Rozdział 2

338 27 50
                                    

1580 słów

We're going on a trip in a space rocket ship 💃💃💃💃

Friends to lovers to enemies to lovers again my beloved. Jak będziecie widzieć jakieś błędy to piszcie

_____________________________________________________________________________

MK siedział zanudzony na śmierć tupiąc nogą jednostajnie o podłogę słuchając jak obie małpy kłócą się, machając dłońmi, raz na jakiś czas rzucając się sobie do gardeł.  Po pierwszych kilku minutach sam fakt, że zamienili się ciałami został całkowicie zignorowany, w tej chwili obrzucali się obelgami, aż któregoś nie trafi bardziej w ego. Brunet na początku próbował ich rozdzielić, trzymał Wukonga za ogon, to odpychał do tylu Macaque'a ale zdążył zauważyć, że to tylko syzyfowa praca. W końcu skończą im się obelgi a energia wyczerpie.

- Jakby Ci jeszcze nie wystarczało! - zaczął Macaque z nie swoim ciele - Że nie mogę znieść twojego samego widoku! Mam teraz być tobą?? Twoje okrucieństwo nie zna końca! - czarnowłosa małpa założyła ręce na biodrach prychając.

- Oh? OH?! Bo mi się tak podoba, że ja utknąłem w twoim!? Rusz czasem głowa okej? To był wypadek! Przeliterować Ci to?

- Nie wiedziałem, że umiesz literować skoro czytać nie potrafisz - Mac zgiął się w pół robiąc swój typowy ukłon, który wyglądał co najmniej śmiesznie w wykonaniu z ciałem króla.

- Ja Ci kurwa dam nie umiem czytać ty... ty! - warknął praktycznie plując jadem po czym w końcu sobie przypomniał, że dzieciak wciąż tu z nimi jest. Zamknął się na moment ciskając gromami w każda stronę. Liu'er jedynie się zaśmiał.

- Co? Nie masz już nic do powiedzenia brachu? - założył ręce na piersi próbując go rozjuszyć jednak nieskutecznie. Wukong tylko wypościł powietrze z płuc i odwrócił się w stronę chłopaka.

- Cokolwiek, wymyślmy po prostu jakiś sposób żeby wrócić do swoich ciał. Nie chce być dłużej w tym niż to konieczne. Okropnie liniejesz.

- Ta? Za to ty masz tak okropne futro. Ugh, boisz się bieżącej wody? Zadbać o nie? Coś Ci się stanie jak umyjesz się raz na jakiś czas?

- Ta?! Powiedział ten co się w błocie taplał całymi dniami.

- Byliśmy dosłownie dziećmi Wukong.

- Jezu przestańcie!! - MK w końcu wykrzyczał zwracając ich uwagę. Na jego twarzy malował się gniew i rozdrażnienie - Czy możecie chociaż przez chwilę wytrzymać bez wyzywania się? Głowa mnie zaczyna boleć od tych jazgotów.

- Jasne - Wukong krótko odpowiedział i usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami zawijając ogon i łapiąc się za niego.

Cisza spowiła pomieszczenie, na krótką chwilę. Brunet westchnął i podszedł do nich siadając na kolanach. Zaczął stukać o nogi palcami zbierając myśli. Macaque i Wukong siedzieli w podobnych pozycjach czekając aż chłopak odezwie się pierwszy. Ich duma nie pozwalała sobie teraz na choćby najmniejszy szmer w ich wykonaniu. MK w końcu podniósł głowę i spojrzał się na obie małpy, które miały ciężkie wyrazy twarzy. Atmosfera wciąż gęstniała.

- Definitywnie cokolwiek się teraz dzieje to przez tamten pył. Nie widzę innego wyjaśnienia. Wukong, wiesz co to był za pył??

- Uh... - rudzielec stęknął - Był biały??

- Klasycznie, nic nie wie - westchnął Mac.

- Hej! Staram się okej? Pewnie... Coś co kiedyś zgarnąłem i zapomniałem, że w ogóle mam.

All Mixed Up//lego monkie kidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz