Rozdział VIII

9 1 4
                                    

Czasami nie wszystko układa się po naszej myśli. Życie często pokazuje, że nasze plany mogą się drastycznie zmienić. Nasza wycieczka wyglądała zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy.

Bratty i Catty bały się mnie. Nie kryły się z tym w żaden sposób. Patrzyły na mnie spode łba. Gdy tylko nawiązywałyśmy kontakt wzrokowy lekko się wzdrygały, chwytając się za ręce. Przy okazji nie przestawały szeptać. Albo mówiły bardzo cicho, że ich nie rozumiałam albo też posługiwały się tym prastarym językiem potworów. Westchnęłam. Przypomniało mi to czasy gimnazjum, gdzie rówieśnicy szeptali między sobą i wzajemnie dręczyli. Ich ostatnia okazja, aby wyszaleć się i bezkarnie zatruwać życie innym.

Nie chciałam bardziej pogarszać i tak już napiętej sytuacji. Wolałam ignorować te dwie małolaty. Bardzo pomagał mi w tym Papyrus, który bez przerwy opowiadał coś o lodowisku. Chyba jako jedyny tak się tym ekscytował, że nie zauważał panującej wokół nas ciężkiej atmosfery. Alphys z Sansem byli za nami, również cicho rozmawiali między sobą. Od czasu do czasu żółta jaszczurzyca łypała groźnie na dziewczynki. Powodowało to, że chociaż na chwilę milkły. Mimo to nie był to za przyjemny spacer. Wędrowaliśmy ścieżką przez las, a otaczały nas różne potwory. Para niebieskich królików – jeden z nich był starszy. Może rodzeństwo. Trójka krokodyli. Parę psów. Dość niecodzienny widok dla człowieka. Dla nas to baśnie, a raczej były. Teraz to prawda. Przynajmniej dla mnie. Mam wrażenie jakbym stała się bohaterką jakieś książki fantastycznej.

Chociaż wszyscy czuliśmy się niekomfortowo, ale było spokojnie. Do czasu, gdy pewien pies-potwór postanowił się odezwać.

– Co teraz jesteś zdrajcą?! – krzyknął, a raczej warknął potworzy pies. – Śmiesz przyprowadzać tu ludzi?!

– Hej, Doggo – zaczął Sans, wychodząc przed nas. Spojrzał na mnie kątem oka. Cofnęłam się za niego. – Spokojnie. Jesteśmy tylko na spacerze. Nic się nie dzieje.

– NIC?! – naskoczył Doggo, szczerząc kły. – Zapomniałeś co ludzie nam zrobili?! Co zrobili mojemu ojcu! – Potwór podszedł niebezpiecznie blisko szkieleta. – Albo twojemu!

– Nie, nie zapomniałem – odparł ze stoickim spokojem Sans. – Tylko ona nie jest temu winna. Nie jest spaczona.

Nie bardzo to zrozumiałam. Co znaczy "spaczony"? Może to ma jakiś związek z duszą? Czy złe czyny zmieniają wygląd duszy? Tylko, że ja im jej nie pokazywałam. Nawet nie wiem, jak to zrobić. Chyba, że gdy Pan Gaster mnie uzdrawiał mógł sprawdzić jej stan. Czy to, dlatego mi zaufał? Może...

– Nie gadaj bzdur! W każdej chwili może coś wywinąć jak tamci! – warknął Doggo, tym razem podchodząc do mnie.

Zaprezentował mi całe swoje uzębienie. Prawie nie różniło się od kłów zwykłego psa. Z tą różnicą, że jego siekacze były trzy razy większe. Czułam, jak włosy stanęły mi dęba. Poczułam suchość w ustach. Ciekawe, czy zdołałabym mu uciec, jakby mnie zaatakował? Chyba nie.

– Hej! – Tym razem krzyknął Sans. Pierwszy raz od początku tej rozmowy... kłótni? – Jak chcesz się bić to z kimś równym sobie. – Dodał, zagradzając Doggo drogę. Potworzy pies w odpowiedzi nastroszył włosy na karku.

– Proszę, nie kłóćcie się – do tej "interesującej" wymiany zdań, wtrącił się Papyrus. – Czy nie możemy na spokojnie porozmawiać?

– Zamknij się, gówniarzu – warknął Doggo, odpychając młodszego szkieleta. Papyrus stracił równowagę, upadając na ziemię. Nic mu się nie stało, ale Sans. On "lekko" się zdenerwował.

Cóż... Z tej akcji dowiedziałam się jednego. Nie wkurzać Sansa. Jego niebieska magia robi spore wrażenie, a kości pojawiające się znikąd wprawiają w osłupienie. Dobrze, że Alphys z nami była. Pomogła Papyrusowi wstać z ziemi. Chwyciła go za rękę nie pozwalając ruszyć bratu na pomoc. Drugą ręką chwyciła mnie. Obydwojgu nas odciągnęła jak najdalej od szykujących się do bójki chłopaków.

Zapomniana Wytrwałość [Undertale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz