Post 2

1 0 0
                                    

Wpis drugi
Zamykając drzwi usłyszałem jak ktoś wchodzi na górę. Szybko przekręciłem klucze i założyłem słuchawki. Wraz z ich założeniem odpalił się jakaś lista przebojów sprzed dwudziestu lat. Tamtejsza muzyka to złoto, także część muzyki lat dziesiątych jest przegenialna.

Minąłem schodząc po klatce sąsiadkę. Pani Wiesia, złota kobieta i jedna z którą mi było po drodze w jakiejś znajomości. Często wpadam do niej na kawę czy herbatę, zdarza się że robię jej zakupy a ona daje mi w zamian świetną herbatę. Trzyma do tej pory tajemnice co to za herbata i jak ją słodzi. Jest to typ babci której przez zbytnie przebywanie w samotności sufit się przestawia. Ma teraz już z chyba 70 czy 80 lat, a nie ma z kim pogadać. Zazwyczaj jest trochę można powiedzieć introwertyczna, niekiedy również chłodna jak stare baby w urzędach. Nie zadaje się z osiedlowymi dewotkami jeśli nie musi. Jak jakaś do niej przyjdzie opowiedzieć jak to bardzo jestem bezdusznym grzesznikiem z powodu nie uczęszczania do kościoła. Mam czasem wrażenie że jestem jedyną osobą z którą może porządnie porozmawiać. Chyba ludzie samotni najlepiej się dogadują, mają najciekawsze i rozbudowane przemyślenia.

Wiesia spojrzała na mnie ze swoim charakterystycznym pseudo sarkastycznym uśmiechem. Nie chcę objawiać mojego imienia więc uznajmy iż nim jest Doomy. (prz.red. czyt Duumi)
A kto to w końcu wyszedł ze swojej zatęchłej dziury
Ano ja, sprawy do załatwienia są w papierkowie - rzekłem odpowiadając w podobnym tonie
Wpadnij do mnie na moment jak wrócisz - powiedziała - Mam dość tych pieprzonych Legionów boskich szlajających się po okolicy.
Prychnąłem szczerze a moja twarz zamieniła się poniekąd w banana. Kto jak kto ale Wiesia miała cięty język i używała go gdy tylko mogła stworzyć jakąś zacną ripostę. Przytaknąłem tylko i pożegnałem się gestem dłoni schodząc na dół. Wyszedłem z klatki, i wsiadłem do mojego wozu. Niby zwykłe Tico, ale z nudów i chwilowego większego przypływu gotówki wymieniłem turbosprężarkę na wydajniejszą. Dużo mocy owszem nie ma ten wóz, ale lubię klasykę. Najdalej jak pojadę to i tak na Mazury czy do innego Wrocławia na weekend. Miejsca dla mnie samego wystarcza a jak nie to fotel pasażera przeniosę do domu.

Kluczyki w stacyjce, silnik uruchomiony. Dźwięk silnika rozbrzmiał przed blokiem. Radio w środku zaczęło grać a ja zapiąłem pasy. Ruszyłem moim Daewoo Tico naprzód. Właściwie jedynym powodem dla którego kupiłem akurat Tico jest to że mało pali oraz wnętrze ma swój niepowtarzalny klimat. Klimat postmodernizmu i czasów skoku gospodarczego po upadku komuny. Dojechałem do urzędu, załatwiłem co miałem załatwić a po tym wskoczyłem jeszcze do marketu po jedzenie i środki czystości. Wracając do domu jeszcze wstąpiłem do żabki stojącej nieco na uboczu. Wszedłem i po chwili błądzenia po regałach wziąłem puszkę pewnego napoju w puszce. Jak to lubiłem określać lata temu, coli z nutą wiśni. Podeszłem do kasy kładąc puszkę na blacie.
To wszystko? - usłyszałem kwiecisty głos. Spojrzałem w górę i natrafiłem na zielone oczy kasjerki. Lekko brązowe loki zwisały jej przysłaniając brwi. Patrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem. Przez moment serce szybciej mi zabiło.
Tak - zacząłem się motać - Winstony Zielone setki - A miałem wziąć czerwone, kurwa. Kasjerka odwróciła się i położyła paczkę fajek na lądzie.
21.37 - wyświergotała Wanda, jak zauważyłem na jej tym śmiesznym żabkowym kubraczki.
Wyciągnąłem kartę i przystawiłem do czytnika. Po piknięciu schowałem kartę do portfela i zgarnąłem zakupy. Wychodząc powiedziałem ciche "miłego dnia" ona zdając się to usłyszała bo jej uśmiech się poszerzył gdy zerknąłem na nią zamykając drzwi. Wsiadłem do samochodu i przez chwilę zastanawiałem się co się odjebało.

Zawsze bałem się zamienić kilka słów z całkowicie obcą mi osobą, a tu jeszcze tak urocza dziewoja. Zakląłem i zapaliłem kolejną fajkę. Dym wstąpił do moich płuc i niemalże natychmiastowo się odprężyłem. Odchyliłem nieco fotel do tyłu i rozciągnąłem się. Jak dobrze że już weekend i praca odchodzi na bok. Rozkoszowałem się zapachem starego auta wraz z dymem papierosowym.

Przywodzi mi na myśl czasy w których mały ja wraz z ojcem jechałem do domu z daleka. Ciemna jezdnia rozświetlana przez tanie żarówki, radio grające ówczesne hity, i drzemanie opierając głowę o szybę. Jak byłem mniejszy to jeszcze udawałem że śpie gdy już byliśmy na parkingu pod naszym blokiem. Wtedy ojciec brał mnie na ręce, i zanosił na piętro. Uśmiechnąłem się delikatnie. Odpaliłem radio na mojej ulubionej stacji, z głośników zaczęła sączyć się melodia. Sprzedawca marzeń jak dobrze pamiętam.

Wyrzuciłem niedopałek przez okno i poprawiłem fotel. Przekręciłem kluczyk a silnik potężnego Tico zawarczał spokojnie. Dotarłem w kilkanaście minut do domu. Co prawda moje miasto jest niedaleko większego, wojewódzkiego miasta ale o tych porach jest dość spokojnie i pusto na drogach. Wysiadłem pod blokiem, ściemniało się już. Poczułem wibracje w kieszeni wewnętrznej. To Jasiek. Odebrałem.
I jak tam, gotowyś?
Ja… czekaj właśnie pod domem jestem
Chcesz bym cię w końcu zabrał na tą posiadówkę czy nie? To ubieraj się - powiedział głośniej rozbawiony.
Będę u ciebie za 20 minut - powiedział po czym rozłączył się
Gorączkowo wbiegłem na górę i wparowałem do mieszkania. Wyciągnąłem z szafy koszulę w kratę i cygaro kubańskie które dostałem kilka lat temu od wujka. Nie mam w zwyczaju ich tykać dopóki nie będzie odpowiedniego czasu, takiego jak posiadówka. Tak, bardzo unikam słowa impreza albo imprezka, zdają się być słowami oznaczającymi napierdolenie się do granic możliwości po czym zaśnięcie w wannie i obrzyganie dywaniku. Zajrzałem jeszcze do barku. Jak na alkoholika przystało, miałem kilka butel zacnej whiskey. Uznałem że szkodzka będzie najlepsza, chwyciłem za jedną z butelek i wsadziłem ją do torby podręcznej. Usiadłem jeszcze tylko na kanapie.
Cholera znowu się boje wyjść do ludzi. Łyknąłem sobie szklankę już otwartej łychy na uspokojenie. Wiem że nie jest to najlepszy sposób by radzić sobie ze stresem, ale nie znam innego prócz jeszcze fajek.
Skoczyłem jeszcze do łazienki, ogarnąć bródkę i delikatnie przeczesać włosy. W czasie jak to robiłem usłyszałem dzwonek do drzwi.

Bez jutraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz