28

543 41 2
                                    

− Gdzie mnie prowadzicie? – pytam wystraszona jak wyprowadzają mnie z auta. Jakiś czas temu jeden z moich porywaczy zawiązał mi opaskę wokół głowy przez co teraz nic nie widzę.

I to sprawia, że boję się jeszcze bardziej chociaż nie spodziewałam się, że to w ogóle jest możliwe.

Mężczyzna idzie szybkim krokiem, że ledwo za nim nadążam. Czuję też, że w każdej chwili mogę się o coś potknąć i runąć na ziemię.

− Przysięgam, że ja naprawdę nic złego nie zrobiłam – ciągle im się tłumaczę przestraszonym tonem chociaż wiem, że oni i tak nie mają tu nic do powiedzenia.

To Harry wydał na mnie wyrok.

Szkoda, że nie zabił mnie od razu tylko postanowił jeszcze podręczyć i skazać mnie na ten strach, który teraz przeżywam. Może liczy, że moje słabe serce załatwi za niego sprawę i przez ten lęk padnę martwa.

− Powiedzcie mi chociaż czy zaraz umrę i jak to będzie wyglądało? – od chwili mojego uprowadzenia nie odpowiedzieli nawet na jedno moje pytanie, ale to mnie nie powstrzymuje przed zadawaniem kolejnych.

A to jest w tym najgorsze.

Oni przypominają mi katów, którzy teraz prowadzą mnie na śmierć. Pewnie za chwilę zostanę postawiona przed ścianą i rozstrzelana. Na ścięcie raczej nie mam co liczyć, bo przecież nikomu nie będzie chciało się sprzątać mojej krwi.

Nagle mężczyzna mnie puszcza i chyba się oddala.

Wytężam słuch, ale nie docierają do mnie żadne dźwięki? Czyżby zostawili mnie tu samą.

Podnoszę rękę by ściągnąć ten materiał z moich oczu, ale się waham.

A może lepiej nie widzieć tego co zaraz nastąpi.

Jednak nie, skoro zaraz spotka mnie śmierć to zamierzam spojrzeć jej prosto w oczy.

Drżącą dłonią biorąc szybkie oddechy ściągam z siebie tę chustę i upuszczam. Otwieram oczy i zdaje mi się, że mam halucynacje.

Kilka razy mrugam, ale Harry stojący jasnym pomieszczeniu nie znika. On naprawdę tu jest.

I dobrze, niech on to osobiście skończy.

− Do tej pory sądziłam, że spełniam pana oczekiwania, ale najwidoczniej się myliłam − mówię gorzkim tonem.

Sama nie rozumiem swojego zachowania, ale jak teraz go widzę z tym jego zimnym wyrazem twarzy wiem, że on nie wie co to jest litość.

Dobrze chociaż, że postanowił mnie od razu zabić, bo to miejsce z pewnością nie jest burdelem.

− Przestań już tak dramatyzować i wyciągać pochopne wnioski – oznajmia spokojnym tonem, odpycha się od tego parapety, o który się dopiero co opierał. – Niektóre rzeczy trzeba załatwiać w taki, a nie inny sposób.

Co? Czyli on nie zamierza mnie zabić, tylko z jakiegoś powodu ściągnął mnie tu w ten przyprawiający o zawał sposób.

− Sądziłam, że postanowił mnie pan zabić – mój głos aż ocieka pretensją. Nie robię tego specjalnie, ale nie potrafię brzmieć inaczej.

Nadal czuję jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi.

− Póki co nie mam takich planów. Do mojego klubu też ciebie szkoda. Teraz to tu będziesz wykonywała swoją pracę.

Zbliża się do mnie, a następnie kładzie dłoń na moim policzku, jest to dziwne, bo takie czułości nie są do niego podobne.

Tak zachowuje się Tony.

A właśnie Tony, przecież on musi teraz umierać ze strachu i niepewności.

− Pana brat na pewno się bardzo martwi.

Pociera kciukiem mój policzek.

− Przestań mnie tak nazywać, bo wolę byś mówiła mi po imieniu. A to właśnie przez Anthony'ego tu jesteś.

Nie, Tony na pewno by mi czegoś takiego nie zrobił. Wyglądał na równie zaskoczonego tym zdarzeniem jak ja.

− Nieprawda – zaprzeczam głośno. Nie dam sobie wmówić, że on chciał mnie skrzywdzić.

− Ależ tak. Przypominasz kogoś mojemu bratu i wolę was od siebie odseparować. Zainteresowałaś mnie jednak na tyle, że sam nie zamierzam z ciebie zrezygnować. Dlatego właśnie zostaniesz tutaj jedynie do mojej dyspozycji.


Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Utracona WolnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz