|Hugh|
Gdy wchodziłem do biura, był kwadrans po dziewiątej. Niewiele czasu minęło, od kiedy się obudziłem, więc pracę zaczynałem lekko zaspany. Przytknąłem kartę i wszedłem do środka. Tam już siedziała Alicia. Mówiła, że wczorajszą sukienkę zakłada tylko w wyjątkowych okazjach i faktycznie - dziś przyszła ubrana w białą koszulę i czarne rurki, choć włosy miała ułożone identycznie. I nadal wyglądała jak bogini. Albo chociaż piękna nimfa.
- Widzę, że przynajmniej ty się nie spóźniłaś - przywitałem się. - Długo sama siedzisz?
- Z półtorej godzinki. Chciałam przyjść wcześniej, żeby zdążyć ogarnąć podstawy - wyjaśniła. - Teraz już jestem do szefa dyspozycji.
- Super - skwitowałem.
Gdy mijałem biurko mojej nowej asystentki w drodze do siebie, spojrzałem na nią przelotnie. W płatkach uszu miała małe diamenty, zaś na szyję założyła złoty łańcuszek. Trzy górne guziki koszuli miała rozpięte, co z tej perspektywy uwidaczniało brak biustonosza. Poczułem delikatne usztywnienie w okolicach krocza. Może była to kwestia tego, że niedawno wstałem. Tak, ta druga wersja zdecydowanie bardziej mi odpowiadała, mimo że wcale nie musiała być stuprocentowo zgodna z prawdą.
Gdy usiadłem już na swoim miejscu, włączyłem komputer i skierowałem się w stronę ekspresu.|Alicia|
- Jaką kawę pijesz, Liss? - usłyszałam z drugiego końca biura.
Odwróciłam się zdziwiona. Nikt dawno nie zdrabniał tak mojego imienia. Już w ogóle pomijając to, że pracodawca chciał zaparzyć mi kawy. Wstałam od komputera i podeszłam do Hugh. Nie będę przecież drzeć się na cały głos. Oparłam się o kolumnę i zapytałam z typowo słodkim uśmiechem na twarzy:
- Liss?
- Nie pasuje ci? - zwrócił się do mnie.
- Wręcz przeciwnie, ale nikt tak do mnie nie mówił od wieków. Zaskoczył mnie pan.
- No widzisz - odparł, podstawiając filiżankę pod dozownik ekspresu. - To jaką chcesz?
- Szef mi proponuje kawę?
- Czemu nie - odwzajemnił uśmiech, a trzeba powiedzieć, że uśmiechał się naprawdę czarująco.
- Jeśli tak, to może być cappuccino.
- Dobra, rozsiądź się u mnie, a ja zaraz przyniosę.
Usiadłam w fotelu w gabinecie Welsha, dokładnie tak jak prosił. Po dziesięciu minutach przyszedł do mnie, a w rękach trzymał dwie porcelanowe filiżanki.
- Proszę bardzo - postawił kawę przede mną i usiadł na swoim tronie. - Jakie masz pierwsze wrażenia?
Poprawiłam się na fotelu, zdjęłam kremowe szpilki i założyłam nogę na nogę.
- Jest całkiem cicho - przyznałam, biorąc filiżankę do ręki. - Można odpocząć od miejskiego hałasu. Mam go już serdecznie dość.
- Nie ty jedna - zaśmiał się pod nosem. - Jak tylko firma zacznie poważnie zarabiać, przenoszę się na Tongva Hills. Mam już upatrzoną jedną willę.
- Okolice winnicy? Tam jest całkiem drogo - zauważyłam.
- Na szczęście mnie stać. To chyba najspokojniejsze miejsce w całej okolicy.
- To dlaczego pan mieszka tutaj, skoro ma pan kasę na takie posiadłości?
- Długo by opowiadać. Wcześniej mieszkałem na wzgórzach Vinewood, ale kilka rzeczy sprawiło, że potrzebowałem zastrzyku gotówki. Sprzedałem więc tamten dom i przeniosłem się tutaj.
- Czemu?
- Między innymi by uruchomić tą firmę.
- Jest pan stąd?
- Nie, przyjechałem kilka lat temu. Wyrobiłem sobie sporo kontaktów i to pozwoliło mi uruchomić własną... działalność.*
Dzień w pracy przebiegł spokojnie. Gdy miałam jeszcze pół godziny do końca zmiany, zadzwonił telefon stacjonarny, znajdujący się na moim biurku.
- To domofon - stwierdził Hugh. - Zobacz, o co chodzi.
Podniosłam słuchawkę i od razu nacisnęłam zielony guzik. Nawet nie sprawdziłam, kto próbował wejść do budynku.Po chwili z windy wyszedł wysoki, masywny blondyn. Miał groźną minę i kilkudniowy zarost. Ogółem nie wyglądał zbyt elegancko. Miał na sobie szary, pomięty t-shirt, bojówki moro i czarne trapery. A co najciekawsze, do spodni miał przytroczoną kaburę, a w niej ciężki pistolet.
- Dobry wieczór - zaszczebiotałam na powitanie.
Gość burknął coś w odpowiedzi i stanowczym krokiem poszedł w stronę gabinetu szefa. Nawet nie poczekał, aż Welsh zaprosi go do siebie. Nie było tam żadnych drzwi, więc dobrze słyszałam, o czym rozmawiają.
|Hugh|
- Siadaj, Mike - poleciłem przyjacielowi, a sam podszedłem do barku i nalałem sobie whiskey. - Pijesz?
Skinął głową, więc sięgnąłem po drugą szklankę i także napełniłem brązowym płynem.
- Co to za cizia? - Mike wskazał brodą na miejsce, w którym siedziała Alicia.
- To jest... moja nowa asystentka. Zatrudniłem ją wczoraj.
- Asystentka, mówisz - jednym ruchem opróżnił zawartość szklanki. - Zamoczyłeś już?
- Co? Nie! - gwałtownie pokręciłem głową, po czym dodałem szeptem: - Z podwładną, ochujałeś?
Mike parsknął, patrząc na mnie rozbawiony, czym zmienił temat.
- Dobra, nie przyszedłem tu przecież rozmawiać o dupach. Nie ma co owijać w bawełnę. Będziesz miał problemy w pracy. - zaczął mówić pół tonu ciszej. Zapalił także skręta, który prawie na pewno nie zawierał tytoniu. Pomieszczenie wypełniło się charakterystycznym, gryzącym dymem.
- Jak to? - nachyliłem się bardziej w stronę rozmówcy.
- No co ty, myślałeś, że jesteś jedyny na rynku? Wiem, że jesteś ambitny, ale zdecydowałeś się założyć legalną firmę. Od teraz masz oficjalną przykrywkę, wiesz co to znaczy? Więcej twoich... konkurentów dowie się o twoim istnieniu, będą próbowali cię blokować, to pewne. A ze swoich źródeł wiem, że już zaczęli.
- Co masz na myśli?
- Handel trefnym towarem to popularny biznes. Wiele grubych ryb w nim siedzi. Będą przekupywać handlarzy, zastawiać pułapki, nasyłać policję i swoich goryli. Świeżacy, tacy jak ty, mają ostro przejebane.
- Świeżakiem, Mike, to ja byłem cztery lata temu.
- Siedziałeś w innej branży, to dla ciebie totalnie nowa bajka. Teraz musisz bardziej o siebie dbać. Nosisz coś ze sobą?
Otworzyłem szufladę w biurku i wyjąłem pistolet, który tam trzymałem.|Alicia|
Wstałam cicho z fotela i podeszłam trochę, by lepiej zobaczyć, co Hugh pokazuje temu dziwnemu gościowi. Na stole leżała broń, sporych rozmiarów pistolet. Skąd szef ma takie coś i, co ważniejsze, do czego mu to potrzebne? Podświadomie znałam już odpiwiedź na to pytanie i wyglądało na to, że za tą miłą twarzą faktycznie krył się prawdziwy przestępca.
- Pięćdziesiątka? - zdziwił się facet w szarej koszulce. - Potężne cholerstwo, ale to ci nie wystarczy.|Hugh|
- Nie? - zdziwiłem się.
- Niestety. Już nie te czasy, gdzie zwykła pukawka robi całą robotę. Mogę ci coś odpalić, po znajomości. A właśnie, muszę lecieć. Robota wzywa.
Wstał i szybko opuścił biuro. Tak to z nim jest. Najpierw pomoże, ale, koniec końców, zawsze mam potem jakiś problem.|Alicia|
Gdy tylko usłyszałam, że nieoczekiwany gość zbiera się do wyjścia, usiadłam szybko z powrotem. Gdy za blondynem zamknęły się drzwi, podszedł do mnie szef.
- Już szósta. Możesz lecieć do domu.
Wstałam i popatrzyłam na mężczyznę, stojącego przede mną.
- Naprawdę?
- Oczywiście, na dziś już koniec.
- I nie powie mi szef, kto to był?
- Kto? On? - zdziwił się Hugh. - To był mój... partner. Biznesowy.
- Ach, partner? - mój głos ociekał ironią. Nie chciałam być wścibska, ale nie lubiłam, jak ktoś próbował zrobić ze mnie idiotkę. - To dlaczego nosi przy sobie broń? I ją sprzedaje?
- Cholera - zaklął pod nosem. - Wszystko słyszałaś?
- Tak się złożyło - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Szlag, teraz muszę ci wszystko powiedzieć - usiedliśmy razem na kanapie w jego gabinecie. Welsh wziął głęboki wdech. - Legalna firma to blef. Znaczy, handel to nasza branża, ale sprzedajemy... inne towary.|Hugh|
"Kurwa, kurwa, kurwa!", byłem na siebie mocno zdenerwowany. Laska wszystko słyszała. Nie powinna. Przynajmniej nie teraz.
- Jakie inne? - przestraszyła się. - Ludzi?
Zgromiłem ją wzrokiem. Niektórzy mówią, że rzadko zdarza się, żeby atrakcyjna dziewczyna była inteligentna. To był kolejny przykład, potwierdzający tę regułę.
- Nieśmieszne. Kradziona biżuteria, diamenty, lewe spluwy. Wszystko, co jest poza prawem. W granicach rozsądku, oczywiście.
- Ale czemu ten facet pytał cię o broń?
- Jak to czemu? To normalne, konkurenci chcą mnie wygryźć, zanim zacznę serio działać.
- Czyli mogą mnie zabić? - spytała panicznym głosem, po czym gwałtownie wstała. - Tego nie było w umowie!
W pierwszej chwili spojrzałem na nią kpiąco. Jej zachowanie wydało mi się żenujące. Panienka z bogatej rodziny zaczyna histeryzować. Jednak później zrobiło mi się żal jej niewinności i niewiedzy, więc bez słowa ją przytuliłem, by uspokoić rozemocjonowaną dziewczynę.|Alicia|
Moje serce zaczęło bić niezwykle szybko, gdy uświadomiłam sobie skalę niebezpieczeństwa, które na mnie czyha przez pracę tutaj. Już chciałam wyjść z budynku, ale Hugh wstał i po prostu mnie objął. Z racji tego, że byłam wtedy naprawdę zszokowana, nie wyrwałam się z uścisku. Staliśmy tak kilka minut - przytuleni do siebie, w kompletnej ciszy. Welsh pachniał mieszanką mięty, dymu papierosowego i jakichś markowych perfum. Może Armani?
- Spokojnie - wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam jak jego ręce zjeżdżają coraz niżej. Zatrzymały się tuż nad moimi pośladkami. - Ze mną nic ci nie grozi. Dbam o swoich pracowników.
Moje tętno się wróciło do normy. Oddech stał się spokojny. Poczułam się naprawdę bezpiecznie. Przysunęłam się do niego i oparłam głowę o jego pierś. Był ode mnie wyższy dobre 20 centymetrów, jak nie więcej. Nagle poczułam coś w okolicy podbrzusza.
"Cholera, stanął mu", pomyślałam.
Nieco mnie to rozbawiło i postanowiłam to wykorzystać jako rewanż za to, co przede mna ukrywał. Zsunęłam buty ze stóp i stanęłam na palcach.
- Dziękuję - odparłam szeptem i musnęłam jego wargi. - Szefie.
Włożyłam szybko szpilki, podeszłam do swojego biurka, wzięłam torebkę i wyszłam.
- Do jutra! - krzyknęłam na pożegnanie.|Hugh|
- Podstępna suka - pokręciłem głową. - Odegrała się.
Nalałem sobie kolejny kieliszek. Jak tak dalej pójdzie, to będę miał przez nią zaburzenia erekcji, a to bardzo niezdrowe. Wróciłem na kanapę i wychyliłem whiskey. Stwierdziłem, że nie chce mi się wracać do domu. Gdzieś w biurze miałem zapasowe ubrania, a w łazience był prysznic, więc postanowiłem zostać na noc w pracy.~°~
Tak myślę, że uda mi się to skończyć w 2/3 rozdziały. W każdym razie, postaram się jak najszybciej.