Raveena
W ciągu ostatnich kilku dni zdążyłam złapać trochę kontaktu ze starymi znajomymi ze szkoły, ale nie był on na tyle ciekawy, bym planowała kolejne wyjścia. Większość osób zajmowała się podaniami na studia, pracą bądź swoimi drugimi połówkami. Nasze rozmowy spełzały na niczym, więc większość czasu spędziłam finalnie na social mediach oraz forach na temat uczelni. Miałam wielkie plany związane ze studiowaniem, ale nauka w Anglii i sposób życia tamtych znajomych uświadomiły mi, że wcale nie zależało mi na prestiżowej uczelni i studiach dziennych. Z niewiadomych mi powodów zaczęłam się zastanawiać nad nauką weekendową i pracą na pełen etat. Myślałam również o moim porzuconym dawno temu marzeniu związanym z prowadzeniem własnej restauracji, ale to musiał być chyba efekt mojego ostatniego spotkania z Evrenem i wizji pracy z nim jako wspólnikiem. Chyba odrobinę za mocno wchodziłam w tę znajomość. A raczej w jej brak, bo od tygodnia nie widziałam chłopaka na oczy. I trochę mnie to denerwowało.
— Co to za mina? — zapytała mnie mama, wychodząc na taras z tacką, na której miała dwie filiżanki, dzbanek herbaty oraz stos kolorowych kanapek z mnóstwem warzyw.
Usiadła naprzeciwko mnie, rozłożyła prowiant i podsunęła mi pod nos herbatę. Na jej twarzy malował się subtelny uśmiech, który sprawił, że sama również się uśmiechnęłam.
— Zastanawiam się na tym, czego chcę po wakacjach.
— To znaczy? Mówisz o studiach?
— Tak, złożyłam podanie na uczelnię w Seattle i na tę w Nowym Jorku na psychologię, ale podoba mi się też perspektywa studiowania kryminologii weekendowo i nie wiem... Chciałabym pracować i mieć swoje pieniądze z czegoś, co lubię.
Mama przez chwilę błądziła wzrokiem po mojej twarzy, a potem znów się uśmiechnęła. Tym razem w ten specyficzny, zadziorny sposób.
— A co podpowiada ci serce?
Przewróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem. Oczywiście, że o to zapytała.
Upiłam łyk herbaty, zastanawiając się nad odpowiedzią. Co podpowiadało mi serce? Że mam prawie osiemnaście lat i nigdy nie byłam w związku w przeciwieństwie do zatrważającej większości moich znajomych z Seattle. Że nie mogę przestać myśleć o najlepszym przyjacielu mojego brata. Że odżyło we mnie marzenie posiadania restauracji.
— O czym marzyłaś, gdy byłaś w moim wieku? — odpowiedziałam pytaniem.
— Moje marzenia były bardzo smutne — przyznała, a jej twarz wykrzywił żal. — Chciałam by zaakceptowała mnie matka, która jak się kilka lat później okazała wcale nie była moją matką. Chciałam być wystarczająca i godna jej miłości. Ale nie byłam. To znaczy byłam, ale wtedy tego nie wiedziałam, bo za bardzo skupiałam się na tym, że jestem wybrakowana.
— A teraz o czym marzysz?
— O szczęściu moich dzieci i długim życiu z moim mężem. — Mama odłożyła kubek na stół i opierając na nim łokcie, nachyliła się w moim kierunku. — Co cię tak pochłania, skarbie? Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, a ja nie będę cię osądzać. Nie chcesz iść na studia?
— Nie, to nie o to chodzi. Po prostu spotkałam się z dziewczynami ze szkoły i każda jest w związku, a ja... Cóż, nie jestem i nie byłam. Trochę mnie to przytłoczyło.
— Z doświadczenia wiem, że nie ma co się spieszyć. Miłość przychodzi sama, nie powinno się jej szukać ani nadmiernie jej oczekiwać. Ona przyjdzie w odpowiednim momencie. A raczej wraz z odpowiednim człowiekiem.
— Trochę się boję, że mam zbyt wygórowane oczekiwania po tym, co widzę w domu — przyznałam, uśmiechając się złośliwie. — Jeśli ktoś nie pokocha mnie tak, jak tata kocha ciebie?
— Na pewno nikt nie pokocha cię tak, jak Royce kocha mnie. Wiesz dlaczego? — Uniosła brew. — Bo każdy kocha w inny sposób. Jeśli ktoś cię naprawdę pokocha, da ci tyle, ile będzie potrafił. Jesteśmy tak bardzo różni, że miłości nie powinno się porównywać. Wiesz... Miłość to miłość, nie ważne jak jest okazywana, ważne by była bezinteresowna i szczera. Możesz trafić na chłopca, który będzie cię kochał za cały świat, ale nie będzie potrafił tego pokazać.
— Kiedy zainteresowanie drugim człowiekiem zaczyna być niebezpieczne?
Mama zmarszczyła brwi w niezrozumieniu, po czym jeszcze bardziej się do mnie nachyliła. Jej jasnobrązowe oczy były podejrzliwe, ale i podekscytowane.
— Przyznaj się, młoda damo, kto zajmuje twoje myśli.
Przygryzłam wargę.
— Oj tam od razu zajmuje moje myśli...
— Czy ten chłopak ma szaroniebieskie oczy i smutny uśmiech, a przy tym jest równie słodki, co gorzki?
Odwróciłam wzrok, bo to, jak szybko mnie przejrzała było przerażające.
— Nie rozumiem tego — przyznałam kapitulacyjnie. — Po prostu nie rozumiem. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Nawet nie wiem... Nie wiem, o co mi właściwie chodzi, ale nie mogę przestać wracać do niego myślami.
— To dobry chłopiec, Ravi. Ale bardzo kruchy i zagubiony.
— Chyba traktuje mnie jak młodszą siostrę i to nie do końca mi odpowiada.
— Spokojnie, ja też traktowałam twojego ojca jak coś nieosiągalnego, a on uważał, że go nie lubię. Był wytrwały i cierpliwy w kruszeniu moich murów i udało mu się go zburzyć w całości. Niemniej zaczęliśmy od przyjaźni i tobie też to radzę. Evren na pozór wygląda jak ktoś, do kogo lgną ludzie, ale prawda jest zgoła inna. Jest samotnikiem, który rozdrapuje swoje rany w samotności i pozwala, by na jego bliznach powstawały kolejne blizny.
— Ktoś musiałby być wielkim ignorantem, by nie widzieć tego, jak przygnębiające są jego oczy.
— Ludzie często są ignorantami, gdy zauważają problem. Odpuszczają, bo tak jest łatwiej.
— Na szczęście ja nigdy nie należałam do osób, które odpuszczają napotykając przeszkody. — Wyprostowałam się na siedzeniu i sięgnęłam po kanapkę. — Myślisz, że mogłabym pójść do niego do pracy i zapytać właścicielki, czy nie potrzebują pomocy?
Mama roześmiała się wesoło i również sięgnęła po kanapkę.
— Myślę, że Evren ucieszy się z twojego towarzystwa bardziej niż możesz sobie wyobrażać. Na przekór temu, co mówią ludzie, samotnicy czasem potrzebują by ktoś chwycił ich za rękę. A przynajmniej jakaś część, w której byłam ja. Gdyby Ce nie był tak zmotywowany do zaprzyjaźnienia się ze mną, dzisiaj na pewno nie jadłybyśmy tych kanapek.
— Wezmę to za odpowiedź twierdzącą.
Parsknęłyśmy śmiechem i atmosfera ponownie zelżała. Postawiłam sobie cel: zaprzyjaźnić się z Evrenem Raylandem. I dopnę swego, bo mam na nazwisko Faridan. A Faridanowie się nie poddają i nie odpuszczają.
— Hej — odezwał się tata, wychodząc znienacka na taras. — Co tam? Kolacja beze mnie? Auć.
Pochylił się nad mamą, objął jej twarz dłonią i odchylił jej głowę, by następnie pocałować ją w policzek. Potem podszedł do mnie i gdy byłam pewna, że mnie również pocałuje, odgryzł kawałek mojej kanapki.
— Hej! — Trzepnęłam go w ramię. — Masz cały talerz.
— Żadna nie smakuje tak dobrze jak ta, która znajduje się w twoich rękach — zakpił wesoło, po czym pocałował mnie w policzek. — Co robiłyście dzisiaj? Produktywny dzień? U mnie bardzo, skończyłem rękaw gościa, który był u mnie po raz siódmy i mam serdecznie dość tatuowania wilków, lasu i wplątywania w to imion jego sześcioosobowej gromady dzieci. Dziękuję bardzo, pasuję.