Rozdział XVI

4 1 0
                                    

Komnata w której byłam ulokowana mieściła w sobie toaletkę, szafę, łóżko i stolik z dwoma krzesłami. Na jednej ze ścian były dwie wydrążone dziury które ukazywały widok na rzekę i grobowce mieszczące się za Dworem Ćmuch i przed wejściem do Dworu Mdłych Wód. Prócz okien na ścianie wisiało proste lustro od sufitu do ziemi i mimo braku chęci do spojrzenia w nie i ujrzenia nieśmiertelnej siebie, podeszłam. I ujrzałam „lepszą" wersje siebie. Blada cera, ciemne krucze zaplecione w warkoczyki włosy, ostre rysy, zgrabny nos, pełne krwisto-czerwone usta. Brak zadrapań, pyłu czy blizn po ranach – tylko nieskazitelna skóra, gładka i chłodna w dotyku. Blade ramiona naznaczone runami, gładkie nie skalane brudem dłonie z idealnymi ostrymi paznokciami delikatnie ubrudzonymi krwią (Kazimierza), na ciało zarzuconą miałam lekko prześwitującą burzliwo-popielatą suknie na to zbroję i biżuterie, długie zgrabne nogi wcześniej brudne i pełne blizn teraz czyste i gładkie, byłam boso ale nie przeszkadzało mi to gdyż nie czułam zimna.

Byłam idealna.

Byłam Popielatą Cesarzową naznaczoną idealizmem i nieśmiertelnością.

Nie chciałam nieśmiertelności ale musiałam ją dzierżyć by zdobyć władzę, by zasiąść na tronie Dworu Burz. By wygrać.

Westchnęłam ciężko odwracając się od lustra ściągając jednocześnie zbroje a w mojej głowie cały czas toczył się wir myśli które nie dawały mi spokoju.

Czy się zgodzą? Jeśli tak to na jakich warunkach?

Czy podołam? A jeśli nie to co się stanie?

Czy jestem sobą? Mam dwie duszę i nie rozumiem czyje to myśli.

Co się stanie w Wietrznych Domostwach? Jak to rozegrać?

Jakie szanse mam z Drogomirą? Są niskie czy wysokie?

Ile dworów stanie za mną? Mało czy Dużo? I czy w ogóle ktoś stanie za mną?

Czy zwyciężę? A jeśli przegram? Co w tedy?

Takie myśli towarzyszyły mi do uśnięcia a gdy myślałam że to będzie spokojna noc to się przeliczyłam.

Z koszmaru wybudziło mnie walenie w drzwi. Gwałtownie uniosłam się z łóżka nie do końca świadoma że to rzeczywistość. Chwile mi to zajęło. Odchrząknęłam wyzbywając się chrypki i zawołałam:

- Wejść! – drzwi do komnaty uchyliły się a w nich pojawiła się sylwetka jednego z wojowników. – Co się stało?

- Nic, pani. – widząc moją uniesioną brew wymamrotał – Krzyczała pani.

Odetchnęłam nie zdziwiona tym faktem. Po tym co zobaczyłam... Wzdrygnęłam się lekko ale niemal natychmiast opanowałam się widząc wzrok wojownika.

- To nic. – rzuciłam wstając z łoża – Czy słońce już wstało? – mimo dziur służących za okna nie byłam wstanie tego oszacować.

- Jest ranek, pani. – poinformował mnie wartownik, po chwili dodał – Pani Świątyni Opętanych pyta czy zje pani z nimi śniadanie.

- Czy mają przygotowaną odpowiedź? – spytałam jednocześnie zaplątując warkocza z białą i granatową wstążką.

- Pani mówi że tak.

- W takim razie chętnie spożyje z nimi posiłek. Poinformuj ją o tym. – wartownik skłonił się przede mną i zniknął zamykając za sobą drzwi. – No cóż... Co mam ubrać?

To było dobre pytanie prócz sukni którą miałam na sobie oraz zbroi leżącej na stole nie miałam nic innego. W milczeniu przyglądałam się swojemu odbiciu które żyło własnym życiem, w tej chwili akurat było w trakcie mierzenia mnie zirytowanym wzrokiem który poinformował mnie że bardzo nie podoba mu się fakt że ubiorę te samą suknie.

- Nie mam innej. – mruknęłam cicho. Odbicie skrzyżowało ręce na piersiach w zamyśleniu po chwili jej usta wygięły się w zadowoleniu, najprawdopodobniej ze swojego pomysłu – Co wymyśliłaś?

Odbicie zignorowało mnie odwracając się i powoli odchodząc. Gdy znikło nie byłam wstanie stwierdzić czy powinnam się martwić czy nie, westchnie wszy odwróciłam się tyłem do lustra mając zamiar ubrać zbroje, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie omal nie wyrywając się z zawiasów. W progu stanęła jedna z Władczyń Mokradeł Dusz, dokładnie to niska ciemno skóra blondynka, która aktualnie na sobie miała długą brązowo-zieloną suknie z długimi i szerokimi rękawami. Zaraz za nią stały dwie służące i dwoje służących noszących jakieś pakunki i kufry z ciemnego drewna.

- O co chodzi? I... co to jest? – to że byłam zaskoczona to mało powiedziane, szczerze myślałam że blondwłosa władczyni mnie nie lubi sądząc po jej niektórych wczorajszych reakcjach.

- To są suknie, spodnie i koszule – wskazała na dwie służące – To jest reszta zbroi – wskazała na służącego z największym kufrem – To jest biżuteria i dodatki – wskazała na ostatniego służącego który niósł dwa małe kufry – a to są buty. – wskazała na niesiony przez siebie pakunek. – Wiem że nie masz nic prócz tej sukni i pasa ze smoczej skóry więc przyniosłam ci trochę rzeczy!

- Skąd wiedziałaś, że nic nie znalazłam ani nic nie wyczarowałam czy dostałam?

- Twoje odbicie poinformowało moje o tym fakcie. – Słowianka wzruszyłam ramionami nie wzruszona.

- Nie lubisz mnie. – zauważyłam jednocześnie przyglądając się jak służący przygotowują i rozkładają wszystko na łóżku i stole, jeden ze służących przyniósł nawet tace z dwoma filiżankami.Słowianka machnęła ręką.

- Owszem nie za bardzo rozumiem twój tok myślenia i nie podoba mi się fakt że zabiłaś mi kochanka – Bełt był jej kochankiem?! Nie wiem komu współczuje bardziej. Jej czy mu. – Ale masz racje co do Wietrznych Domostw i Drogomiry. – podała mi filiżankę z przeźroczystą cieczą.

- Okej... - mruknęłam lekko zaskoczona ale wzięłam od niej filiżankę i upiłam łyk, niemal natychmiast zaczęłam się lekko krztusić. – Co to..?

- To wódka. Wy z Doliny Susulu pijecie te cholerne wino zamiast jak normalni Słowianie wódkę. – Kobieta prychnęła sama upijając łyk.

- Raz w życiu napiłam się wina.

- O jeden raz za dużo, kochana.

- Rozchorowałam się po tym. – dodałam lekko rozbawiona.

- Tak to jest gdy pijesz coś co nie jest ci dane – Władczyni zmarszczyła brwi mierząc wzrokiem biżuterie przez nią przyniesioną – A i przy okazji jestem Czębira.

- Grzymisława.

Popielate Dziecię - Czysta Stal -Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz