Rozdział 3. Gdy możesz liczyć tylko na siebie.

62 16 23
                                    


Gdzieś pośród mroku, zakłóconego tylko mętnym światłem świec, była wysoka kobieta. Zajęta swoimi sprawami. Jednak nagle coś poczuła. Było to jakby echo utęsknionej przeszłości, echo którego nie czuła już od wielu długich lat. Rozpoznała je od razu.

      Rzuciła wszystko, czym się zajmowała, zgarnęła zawartość stołu, a następnie w pośpiechu ustawiła na nim szklaną kulę. Przetarła ją wierzchem pomarszczonej dłoni, a wtedy to ujrzała. Złota obrączka, jej obrączka. Tyle długich lat minęło, odkąd ją ostatni raz widziała. Napływ wspomnień od razu zamglił jej wzrok. Wróciły te dawne chwile, które napełniały ją szczęściem, a na twarzy zagościł dawno niewidziany uśmiech. Jednak ta chwila nie trwała długo. Zaraz wszystko, co radosne przykrył ból i cierpienie, które na powrót przywróciło jej zgorzkniały wyraz twarzy. Jeszcze raz dotknęła szklanej powierzchni, a obraz się zmienił. Oddalił nieco i wyostrzył, dając jej lepszy wgląd w otoczenie. Pomimo ciemności dostrzegła małego ptaka, samicę wróbla z obrączką zaciśniętą na drobnej łapce. Ptak leżał nieprzytomny na stercie siana.

      Kobieta nie wierzyła w to, co widziała, ale kula nie kłamała. Była to jej szansa, by w końcu odzyskała, to co utraciła. Spodziewała się, że kiedyś w końcu obrączka da o sobie znać, ale nigdy by nie pomyślała, że zrobi coś takiego. To przerosło jej wszelkie oczekiwania. Szybko pojęła całą sytuację, a w głowie zaczęła wszystko układać. Wiedziała, co powinna zrobić.

      – Odszukaj nosiciela, przyprowadź do mnie. Jeśli się odmieni, wycofaj się i obserwuj – powiedziała, nie odrywając wzroku od kuli.

      W kącie pokoju pojawił się ruch, po czym zabłysły żółte ślepia. Zatrzepotały skrzydła, a w następnej chwili coś szybko wyleciało przez otwarte okno.


***


Małą ptaszynę obudziło dziwne dygotanie. Powoli odzyskiwała świadomość, zastanawiając się, czy przypadkiem znowu przysnęła między skrzynkami, gdy wracali z sadu. Jednak gdy otworzyła oczy, nie zobaczyła skrzynek, a siano. Dziwne, przecież nigdy nie mieli w furmance siana.

      Nagle wóz zatrzymał się gwałtownie, powodując, że przekoziołkowała na jego drugi skraj. Cyntia siłą została przywrócona do stanu świadomości i nie podobało jej się to. Czuła potworny ból w czaszce, jakby uderzyła nią o ścianę. Najwyraźniej nie było to dalekie od prawdy. Spróbowała wstać, co nie było wcale takie łatwe. Gdy w końcu stanęła na własnych nogach, rozejrzała się wokoło. Jak już zdążyła zauważyć, otaczało ją siano, tyle tylko, że jego rozmiar był nienaturalnie wielki.

      – Na kwaśny ocet... Co do diaska? – wymamrotała, a raczej chciała to zrobić. Bo jedyny dźwięk, jaki się z niej wydobył, był ptasim świergotem.

      Słysząc go, natychmiast spojrzała na swoje ręce. Nie miała ich! Zamiast nich ujrzała parę szaro brązowych skrzydeł. Gdy spuściła wzrok na swoje stopy, przekonała się od razu, że one też były inne. Dziwnie płaskie, zaróżowione i zakończone czterema haczykowatymi szponami. Za to na jednej z nich mienił się złoty pierścień, skurczony tak, by idealnie pasował do jej nowej wielkości.

      Pisnęła przerażona. Była ptakiem! Na wszystkie jabłka w sadzie, ptakiem! Najgorsze jednak było w tym to, że nie miała pojęcia jak znowu stać się człowiekiem. Rozejrzała się w panice, wypatrując domu. Nie widziała go i... O zgrozo. Nie była już na swojej wsi, tylko w mieście! Zamiast ukochanych pól i łąk, ujrzała olbrzymie gmachy kilku piętrowych budynków, przesłaniające praktycznie całe niebo. To wszystko przypominało Cyntii gigantyczny ul, a ludzie, których było wszędzie pełno, zachowywali się niczym trutnie. Chodzili w każdym możliwym kierunku, ciągle w pośpiechu, mieszając się ze sobą. Byli wszędzie!

Klątwa PtaszynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz