Pov. III Rzesza
Znowu oni mi się śnili. Ciągle mnie męczą i nie chcą dać spokoju. Najpierw tylko pojawiali się w urywkach mojego snu. Gdzieś w zakamarkach, w uliczkach lub oknach. Jednak z każdą chwilą coraz to częściej się pojawiali. Już się aż tak bardzo nie kryli ze swoją obecnością. Mogę przyciąć, że tym razem wręcz ściekała z ich kościstych ciał jakaś dziwna lepiąca się substancja. Zaczynałem słyszeć jak mnie wołają. Jednak ich głosy były dość specyficzne. Wołali ale nie można było ich słyszeć. Nic nie mówili, a każdy ich słyszał. Nic nie słyszałem, tylko ciche: "Rzesza...", "III Rzesza Niemiecka", "III Rzesza". Starałem się to ignorować. Myślałem, że dzięki temu zostawią mnie w spokoju. Jednak w pewnym momencie nie mogłem wytrzymać.
- Czego ode mnie chcecie! - Zapytałem się starając zachować spokój.
Po tym wszystko ucichło. Znikło. Rozglądałem się za nimi. Nic nie widziałem. Jedynie ciemność wokół mnie. Odruchowo sięgnąłem za rewolwer. Szedłem przed siebie i szukałem ich. Nie wiem jak się nazywają oraz skąd pochodzą. Oni są wszędzie, w moich snach jak i w życiu codziennym. Inni by się zlękli widząc takie postacie. Niestety ja już jestem do nich przyzwyczajony. Pojawiają się codziennie odkąd skończyłem 7 lat. Znikają tylko wtedy gdy biorę leki od lekarza. Teraz znowu się pojawili. Zaczęli się znowu pojawiać. Teraz zaś zaczęli mówić wszystkie moje osiągnięcia jak i porażki. Znajomości i wrogowie. Gdy im się to znudziło zaczęli mówić imiona i nazwiska osób, które zabiłem. Czułem ich ból, każdą torturę jaką im wyrządziłem. Wszystkie chłosty, podpalanie, podduszania i wiele, wiele innych. Czułem się jakbym umierał. każdą chwilą miałem ochotę naprawdę zginąć, aż Przestałem cokolwiek czuć. Spadałem, widząc każdą moją porażkę życiową. Ja byłem po prostu porażką życiową. Gdy uderzyłem plecami o coś twardego, o ścianę. Ledwo widziałem, ciągle oczy mi się zamykały. Nagle spotkałem przed sobą Bolszewika. Patrzył na mnie z wielkim żalem i troską. Dawno nikt tak na mnie nie patrzył. Podszedł do mnie i zaczął coś do mnie mówić. Nic nie słyszałem, głosy były zbyt głośne. Położył swoją dłoń na moim policzku, bardzo delikatnie to zrobił. Przybliżył swoje usta do mojego ucha. Zaczął mówić, że jestem dla niego ważny i to bardzo. Patrzyłem na niego jak za mgłą. Miałem już mu odpowiedzieć na to, ale znikł. Wyparował. Moja jedyna forma ratunku. Pokazała mi się scena z młodych lat. Jak mnie wyzywał i porównywał mnie z błotem. Jak ze mną zerwał przyjaźń. Nie wytrzymałem tej myśli. To mnie zbyt przytłaczało. Pobiegłem do domu i od razu wziąłem zbyt wielką ilość leków nasennych i uspokajających. Wziąłem żyletkę i wyciąłem na swoim ciele wszystkie obelgi na swój temat. Jednak uznałem, że to niewystarczające wyciągnąłem spod swojego łóżka pistolet i zakończyłem to wszystko.
Obudziłem się z krzykiem cały spocony ze strachu. Zacząłem krzyczeć i od razu zerwałem się z łóżka. Nie miałem panowania nad swoim ciałem. Instynkt mi mówił bym uciekał jak najdalej. Że tu nie jest bezpiecznie. Jednak sam nie miałem sił wstać lub nawet otworzyć oczy. Czułem się jakby ktoś zawładnął moim ciałem. Wszystko krzyczało bym biegł. W jednym momencie przeszył mnie niemiłosierny ból w nadgarstku. Spojrzałem za siebie, na źródło tego bólu. Widziałem Rosjanina który trzymał mnie. Miał na swojej twarzy żal. Poluzował uścisk i lekko mnie przyciągnął do siebie.
- Spokojnie to tylko sen. - Powiedział cicho z lekkim uśmiechem. Widać było po nim, że się martwi.
- Nie... - Powiedziałem ze łzami w oczach. - Proszę nie... - Zacząłem się wycofywać. To co widziałem mnie przerażało. On nie był sobą... to nie był on! Widziałem obrzydzenie na jego twarzy. Tuż obok niego była jego żona, a on sam zaczął się zamieniać w tego człowieka, którego nienawidzę. Przez którego nienawidzę innych. - Błagam... Błagam nie... Nie! Nie, matko nie! - Cały się rozpłakałem i zacząłem się okropnie trząść.