Droga wybiega zawsze w przód, spod progu, gdzie początek ma. Odeszła już daleko tak.
Podążać za nią, ile sił muszą ochocze stopy me, aż dojdzie na rozległy trakt, gdzie celów
wiele splata się. A stamtąd, którędy? Nie wiem, nie.
J.R.R. Tolkien
1
Noc kończyła się za oknem. Biała smuga przecięła szare powłoki nieba, a później wbiła się w
nieboskłon i wspinała wysoko. Coraz wyżej. Stanisław oparł dłonie o białą ramę okna i spuścił
głowę. Zmęczenie. Czuł, jak obezwładnia go dziwna ciężkość. Od kilku dni nie spał. Nie
potrafił. Nagle pisk wypełnił cichą przestrzeń. Ustawiony dzień wcześniej alarm przypominał
o ponurej rzeczywistości, od której tak rozpaczliwie pragnął uciec. Spierdolił. Spierdolił
wszystko co mógł spierdolić i miał tego bolesną świadomość. Za każdym razem otwierając
oczy czuł ten sam ogień. Tłumiona złość desperacko domagała się uwolnienia. Powoli jak
tykające wskazówki zegara odsunął się od okna. Kiedyś liczył przejeżdżające samochody na
czerwonym świetle, dziś nie miał nawet siły spoglądać w stronę ulicy. Życie toczyło się gdzieś
obok, pozostał biernym obserwatorem. Sądził, że płaci wysoką cenę za swoją bezmyślność.
Nie wiedział jak bardzo się mylił.
*
Oddech uwiązał w krtani, gdy oczy dojrzały w oddali nieporadnie biegnącą dziewczynkę o
jasnych włosach. Uśmiechnął się choć w rzeczywistości wcale nie był szczęśliwy. Zmarszczył
brwi widząc jak się potyka. Poderwał się z miejsca, lecz zaraz po chwili usiadł z powrotem.
Nie był potrzebny. Jego rolę z przejęciem wypełnił średniego wzrostu facet w pomarańczowej
jak spadające z drzew liście kurtce. Nie znał jego imienia. Katarzyna nie chciała, żeby się
dowiedział kim jest osoba zajmująca się jego dziećmi. Podłe? Z początku właśnie tak uważał,
ale teraz...teraz nie był pewny. Wszystko się zmieniło. Na gorsze. Kimkolwiek był ten facet
uparł się, że stanie na przeszkodzie dwulatce. Nie pozwalał jej biegać. Stanisław zacisnął pięści.
Miał wielką ochotę wstać i podejść bliżej, ale powstrzymywał się. Zresztą nie pierwszy raz.
Miał za sobą cały rok wewnętrznej walki, która chciała go zniszczyć, zostawić nieprzytomnego
z butelką wódki w ręce. Nie udało się. Ani wtedy, ani teraz. Wyszkolona postawa nie pozwalała
na oznakę słabości ani braku kontroli. Skrzyżował ramiona na piersi. Obserwował. Mierzył
nieprzyjemnym wzrokiem mężczyznę, gdy brał na ręce dziewczynkę. Ze złości zacisnął usta.