie i zaczęła tańczyć, wyginając się w rytm muzyki. Nawet nie zauważyłam kiedy, dorównałam jej kroku i również zaczęłam skakać, podśpiewując pod nosem. Dziewczynka śmiała się w niebogłosy, widząc moje nieporadne ruchy, a ja widząc jej radość, nie potrafiłam przestać.
- Panna sztywna jednak nie jest taka sztywna - pomiędzy słowami piosenki do moich uszu dobiegł męski głos, próbujący przekrzyczeć głośną muzykę. Dziewczynka wciąż skakała, dobrze się bawiąc, natomiast mnie zamurowało. Cała oblałam się rumieńcem i myślałam, że spalę się ze wstydu. Nawet nie miałam odwagi odwrócić się do niego twarzą.
Odetchnęłam głęboko kilka razy, mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się pozbyć szkarłatnego koloru z policzków. Następnie pochyliłam się do Molly i mówiąc do ucha, poprosiłam ją, żeby wyłączyła muzykę. Już po chwili w domu zapanowała cisza.
Powoli okręciłam się na pięcie, zdając sobie sprawę, jakie świetne widoki na mój tyłek zagwarantowałam Luke'owi. Teraz było mi jeszcze bardziej głupio.
- Nie ocenia się książki po okładce - mruknęłam, nawet nie podnosząc wzroku. Włosy leciały mi na twarz, co raczej było słusznym zamiarem. Serce tak dudniło mi w piersi, że nie miałam nawet wątpliwości, czy wciąż byłam cała czerwona. Oh, wyglądałam jak soczysty buraczek.
Pomiędzy nami zapanowała cisza, ale blondyn postanowił ją przerwać.
- Nie powiedziałaś nic moim rodzicom - odezwał się, na co podniosłam głowę, skupiając wzrok na jego twarzy i przy okazji lustrując całą jego postać. Ubrany był w białą koszulkę z czarnymi rękawami do łokci, czarne rurki, tym razem bez dziur i całe czarne vansy, a na jego głowie widniał czarny snapback założony tyłem naprzód. Musiałam przyznać, że wyglądał wyjątkowo dobrze, aż mój żołądek zawiązał się w supeł.
CZYTASZ
The Babysitter || l.h
Fanfiction„(..)Przeniosłam wzrok na panią Hemmings, która teraz uśmiechała się do mnie, doskonale zdając sobie sprawę, że nie potrafiłabym odmówić dziewczynce. - No, dobrze - powiedziałam niepewnie, zagryzając wargę. - Zostanę opiekunką Molly. Molly Hemmi...