Rozdział 11

8 3 1
                                    

Minęło kilkanaście minut od kiedy Hyrone wzbił się w powietrze. Z początku podróż szła gładko. Hyrone leciał wysoko i chował się w chmurach, by wzbudzać jak najmniejszą uwagę ludzi. Chociaż był środek nocy, więc mało kto dostrzegłny demona na ciemnym niebie. Dla nich byłby tylko odległą, małą czarną plamą, którą pewnie wzięliby za samolot. Jednak Hyrone chciał również unikać odnalezienia przez inne demony czy pakciarzy. Walka w przestworzach postawiłaby ich na niekorzystnej pozycji. Ray walczył mieczem, więc musiałby podejść na bliski dystans. Ktoś z bronią na dystans bez problemu, by go pokonał lub po prostu zepchnął ze smoka, gdyby byłby w zasięgu miecza. Oboje woleli uniknąć takiej sytuacji.
Przez całą trasę nie wymienili ze sobą żadnych słów. Ostatnie wydarzenia stworzyły między nimi niewidzialny mur. Zburzenie go spowodowałoby pozbawienie się swojej dumy. Traktowali to jako swoją porażkę i utratę honoru. Nie chcieli rozmawiać o swoich uczuciach.

Pewnie trwałoby to dłużej, gdyby nie lecący ku nim demon. Hyrone dostrzegł go jako pierwszy, bo lepiej widział w mroku.

- Ray, mamy towarzystwo – poinformował cicho.

Ray nie odpowiedział nic i spojrzał w stronę zbliżającego się oponenta. Był to demon o kobiecym wyglądzie, obejmujący białowłosego chłopaka w przyciemnionych okularach.

- Cześć Ray – odezwał się nieznajomy.

Odległość dzieląca demony nie pozwalała na skrzywdzenie kogokolwiek. Dodatkowo białowłosy chłopak był w zbyt niewygodnej postaci, by wykonać jakikolwiek ruch. Ręce demona oplatały jego talię, by nie spadł podczas lotu. Natomiast jego własne spuszczone były w dół. Wymachiwał nimi w przód i w tył.

- Rozumiem, że nie chcesz rozmawiać z nieznajomym. Jestem Ottavio i jak widzisz jestem bez broni – pomachał do niego obiema rękami.

- Hyrone? – spytał Ray, nie będąc pewnym co powinien zrobić.

- Nie może ci nic zrobić póki lecimy – powiedział Hyrone tonem tak cichym, by słyszał go tylko on.

- Też nie mam broni w tym momencie – odpowiedział Ray, nie zwalniając uścisku z szyi smoka.

- Ray mówi prawdę, panie – odparł demon.

- Cieszy mnie to.

– Mój pan jest ślepy i służę za jego oczy – wyjaśniła.

- Nesw – mruknął Hyrone pod nosem i zawisł w powietrzu.

- Jak się już poznaliśmy to możecie pójść, bo nam się śpieszy? – spytał Ray bez ogródek. Swoim uszczypliwym komentarzem wobec nowo poznanych osób zaskoczył Hyrona. Być może był to nagły przypływ adrenaliny po tym jak zamordował człowieka, a może stał się bardziej śmiały.

Ottavio zaśmiał się. Brzmiał tak niewinne, że w innych okolicznościach Ray uznałby go za przyjacielską i miłą osobę. W obecnej sytuacji nie mógł opuszczać gardy. Wiedział, że znajduje się oko w oko z wrogiem. Ścisnął szyję Hyrona mocniej niż chciał, ale demon nie zareagował.

- Przejdę do rzeczy. Daj mi klucze. Wiem, że masz już pięć – rzekł chłopak mniej przyjaznym tonem.

Ray przygryzł wargę. Nie miał zamiaru tak po prostu oddawać swoich ciężko zebranych kluczy. Miał już ich wystarczająco dużo, by spłacić swój dług u demona.

- Nie oddam ci ich. Znajdź sobie inne.

Demony dzielił tak mały dystans, że Nesw była już na wyciągnięcie ręki Hyrona. Mogła zaatakować w każdej chwili. Ray nie spuszczał jej z oczu.

- Ja też mam miecz, więc co powiesz na mały sparing? Zwycięzca bierze wszystko –zaproponował Ottavio.

- Dlaczego miałbym zgodzić się na coś takiego?

The PactersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz