− Gdzie mnie prowadzicie? – pytam wystraszona jak wyprowadzają mnie z auta. Jakiś czas temu jeden z moich porywaczy zawiązał mi opaskę wokół głowy przez co teraz nic nie widzę.
I to sprawia, że boję się jeszcze bardziej chociaż nie spodziewałam się, że to w ogóle jest możliwe.
Mężczyzna idzie szybkim krokiem, że ledwo za nim nadążam. Czuję też, że w każdej chwili mogę się o coś potknąć i runąć na ziemię.
− Przysięgam, że ja naprawdę nic złego nie zrobiłam – ciągle im się tłumaczę przestraszonym tonem chociaż wiem, że oni i tak nie mają tu nic do powiedzenia.
To Harry wydał na mnie wyrok.
Szkoda, że nie zabił mnie od razu tylko postanowił jeszcze podręczyć i skazać mnie na ten strach, który teraz przeżywam. Może liczy, że moje słabe serce załatwi za niego sprawę i przez ten lęk padnę martwa.
− Powiedzcie mi chociaż czy zaraz umrę i jak to będzie wyglądało? – od chwili mojego uprowadzenia nie odpowiedzieli nawet na jedno moje pytanie, ale to mnie nie powstrzymuje przed zadawaniem kolejnych.
A to jest w tym najgorsze.
Oni przypominają mi katów, którzy teraz prowadzą mnie na śmierć. Pewnie za chwilę zostanę postawiona przed ścianą i rozstrzelana. Na ścięcie raczej nie mam co liczyć, bo przecież nikomu nie będzie chciało się sprzątać mojej krwi.
Nagle mężczyzna mnie puszcza i chyba się oddala.
Wytężam słuch, ale nie docierają do mnie żadne dźwięki? Czyżby zostawili mnie tu samą.
Podnoszę rękę by ściągnąć ten materiał z moich oczu, ale się waham.
A może lepiej nie widzieć tego co zaraz nastąpi.
Jednak nie, skoro zaraz spotka mnie śmierć to zamierzam spojrzeć jej prosto w oczy.
Drżącą dłonią biorąc szybkie oddechy ściągam z siebie tę chustę i upuszczam. Otwieram oczy i zdaje mi się, że mam halucynacje.
Kilka razy mrugam, ale Harry stojący jasnym pomieszczeniu nie znika. On naprawdę tu jest.
I dobrze, niech on to osobiście skończy.
− Do tej pory sądziłam, że spełniam pana oczekiwania, ale najwidoczniej się myliłam − mówię gorzkim tonem.
Sama nie rozumiem swojego zachowania, ale jak teraz go widzę z tym jego zimnym wyrazem twarzy wiem, że on nie wie co to jest litość.
Dobrze chociaż, że postanowił mnie od razu zabić, bo to miejsce z pewnością nie jest burdelem.
− Przestań już tak dramatyzować i wyciągać pochopne wnioski – oznajmia spokojnym tonem, odpycha się od tego parapety, o który się dopiero co opierał. – Niektóre rzeczy trzeba załatwiać w taki, a nie inny sposób.
Co? Czyli on nie zamierza mnie zabić, tylko z jakiegoś powodu ściągnął mnie tu w ten przyprawiający o zawał sposób.
− Sądziłam, że postanowił mnie pan zabić – mój głos aż ocieka pretensją. Nie robię tego specjalnie, ale nie potrafię brzmieć inaczej.
Nadal czuję jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi.
− Póki co nie mam takich planów. Do mojego klubu też ciebie szkoda. Teraz to tu będziesz wykonywała swoją pracę.
Zbliża się do mnie, a następnie kładzie dłoń na moim policzku, jest to dziwne, bo takie czułości nie są do niego podobne.
Tak zachowuje się Tony.
A właśnie Tony, przecież on musi teraz umierać ze strachu i niepewności.
− Pana brat na pewno się bardzo martwi.
Pociera kciukiem mój policzek.
− Przestań mnie tak nazywać, bo wolę byś mówiła mi po imieniu. A to właśnie przez Anthony'ego tu jesteś.
Nie, Tony na pewno by mi czegoś takiego nie zrobił. Wyglądał na równie zaskoczonego tym zdarzeniem jak ja.
− Nieprawda – zaprzeczam głośno. Nie dam sobie wmówić, że on chciał mnie skrzywdzić.
− Ależ tak. Przypominasz kogoś mojemu bratu i wolę was od siebie odseparować. Zainteresowałaś mnie jednak na tyle, że sam nie zamierzam z ciebie zrezygnować. Dlatego właśnie zostaniesz tutaj jedynie do mojej dyspozycji.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.