Rozdział 1 Listy ciąg dalszy i niespodziewany gość

29 3 0
                                    

POV. Katty

Wbiegłam do domu i rzuciłam syrop klonowy na stół. Usiadłam przy mamie, która już zajadała się naleśnikami. Spojrzała na mnie i się lekko zaśmiała. Spojrzałam na nią nie rozumiejąc.

- Widzę że się tu spieszyłaś - Powiedziała rozbawiona i mnie poczochrała po głowie. Mruknęłam na to niezadowolona. W sklepie była drobna kolejka, ale przy kasie stała Pani Grace i plotkowała z sprzedawczynią z jakąś godzinę. Od Mami dostałam wiadomość, że na mnie czekają z pancakes więc gdy tylko wyszłam z sklepu to zaczęłam biec do domu.

- Musiałam się spieszyć. Bo jeszcze byś mi zjadła wszystko! - Powiedziałam i pokazałam mamie język. Ta zmarszczyła nos i już miała coś powiedzieć, gdy Jannet położyła na stole kolejną porcję pancakes. Szybko zgarnęłam kilka na talerz i oblałam syropem. Szybko zaczęłam je wcinać - Nie udało ci się mnie wkręcić.

- Co?

- Zostawiłaś mi list z jakiejś szkoły Magii. Nie nabrałaś mnie. - Powiedziałam, ale mama dalej spoglądała na mnie nic nie rozumiejąc. Mruknęła cos w stylu "Aha" i wróciła do jedzenia. Mami się do nas przysiadła i również zaczęła jeść.

NASTĘPNEGO DNIA

Spięłam rude włosy w kok i zaczęłam pakować swoje ubrania. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Weszła Mamiś i usiadła obok mnie na łóżku.

- Widzę że już się pakujesz - Powiedziała z lekkim uśmiechem przyglądając mi się.

- Tak. Już nie mogę się doczekać, aż wyjedziemy - Powiedziałam szczęśliwa, a mama podała mi dwa listy. - Co to?

- Znalazłam w skrzynce przed chwilą - Powiedziała. Spojrzałam i okazało się, że to były identyczne listy co wczoraj. Westchnęłam poirytowana i poszłam do mamy, którą wciąż uważałam za żartownisia. Ta piła sobie kawkę w salonie. Rzuciłam jej na stół listy, a ta spojrzała na mnie z podniesioną brwią - Mówiłam już że się na to nie nabrałam.

- Ale to nie moja robota... Może ktoś z znajomych robi ci żarty... - Powiedziała, a ja westchnęłam. Marta to moja jedyna przyjaciółka, ale dziewczyna z którą spędzam czas na uczeniu się nie robiłaby mi tak głupich żartów. Poza tym teraz jest z rodzicami na wakacjach. - W każdym razie to nie jest moja robota. - Stwierdziła i wzruszyła ramionami a mi coś mówiło, że powinnam jej uwierzyć. 

Westchnęłam i dałam listy do kosza wróciłam się pakować. Miałem nadzieję, że to koniec z listami ale wieczorem gdy wyrzucałam śmieci to nazdepnełam na kolejne listy. Identyczne jak wcześniejsze. Przed chwilą ich tu nie było! Schyliłam się aby je podnieść i wtedy usłyszałam huczenie słowy. Podniosłam wzrok i na naszym parapecie zobaczyłam śliczną białą sowę. Byłam zaskoczona. Tutaj nigdy nie ma sów. Mieszkamy na obrzeżach miasta zdala od lasu.

- Dziwne - Mruknełam pod nosem i wróciłam do domu.

KILKA DNI

Znowu szłam pod listy. Żartowniś wysyłający listy sobie nie odpuścił ani na moment. Z każdym dniem znajdowałyśmy coraz więcej listów. Mama żartuję, że przynajmniej mamy co rzucić na opał, ale mi nie jest do śmiechu. Nie czuję się z tym komfortowo, że ktoś codziennie wypisuje do mnie po kilkanaście listów. Pytałam już listonosza czy wie coś na temat listów, ale ten mówi, że te widzi pierwszy raz w życiu i na pewno ich nam nie przynosił. Uwierzyłam mu. Zastanawiałam się czy nie powinnam pójść do biblioteki i skorzystać z ich komputera aby coś się dowiedzieć, ale dzisiaj była zamknięta. Otworzyła drzwi i spojrzałam na wycieraczkę.

Pod drzwiami pojawiły się kolejne listy, ale tym razem przed drzwiami stał starszy człowiek. Był dość wysoki, a jego broda sięgała mu poniżej pasa. Miał na sobie bardzo długi płaszcz mimo że na dworze była wysoka temperatura. Spoglądał na mnie swoimi jasnoniebieskimi oczami zza okularów które spoczywały na jego haczykowatym nosie. Uśmiechnął się na mój widok. W pierwszej chwili pomyślałam, że jest to bezdomny który przyszedł żebrać, ale zorientowałam się, że jest czysty i nie wygląda jakby spędził czas na ulicy.

- Dzień dobry Panienko Jones. - Powiedział z uśmiechem. A ja poodskoczyła zaskoczona. Niespodziewałam się, że człowiek zna moję imię szczególnie że widze go pierwszy raz w życiu. A mam dobry kontakt z krewnymi. Wiekszość znam. Daleki kuzyn? Przyjaciel mamy albo mamiś?

- Kim pan jest?

- Jestem Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore, Dyrektor Hogwartu. - Powiedział i od razu w głowie mi zaświtało.

- To pan wysyła do nas te listy!

- Kochanie z kim rozmawiasz? - Usłyszała nagle z środka domu, a po kilku chwilach mama znalazła się obok mnie. - Dzień dobry proszę pana.

- To te pan co wysyła nam listy!

- Och... Mogę wiedzieć czemu pan nas nęka?

- Mogę wszystko wytłumaczyć - Powiedział z uśmiechem i nim się zorientowałyśmy był już w mieszkaniu i kierował się do salonu.

- Dziwak - Burkneła mama i poszła szybko do salonu.

Mamiś była w kuchni i gdy tylko usłyszała zamieszanie szybko do nas podeszła. Razem z mamami skierowałyśmy się do salonu gdzie ten człowiek przyglądał się już naszym zdjęciom na kominku. 

- Mają panie bardzo piękny dom. - Powiedział i spojrzał na nas, ale po chwili westchnął widząc nasze miny - Chciałem dowiedzieć się czy córka pań będzie uczęszczać do naszej szkoły.

- Szkoły Magii? - Prychnęła moja mama rozbawiona. Lekko się przed nas przesunęła, aby w razie czego nas bronić. Założyła ręce i wyprostowała się by wyglądać na wyższą.

- Owszem. Często niestety zapominam, że mugole nie mają w ogóle pojęcia o naszej szkoły i wysłanie sowy niewiele daje. I listy lądują w koszu albo w kominku - Mruknął patrząc na kominek w którym dopalał się list z wczoraj.

- Mugole?

- Osoby niemagiczne.

- A nasza córka niby jest magiczna? - Mama zaczęła się denerwować. Martwiła się o nas - Prosze sobie nie żartować. Najlepiej niech pan opuści nasze mieszkanie, albo dzwonie po policję.

- Owszem. Ma talent magiczny po swoich rodzicach - Powiedział, a naszą trójkę na moment zamurowało.

- Pan... znał moich rodziców? - Powiedziałam cicho czując jak serce na moment mi zamiera... Skąd mógłby ich znać?

- To niemożliwe. Katty została porzucona na śmierć. Gdybyśmy jej nie znalazły dzisiaj by nie żyła. - Powiedziała Abigail i spojrzała na człowieka wzrokiem który mógłby zabić.

- Lily i James Potterowie mieliby inne zdanie na ten temat - Powiedział i z kieszeni w płaszczu wyciągnął jakieś zdjęcie, wyciągnął dłoń w moim kierunku. Zmarszczyłam brwi i niepewnie do niego podeszłam.

Zabrałam od niego zdjęcie i na sekunde mnie zamurowało. Na zdjęciu byłam ja... osoba bardzo podobna do mnie ale starsza. Dałabym jej nie wiecej niż 20 lat. Kobieta siedziała z głową na ramieniu mężczyzny o ciemnych włosach i brązowych oczach. Jej rude włosy identyczne jak u mnie spoczywały na jego ramieniu. Oboje trzymali na rękach małe dzieci. Chłopca o brązowych włosach i dziewczynkę z kilkoma rudymi loczkami. Tym razem serce zabiło mi mocniej.

- Co to ma znaczyć? - Szepnęłam zaskoczona i poczułam na ramieniu dłoń mamiś która z zaskoczeniem wciągnęła powietrze, gdy tylko zobaczyła to zdjęcie.

**************************************

Podoba się? Zostawcie swoją opinie w komentarzu! Uwielbiam je czytać!
W oczekiwaniu na kolejną część zapraszam do moich innych książek!

Siostra wybrańca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz