67. Prawo i porządek.

136 9 0
                                    

Weszłam do spiżarni, gdzie zastałam Maggie. Uściskałam ją na powitanie, bo bardzo się lubimy.
- Potrzebuje jajek. Carol powiedziała, że tu powinny być - rozejrzałam się.
- Ja potrzebuję mąki. Miałam upiec chleb, bo już nie mamy coś jeść z Glennem.
- Mąkę mam, mogę ci dać, ale nie będzie starczyć dla mnie na ciasto - stwierdziłam.
- Dzięki, ale i tak musimy jechać po te pare rzeczy na Wzgórze, aby dla wszystkich starczyło - orzekła.

Wyszłyśmy z pomieszczenia, widząc, że nie ma tego czego potrzebujemy.
- Chcesz teraz jechać na Wzgórze? - spytałam lekko zdziwiona, bo ja zawsze na wszystko musiałam mieć przyzwolenie Daryla i jego aprobatę - Obie jesteśmy w ciąży, może wyślemy tam kogoś, albo po prostu powiem Darylowi, żeby nam to przywiózł, w wolnym czasie... - Maggie chwyciła mnie za ręce, spojrzałam jej w oczy, ciekawa co chce mi powiedzieć.
- Mary, my kobiety musimy być niezależne. Mamy wspaniałych facetów, ale musisz umieć załatwiać sprawy same - stwierdziła z szerokim radosnym uśmiechem - Nie możesz się ciagle wszystkiego bać! - kobieta pociągnęła mnie w stronę auta. Wsiadłyśmy do środka.
- Nikt nie wie, że jedziemy, może powinnismy komuś o tym powiedzieć...
- Przestań, nie jesteśmy dziećmi - powiedziała brunetka odpalając pojazd. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Może Maggie ma racje. W końcu, co złego może nam się stać?

Na Wzgórze dotarliśmy w południe. Samochód, Maggie zaparkowała za drzewami, tak, że nie było widać go z ulicy. Wpuścili nas za drewniany płot. Weszliśmy do środka. Słońce rzucało złote promienie na pracujących tu, w pocie czoła ludzi.

Pov. Daryl

Wróciłem z polowania. Wszedłem do domu, gdzie panowała cisza, jak nigdy. Zawsze Mary coś śpiewała, krzątając się po kuchni, albo Judith piszczała i głośno się śmiała, podczas zabawy lalkami. Pewny, że dziewczyny są u Ricka skierowałem się do jego domu. Zapukałem i od razu drzwi otworzył mi Grimes. Chyba się dopiero wykąpał, bo miał mokre włosy.
- Widziałeś gdzieś Mary?
- Tak, jakąś dłuższą chwile temu widziałem ją z Maggie, rozmawiały...
- Zniknęło jedno auto, może gdzieś pojechały.
- Nie wiem.
- Jak mogłeś je puścić same? - wysyczałem przez zęby - gdzie one pojechały?
- Jakbyś Maggie nie znał. Cały czas ciągnie ją na Wzgórze. Tym razem wzięła ze sobą Mary. Przyda jej się wyjść do ludzi, a nie trzymasz ją cały czas w domu.
- Nie więżę jej w domu - odburknąłem i biegiem skierowałem się do garażu, po motor. Ruszyłem prosto na Wzgórze.

Pov. Mary

Ludzie ze Wzgórza byli dla nas bardzo serdeczni. Dali nam więcej produktów, niż ich prosiliśmy. Tylko Gregory na nas tak jakoś dziwnie patrzył. Wszystko spakowałyśmy do auta. Niespodziewanie usłyszałam ryk motoru. Na Wzgórze wjechał Daryl. Podeszłam do niego.
- Daryl co ty tu robisz?
- To ja powinienem o to spytać. Dlaczego mi nie powiedziałaś gdzie jedziesz. Wiesz, że martwię się o ciebie, kiedy jesteś poza Alexandrią... - mówiąc to wszystko, był cały podminowany i czerwony z nerwów. Za mocno się mną emocjonuje.
- Spokojnie, wszystko w porządku. Jestem
z Maggie - przytuliłam go delikatnie. Czasami mam wrażenie, że mój dotyk od razu go uspokaja.
- Pomożesz nam pakować jedzenie do auta, skoro już tu jesteś?
- A zrobisz mi w domu szarlotkę? - spytał cicho, prawie mrucząc mi do ucha. Zdziwiłam się, bo Daryl nigdy wcześniej nie wykazał inicjatywy jedzenia słodkości.
- Chciałam zrobić tort, ale dla ciebie zrobię
szarlotkę - uśmiechnęłam się.

Następnie dokończyliśmy pakowanie zapasów. Otrzepałam ręce z kurzu i oparłam się o samochód, aby odpocząć. Przez tą krótką chwile ciszy, miałam wrażenie, że słyszę odgłosy zbliżających się samochodów. Wiecie, teraz kiedy cały świat spowija całkowita cisza, nie ma ruchliwych autostrad, samolotów, remontów i kogutów policyjnych, słychać tylko odgłosy natury, a kiedy jedzie samochód, albo motor, słychać to naprawdę z daleka.
- Miał przyjechać ktoś jeszcze? - spytałam. Daryl spojrzał na mnie, nabierając podejrzeń i bez słowa, żwawym krokiem wszedł na platformę, przy bramie wjazdowej na Wzgórze.
- Po co Daryl tam wszedł, zostały jeszcze owoce - podeszła do mnie Maggie z skrzykną jabłek i postawiła ją na ziemi.
- Mam złe przeczucie... - przerwałam swoją wypowiedz, bo zauważyłam jak Daryl schodzi z platformy i chowa swój motor w krzaki. Później podbiegł do nas.
- Ktoś tu jedzie. Musimy się schować.
- Kto to może być? - chwyciłam Dixona za rękę.
- Odpowiedz sobie, kto oprócz nas odwiedzał to miejsce - ukochany spojrzał na mnie, tym swoim charakterystycznym ostrym, jak żyleta wzrokiem.
- Zbawcy... - szepnęła Maggie, wyjmując mi to prosto z ust.
- Wpuścić nas, wy dupki! - usłyszeliśmy za drewnianej bramy.
- Chodźcie - Daryl pociągnął mnie i Maggie za budynki.

CDN

Dziękuje za gwiazdki ⭐️

Born to die - TWD.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz