rozdział 1

947 23 2
                                    

Trzy miesiące później...

Właśnie wracam z pracy, bycie kelnerką w dzień i pokojówką w nocy jest wyczerpujące. Jestem zmęczona jak nigdy dotąd ale nie poddaje się. Studiowanie od zawsze było moim marzeniem, a studia na wydziale humanistycznym to spełnienie moich dziecięcych pragnień. Wchodzę do mieszkania, wita mnie donośny głos mojej przyjaciółki która krzyczy coś niezrozumiałego do telefonu. Nawet nie chce wiedzieć o co tym razem chodzi. Podchodzę do lodówki i wyjmuje wodę niegazowaną, pije duszkiem aż ugaszam pragnienie, to lato mnie wykończy, jest zdecydowanie za gorąco. Jak ludzie to wytrzymują. Patrzę na Beth która mocno gestykuluje i tłumaczy coś zawzięcie komuś po drugiej stronie słuchawki. Gdy na mnie spogląda widzę złość w jej brązowych oczach. Po chwili kończy połączenie i rzuca komórką na sofę.
- wkurzający pajac
- kto taki?
- Michel
- czemu? I kto to w ogóle jest?
- Mój nowy były chłopak
- nowy i już były?
- weź daj spokój. Nawet nie chce mi się o tym gadać. A co tam w pracy.
- nic. Dzień jak codzień. Idę wieczorem do hotelu. Dziś moja zmiana.
- ach. Może spotkasz w końcu jakiegoś przystojniaka.
- nie chce nikogo poznawać. Chce mieć spokój. Idę się położyć.
Beth nie wie co się stało wtedy w klubie, ja sama nie wiele wiem i wolę żeby tak zostało. Nie chcę wracać do traumatycznych przeżyć. Teraz jestem ostrożniejsza. Już nigdy nie dam się nikomu podejść. Kładę się na łóżku i zasypiam. Mam tylko kilka godzin odpoczynku zanim zacznę pracę w hotelu. To o wiele lepsza praca niż w kawiarni, więcej płacą ale za to muszę sprzątać po bogaczach a wiadomo, że oni mają wszystkich w dupie. Zwłaszcza pokojówki, zawsze zostawiają taki syf po sobie, że sprzątamy to we dwie. Budzę się po pięciu godzinach, wstaje, ubieram się w legginsy, bluzkę na ramiączkach i wychodzę. Wieczorem w Seattle jest zdecydowanie chłodniej. Do hotelu docieram po dwudziestu minutach i od razu biorę się za sprzątanie pierwszych ośmiu pokoi. Mają być przygotowane na tip top bo dziś w nocy przyjeżdżają ważne szychy z Nowego Jorku. Dlatego spieszę się by dokładnie wszystko wysprzątać po poprzednich gościach. Pech chciał, że to były zwykłe brudasy z tych nowobogackich co to się nikim nie przejmują a mamusia z tatusiem płacą za zachcianki, złużyli tyle prezerwatyw porozrzucali je po całym pokoju hotelowym, musiałam je zbierać, były nawet pod łóżkiem i na lampie sufitowej jakby specjalnie je tam zostawili, to ohydne, chciało mi się rzygać ale się powstrzymałam jestem przecież do tego przyzwyczajona. Ostatnio pani przyjechała z pieskiem a ten potwór nasrał na wykładzine i to na rzadko. Potem było już nieco lżej. W końcu po ośmiu wysprzątanych na błysk pokojach mogłam chwilę odpocząć w kanciapie dla pracowników. Jadłam kanapkę kiedy weszła Melinda która była niebywale rozemocjonowana. Zresztą jak zawsze. Nie wiem co ją cieszy ale domyślam się.
- Piper o matko boska widziałaś to...
- nie a co?
- widziałam najprzystojniejszego faceta na całym globie.
- nie przesadzaj są na pewno przystojniejsi tylko ich nie spotkałaś.
- nie, ten był boski boże zakochałam się, a majtki mam mokre.
- fuj. Nie muszę znać szczegółów.
- oj proszę cię... umrę jak tu gorąco.
- Jezu.
Przewracam oczami, Melinda ma dwadzieścia pięć lat i dwuletnią córkę, męża który jest od niej dwadzieścia lat starszy więc nic dziwnego, że marzy jej się skok w bok. Ja bym nie dała rady z takim starym facetem. Melinda to fajna laska, ale wiecznie niezaspokojona przez co każdy mężczyzna wydaje jej się piekny niczym DiCaprio a tak naprawdę jest przeciętny. Jej mąż też jest przeciętny.
- dobra moje panie, czas wracać do pracy. Piper pokój trzydzieści pięć prosi o późną kolację.
- ta to będzie prawdziwie późna kolacja przecież jest po pierwszej w nocy. Kto o tej porze je cokolwiek zamiast spać.
- pokój trzydzieści pięć. Maszeruj i z uśmiechem na ustach.
Uśmiech o pierwszej w nocy to szczyt moich możliwości, człapie do kuchni gdzie odbieram tace i wiozę ją wózkiem na drugie piętro, do pokoju trzydzieści pięć. Pukam i grzecznie odczekuje aż ktoś mi otworzy. Czekam tak długie pięć minut, jak dla mnie przydługie aż w końcu otwiera mi półnagi facet, gruby i brzydki.
- pan zamawiał kolacje?
- tak. Dziękuję. Proszę wejść i zostawić.
- oczywiście.
Zostawiam wózek z jedzeniem i wychodzę życząc miłej nocy. Mógłby dać mi napiwek. Bufon. Sknera. Grubas. Wracam do pokoju gospodarczego i siedzę do siódmej rano. Punktualnie o siódmej wychodzę z hotelu i zmierzam do domu. Nawet się dziś tak mocno nie zmęczyłam. Nie było za dużo roboty ale nie było także napiwków które są mi bardzo potrzebne. Skąpcy. Witam się z Beth która idzie na zajęcia i kładę się do łóżka. Wybrała studia w Seattle ze względu na mnie ale także żeby trochę uprzykrzyć życie swoim bogatym staruszkom. Ojciec Beth jest prawnikiem i taki sam los chciał dla swojej córki,  matka zaś lekarzem i chciała aby Beth studiowała medycynę lecz moja przyjaciółka chciała pójść własną drogą i nie zamierzała ani kroić ludzi tak jak jej matka ani tym bardziej wsadzać ludzi do więzienia. Chciała zostać malarką ale poszła na architekturę krajobrazu. To pewniejsza praca. Rodzice w końcu się z tym pogodzili i nadal kochają swoją jedynaczkę choć wciąż marudzą, że mogłaby w sumie zacząć jeszcze jeden kierunek. Beth śmieje się z tego i puka w glowe. Ta dziewczyna prędzej zostanie aktorką niż prawnikiem. Jest nienormalna. Z nad dwojga to ja trzymam się ziemi a ona lata wśród chmur. Dopełniamy się. Ona jest kochliwa a ja nie bardzo. Owszem miałam kilku chłopaków. Z Tomasem przeżyłam swój pierwszy raz a z Owenem pierwszy raz ukradłam jabłka z drzewa sąsiadów. To były cudowne lata mojego życia. Miałam wszystko ale chciałam więcej czuć, mieć, więc spakowałam się pewnego dnia wzięłam Beth i wyjechałyśmy do Seattle. Większego miasta które oferuje więcej możliwości niż małe Portland. Moje nowe Miasto. Miasto możliwości, ucieczki, miłości i strat. Lubię je choć moja przygoda tutaj nie zaczęła się dobrze. Ciągle w snach budzę się w tamtym motelu naga i wykorzystana przez nieznanego mężczyznę. Nie mogę zapomnieć choć bardzo bym chciała. Jestem smutna ale udaje przed wszystkimi, że jest ok. Uśmiecham się a w środku płonę z gniewu. Płacze po kryjomu pod prysznicem żeby Beth się nie dowiedziała.

my new cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz