Rozdział 6

1.9K 28 4
                                    

Ból był tak straszny, że mnie mdliło i myślałam że zaraz zwymiotuję. Napłynęły mi łzy do oczu. Shane dźwignął się na nogi, ale wtedy buchnął na niego płomień, który go znowu powalił. Coraz gorzej się oddychało, czułam jak drapie mnie gardło i jak płomienie wydzierają całe powietrze z płuc. Tym razem Shane już nie wstawał, tylko się do mnie przycząłgał. Spojrzałam na swoją ranę chcąc ocenić jak bardzo jest źle, ale widziałam tylko jak sukienka powoli nasiąka krwią. Przeniosłam wzrok na mojego brata, chciałam, żeby teraz powiedział, że nic mi nie będzie, bo to lekkie i powierzchowne draśnięcie i wyjdziemy z tego, ale w jego oczach malował się strach, który wskazywał, że wcale nie będzie dobrze.

- Hailie, wydostaniemy się, słyszysz ? Hailie, wszystko będzie dobrze - miał strasznie zachrypnięty głos, a wypowiadając te słowa chciał chyba przede wszystkim przekonać siebie. - Przejście się zawaliło i musimy iść do głównych drzwi wejsciowych, rozumiesz ?

Ledwo pokiwałam głową, a wtedy Shane wstał i podciągnął mnie, tak żebym stanęła na nogach. Obaj się zachwialiśmy. Z każdej strony buchały płomienie i kręciło mi się w głowie. Wsparta o ramię brata, przeszliśmy do korytarza z którego mieliśmy wyjść na przedpokój, ale z każdym krokiem trasa się jakby wydłużała i nie miała końca.

Kiedy udało się nam wydostać na przedpokój, Shane przewrócił się i osunął na ścianie, a ja poleciałam razem z nim. Z jego nogą też nie było najlepiej i było widać jak każdy krok sprawiał mu niemiłosierny ból. Tutaj już nie było płomieni, a wszystko spowijała wielka czarna chmura dymu, przez którą się nie dało oddychać. Chciałam szturchnąc Shane'a, które leżał obok, chciałam wykrzyczeć jego imię, żeby wstał, chciałam zapłakać ale nic już nie mogłam zrobić. Resztkami sił starałam się wstać, bo wiedziałam, że wyjście jest już blisko ale czułam jak zaciska mi się gardło, a ja rozpaczliwie próbuję zaczerpnąć powietrza...

Pierwszy raz w życiu się poddałam. Oparłam głowę o klatkę Shane'a, która jeszcze się lekko unosiła i opadała. Pomyślałam o tych wszystkich wypadkach, które mnie spotkały. Tyle razy chcieli mnie już zabić i wkońcu im się udało w moim własnym domu. Poczułam jak opadają mi powieki i nic już nie było słychać, czuć ani widać. Żadnych płomieni, tylko głucha ciemność...

Rodzina Monet, inna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz