Niepogoda cz.1

562 31 115
                                    

     Żyłam jak we śnie, choć bardziej przypominało to koszmar.

     Ciepły majowy deszcz znaczył kroplami alejki Bitewnego Cmentarza. Rok wcześniej też padał deszcz. Uważam, że dziś to niebo płacze nad poległymi, gdy tamtego dnia ja płakałam... za Nim. Ciekawe, czy za rok płakać będzie niebo, ja, ja razem z niebem, czy nikt i nic nie będzie już płakać? Bo jak długo zrasta się złamane serce?

     Przez minione trzysta sześćdziesiąt pięć dni nie potrafiłam uwierzyć, że wszystko jest skończone. Wojna, Voldemort, Horkruksy, strach, złość, niepewność, smutek, zmęczenie, stres i... miłość. Zło nie czyha już za zakrętem. Nie muszę obawiać się o własne życie, ani o życie moich przyjaciół. Udało się nam doprowadzić wszystko do końca. Lord Voldemort był martwy. Harry Potter wygrał i ocalił cały magiczny świat.

     Choć wszystko zdawało się układać i powoli wracać do normy, w moim sercu istniała bolesna, jątrząca się rana, której w żaden sposób nie byłam w stanie zaleczyć.

     Pomimo problemów skończyłam szkołę, zaczęłam tworzyć coś, na kształt związku z Ronem, większość moich przyjaciół przeżyło wojnę. Czego mogłam chcieć więcej? Powinnam być wdzięczna światu za to, co posiadam. Inni byli wdzięczni za to, że mogą układać sobie życie po wojnie.

     Kim jestem, żebym miała odwagę prosić o więcej, niż pozostali?

     Natłok myśli w mojej głowie ogłuszał mnie. Czułam się, jakbym nie mogła oddychać. Często mi się to zdarzało, po wojnie. Przez długi czas miałam wrażenie, że gdybym przestała oddychać, wszystko byłoby prostsze. Moje problemy by się zakończyły.

     Miałam prawo do wytchnienia. Miałam przez pewien czas ochotę pomóc mojemu losowi i przeskoczyć wszystkie rozdziały z historii mojego życia, udając się od razu do epilogu. Nie byłby ze mnie dumny, gdyby znał moje czarne myśli. Tylko, że on jakimś prawem zostawił mnie samą.

     Nigdy niczego mi nie obiecał. Nie powinnam mieć roszczeń, w końcu poświęcił się dla dobra całego magicznego świata. Nawet, jeśli tylko ja wiedziałam, ile, tak naprawdę, dla nas poświęcił. Bardzo długo pytałam siebie, dlaczego na to pozwolił? Żeby Voldemort go zabił?

     Prawie byłam w stanie usłyszeć jego głos w mojej głowie mówiący mi, że jak zawsze chcę być wszystkowiedząca. Tylko, że nie byłam już tą samą Hermioną Granger, którą kiedyś złapał na próbie udania się do Zakazanego Lasu.

     Widzisz, Severusie? Nauczyłam się, że istnieją pytania, na które nigdy nie znajdę odpowiedzi.

     W nerwach dzisiejszego dnia gniotłam i tak już mocno wymęczony kawałek pergaminu. Robiłam to tak długo, że papier prawie cały zawilgotniał od potu na moich palcach. Krótki list będący jego pożegnaniem. Byłam tego pewna, gdy pierwszy raz przeczytałam wiadomość. Nie było tam słowa "żegnaj" ani innego zwiastującego rozstanie.

     Nawet się nie podpisał. Nie zdążył, choć nie wiedziałam dlaczego. List urywał się w pół zdania. Nie wiedziałam, jaka była prawda. To jedyne, co mi po nim pozostało. Kilkadziesiąt krótkich słów, bez podpisu. Cząstka duszy Severusa Snape'a zaklęta w papier, w mojej kieszeni.

     – Ty tutaj? – Usłyszałam dobrze znany ze szkolnych lat, męski głos. Chwilę później obok mnie ukazała się sylwetka wysokiego blondyna.

     Kątem oka widziałam jego wychudzoną posturę. Jemu również nie było łatwo po wojnie. Nie widziałam go dnia ogłoszenia wyników egzaminów, ale Prorok Codzienny dużo i często rozpisywał się na temat głowy rodziny Malfoy.

NiepogodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz