Rozdział trzydziesty czwarty

2.5K 285 5
                                    


Zoe

W Nowym Jorku byliśmy jeszcze przed południem. Byłam wykończona, a jednocześnie czułam się tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Za sprawą Alexandra stałam się zupełnie inną osobą i już wtedy wiedziałam, że taka już zostanę. Moje plany na przyszłość uległy diametralnej zmianie. Nie chciałam wracać do policji, nie mogłam. Pozostało mi już tylko przyznanie się do wszystkiego Alexowi i nadzieja, że reszta się jakoś ułoży. Problem jednak polegał na braku odwagi. Próbowałam znaleźć odpowiedni moment, chociaż wiedziałam, że taki nie istnieje.

Po południu usiedliśmy do wspólnego posiłku. Renee wydawała się być nieobecna, co trochę mnie zaniepokoiło. Co prawda nie znałam jej zbyt dobrze, ale nie można było dostrzec trwogi malującej się na jej twarzy. Gdy zjedliśmy, kobieta zabrała głos, nim wszyscy się rozeszli.

– Chciałabym zorganizować spotkanie rodzinne.

– Spotkanie rodzinne? – zapytał zdezorientowany Alexander. – Skąd ten pomysł?

– Chciałabym z wami o czymś porozmawiać. Możesz dopilnować, by wszyscy pojawili się w najbliższy weekend?

– O czym chcesz porozmawiać?

– Powiem wszystko, kiedy każde moje dziecko pojawi się w tym domu – odparła twardo.

– Dobrze. Postaram się sprowadzić ich wszystkich, ale to może nie być takie proste.

– Wierzę, że sobie poradzisz.

Ukradkiem spojrzałam na Richiego, który zdawał się być poddenerwowany prośbą matki, co uświadomiło mnie w przekonaniu, że dzieje się coś złego.

Po śniadaniu Alex i Richie zajęli się spełnianiem woli matki, więc skorzystałam z okazji i postanowiłam odszukać Renee. Kobieta jak miewała w zwyczaju, spędzała czas w ogrodzie. Niepewnie podeszłam do niej, nie wiedząc, czy moja obecność nie będzie jej przeszkadzać. Ta jednak uśmiechnęła się na mój widok.

– Też lubisz ten ogród? – zapytała, wpatrując się w jeden z różanych krzewów.

– Tak, jest niesamowity. – Rozejrzałam się nerwowo dookoła. – Wiem, że to nie moja sprawa, ale czy wszystko w porządku? Od naszego powrotu nie wyglądasz na... zadowoloną.

– Jesteś bardzo spostrzegawcza. Mimo wszystko nie musisz się martwić, nie dzieje się nic, z czym bym sobie nie poradziła.

– Sprowadzenie do domu całej rodziny jest chyba dość rzadkim zjawiskiem.

Usiadła na ławce, po czym poklepała miejsce obok, na znak, że mam się dosiąść. Oczywiście tak też zrobiłam, ciekawa tego, co powie mi kobieta.

– Wiesz dobrze, w czyim domu się znajdujesz, a więc chyba nie do końca dziwi cię fakt, że ściągnięcie wszystkich moich dzieci często graniczy z cudem. Zawsze pojawiają się w dniu moich urodzin. Ale oprócz tego są tu wszyscy tylko wtedy, gdy dzieje się coś złego.

– To musi być przykre.

– Jest. – Uśmiechnęła się smutno. – Powinnam się już przyzwyczaić, ale to ciężkie. Mój mąż zadbał o to, by ten dom kojarzył się z czymś złym. Alexander długo zbierał się w sobie, by się tu wprowadzić. Wcale się nie dziwię.

– Teraz wiele się zmieniło. Myślę, że z czasem będzie lepiej.

– Podoba mi się twoje nastawienie do życia. Alexander właśnie kogoś takiego potrzebuje. Kogoś, kto będzie widział więcej plusów niż minusów i zmniejszy jego pesymizm do życia.

– Nie powiedziałabym, że jest pesymistą – stwierdziłam zamyślona.

– Więc któraś z nas nie zna go tak bardzo, jak się jej wydaje – rzuciła z szerokim uśmiechem, który szybko stracił na sile. – Mogę zadać ci osobiste pytanie?

Blakemore Family. Tom 5. Alexander - ZakończonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz