9

195 17 4
                                    

- Nie! Nie pójdę tam!

- Pójdziesz, bo inaczej cie wyleją!

Stałyśmy z mamą w kuchni wydzielając się na siebie. Ostatnio takie kłótnie zdarzały się coraz częściej. Przywykłam do ciągłego bycia opiepszaną o bzdety, takie jak nie umycie jednego talerza, lub zostawienie kubka po herbacie w salonie. Z małych sprzeczek wychodziły wielka awantura. Gdyby moi rodzice byli normalnymi rodzicami to zapomnieli by już dawno o moich "przewinieniach", jednak to byli moi rodzice, którzy przy każdej kłótni wyciągali stare sprawy.

- Nie pójdę. - Uparłam się.

- Nie wiesz nawet na co masz iść. Tak to jest wolontariat, dyrektorka dala nam ultimatum i pozwoliła wybrać. Stwierdziłam, że ci się spodoba. Organizacja koncertów, również ze strony komputerowej. - W sumie...co mam do stracenia? Brzmi dobrze. - Po twojej minie widzę, że jesteś zainteresowana. Wszystko zaczyna się o 15. Ubierz coś na siebie, nie możesz iść w piżamie. Ruchy, ruchy! Podwioze cię, bo i tak jesteś spóźniona. Dołożymy ci się do mieszkania.

- Ile?

- Połowę kwoty my zapłacimy. Dobrze?

Kiwnęłam głową na zgodę, po czym wspiełam się na schody. Szybka zmiana ubrań, lekki makijaż, rozczesanie włosów i byłam gotowa.
Jadąc w aucie, przeczytałam nowe smsy.

Przeczytałem wczoraj twoje wiadomości. Wszystko w porządku? Jak oko? Żyjesz?

Od razu odpisałam:

Żyję, jest dobrze. Jadę na wolontariat, jak wrócę to pogadamy, ok?

Na zajęciach nie było tak nudno jak myślałam. Przydzielono mnie do grupy, która zajmowała się głównie obsługą techniczną oraz komputerową. Zaczęliśmy od teoretyki. Nie była ona dla mnie interesująca, większość tych rzeczy już dawno robiłam, więc po prostu nie uważałam. Całą swoją uwagę poświęcałam jednak prowadzącemu. Dobrze zbudowany, nieziemsko przystojny brunet z mega niebieskimi oczami - Perfekcyjny. Jednak jak dla mnie trochę za stary, 27 lat na pewno miał już na karku.
Później napisaliśmy prosty test, po czym znów przydzielono nas do mniejszych grup.
Siedziałam teraz w sali, której ściany pokryte były plakatami przeróżnych gwiazd, aktorów, piosenkarzy. Koło mnie na plastikowych krzesłach siedziały trzy osoby. Ewelina, Tomek i Apple (Tak, to jej prawdziwe imię. Pytałam trzy razy). Nasz instruktor zrobił nam jedną integracyjną grę, po czym wyszedł z sali. Dlatego znam ich imiona.
Niezręczna cisza stawała się coraz bardziej męcząca. Jednak wszyscy siedzieliśmy w milczeniu. Byliśmy na tyle zakłopotani tą sytuacją, że nikt nie odważył się odezwać. Zbawienie nadeszło wraz z otwartymi drzwiami. Do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku, w ręku trzymał plik kartek.

- Proszę o to plan i zachcianki naszych gwiazd. - Rozdał wszystkim papiery. - Jako że jesteście najlepszą grupą, od razu zaczniemy przygotowania do koncertu, który odbędzie się w tą sobotę. Jakieś pytania?

- Kto będzie występował? - Sama nie wiem dlaczego to ja odezwałam się pierwsza.

- Zespół Andre Please. Głównie rock, muzyka alternatywna.

Chwytliwa nazwa. Andre proszę! Brzmi jakby ktoś błagał, aby jakiś Andre stworzył tytuł dla zespołu i przypadkiem go sam wymyślił. Miałam wrażenie, że to prawda. Tak powstają najbardziej chwytliwe tytuły - przypadkiem.

- Przeczytajcie uważnie co wam dałem i widzimy się jutro, tylko o 15 pod tym adresem co pisze na kartce. Zgoda?

- Tak...

- Mhm.

- Jasne..

- Nie słyszę. Jeszcze raz. - Instruktor zagrzewał nas do... do czego właściwie? Odpowiedzi? - Zgoda?

- Tak. - Odpowiedzieliśmy chórkiem.

- W takim razie do widzenia, widzimy się jutro.

Dam radę // Loïc Nottet ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz