XXXIII

348 21 2
                                    

‒ Rozmawialiście jakby mnie tam nie było ‒ szepcze, gdy obje idą już korytarzem w stronę lochów. ‒ Protekcjonalnie, nieprzyjemnie ‒ wylicza na palcach, ale Snape zdaje się nie zwracać na nią uwagi.

‒ Severusie...

‒ Granger? ‒ Mistrz Eliksirów zatrzymuje się by zmierzyć ją krytycznym, chłodnym spojrzeniem.

‒ Czy to... ‒ Hermiona urywa, szukając jak najmniej rozpaczliwie brzmiących słów bo teraz, w obliczu nadchodzących komplikacji, czuje jak zalewa ją fala paniki. ‒ Czy to cokolwiek między nami zmienia?

Oczy Severusa Snape'a zwężają się nieznacznie.

‒ Zobaczymy ‒ mruczy, po czym rusza szybciej.

Hermiona ma ochotę rzucić za nim coś o uciekaniu ale w ostatniej chwili powstrzymuje się. To nie czas ani miejsce na załatwianie osobistych spraw. Czarodziej ma oczywiście rację: teraz ważne są kwestie dotyczące Zakonu. Jej popieprzone pochodzenie; prochy Voldemorta znalazły się w niepowołanych rękach i teraz nie mogą już zbyt wiele zrobić, zbyt wiele się dowiedzieć.

‒ Myślisz, że oni coś wiedzą? ‒ pyta. ‒ O tym jak można wykorzystać prochy Voldemorta?

Snape rzuca jej złe spojrzenie.

‒ Istnieje taka możliwość ‒ mamrocze, zupełnie jakby ktoś miał ich podsłuchać. To zresztą może być prawda, czyż nie? Ktoś musiał ich widzieć albo coś słyszeć. Ktoś musiał...

‒ Trzeba przesłuchać portrety ‒ wypala kobieta,gdy Snape zamyka już za nimi drzwi do swojego gabinetu.

‒ Z pewnością.

Hermiona wzdycha i siada na krześle.

‒ Harry... nie będzie zadowolony.

‒ Nie obchodzi mnie, co powie Potter. Nie obchodzi mnie kompletnie ani jego zdanie ani zdanie żadnego z tych durniów ‒ cedzi wściekły. ‒ To, co teraz ma znaczenie, to zapewnienie ci ochrony, Granger. I powstrzymanie wszelkich prób wdarcia się do zamku nieupoważnionym osobom. Przesłuchamy nie tylko portrety. Trzeba uciąć sobie pogawędkę ze skrzatami, duchami ‒ wymienia metodycznie.

Hermiona przygląda mu się w milczeniu, bo kompletnie nie wie, co mogłaby powiedzieć: czuje się winna, czuje się bardziej brudna niż dotąd, czuje się... zła.

Snape musi dostrzegać to wszystko wymalowane na jej twarzy, bo po przelotnym zerknięciu w jej stronę, prycha.

‒ Uspokój się, Granger ‒ poleca oschle. ‒ To tak samo moja wina jak i twoja. Cały ten pomysł był poroniony, muszę to przyznać, ale to, że się na niego zgodziłem...

‒ Nadal sądzisz, że to wszystko... między nami... może być skutkiem mojego pochodzenia?

‒ Gdybym tak sądził, nie tknąłbym cie palcem ‒ warczy. ‒ Przestań teraz roztrząsać swoje dylematy moralne i problemy sercowe, dobrze? To wszystko nie ma teraz sensu.

‒ My też nie mamy sensu? ‒ rzuca, zupełnie wbrew rozsądkowi.

‒ Tego nie powiedziałem, do cholery. Ale nie mam zamiaru bawić się w dom, gdy są ważniejsze sprawy do załatwienia!

Czy nie powinna spodziewać się właśnie tego? I czy sama dokładnie tak nie postępowała w przeszłości? Czy nie odkładała związku z Ronem w nieskończoność? Czy nie zabiła ich relacji myśląc, że mają nieograniczoną ilość czasu?

‒ Po prostu mnie nie zostawiaj, dobrze? ‒ wyszeptała.

Snape patrzy na nią długo bez wyrazu zanim powoli, z wahaniem, kiwa głową.

W przebraniu 43/60 (sevmione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz