Rozdział 56

168 30 23
                                    

ADALIAH

Nie miałam pojęcia, jak Owen chciał dostać się do zamku w Elsolis nie dając się zauważyć komukolwiek, jednak kiedy zaprowadził mnie i Ernesha do stóp Gór Śmierci, które otaczały naszą krainę, zrozumiałam, że miał więcej niż jedną tajemnicę. Czyżby kolejne ukryte przejście, o którym nie wiedział nikt poza nim? 

— Nie wierzę... — Ernesh podparł się pod boki. — Naprawdę chcesz powiedzieć nam, że w Górach Śmierci jest ukryte przejście prosto do naszego zamku?

— Jeszcze nic nie powiedziałem — zauważył doradca.

— Już nie musisz. Twoje myśli wyraziły więcej, niż słowa.

Owen uśmiechnął się pod nosem z dumą, po czym, podobnie jak zrobił to w swoim gabinecie, kilka dni wcześniej, powiódł dłonią po kamieniu. Pojawiły się na nim runy, tworzące drzwi, a po chwili, kiedy elf pchnął je delikatnie, te otworzyły się, ukazując nam długi, ciemny tunel. Uniosłam brwi, patrząc na naszego przyjaciela. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę nikt nie miał o tym pojęcia.

Chciałam zapytać, jak i kiedy powstało to przejście, jednak nie miałam takiej szansy. Owen bez słowa ruszył przed siebie, więc ja oraz Ernesh podążyliśmy za nim. Wydawał się być wyjątkowo pewny siebie, więc nie było możliwości, aby nie miał pojęcia, co robił. On zawsze był krok przed wszystkimi. Nawet przed nami, mimo że to my nosiliśmy korony na skroniach. Czasami szczerze  zastanawiałam się, czy przekazanie mu władzy nie byłoby rozsądniejsze.

Tunel, którym szliśmy, był długi, dość wąski i ciemny, ale i bezpieczny. Nie byłam pewna, ile szliśmy, jednak w końcu dotarliśmy do końca. Owen odwrócił się w naszą stronę i przyłożył palec do ust, dając nam sygnał, abyśmy zachowali ciszę. Nie musiał nas upominać. Byliśmy gotowi i czujni.

Doradca otworzył kolejne drzwi i po cichu prześlizgnął się do jakiegoś pomieszczenia. Nie, nie pomieszczenia. Znaleźliśmy się w głównym korytarzu na dolnej kondygnacji zamku. Całe szczęście nie było tam żadnych strażników, więc nie mieliśmy powodów do obaw.

Owen zbliżył się do żelaznych drzwi, których nie widziałam nigdy wcześniej. Szczerze mówiąc, rzadko kiedy schodziłam do dolnych partii zamku. To było surowo zakazane, więc ani ja, ani Ernesh, nigdy, ale to nigdy, nie próbowaliśmy łamać tej świętej zasady ze względu na ojca. Cóż, wyglądało na to, że wiele na tym traciliśmy, skoro było tam tak chronione pomieszczenie.

Domyśliłam się, że tych żelaznych drzwi nie można było otworzyć tak łatwo i nie myliłam się. Dostrzegłam hasło, które było na nich wyryte w naszym ojczystym języku.

„Zamknij serce, otwórz oczy"

Owen nachylił się do niego, otworzył szerzej oczy i odczekał chwilę. Hasło rozbłysło srebrnym światłem, a po chwili jego jasne, zielone oczy również. Usłyszeliśmy otwieranie się miliona zamków, jednak w końcu drzwi otworzyły się, a my mogliśmy wejść do środka.

— Sprytne — skomentował Ernesh.

Weszliśmy do środka. Naszym oczom ukazało się pięć par pięknych, ale tajemniczych drzwi. Każde z nich były na innej ścianie. Poza nimi pomieszczenie było puste, a oświetlało je jedynie kilka pochodni. Podłoga była ciemna, jakby z czarnego marmuru, w każdym z kątów stały filary, zdobione srebrem i złotem, a na czarnym suficie były wyryte liczne runy.

Było to dosyć dziwne miejsce, ale zaczynałam rozumieć, do czego miało służyć.

— Te drzwi to przejścia do innych krain — powiedziałam z zachwytem, rozglądając się wokół.

— Owszem — Owen podszedł do jednych z drzwi i odwrócił się w naszą stronę. — Trzy pary drzwi, prowadzą do innych krain mieszczących się na naszej wyspie, z którymi mamy przyjazne stosunki, ale jedne z nich prowadzą bezpośrednio do Mortum.

Trylogia Ambicji część 1: W Pogoni Za SzczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz