POV. DYLAN
Obudziłem się gdy Hailie jeszcze spała. Na zewnątrz było już spokojnie, jednak nadal wszystko było mokre. Wziąłem do rąk telefon, ale już po chwili ten się wyłączył bo miał jeden procent. Podszedłem więc do kuchni po ładowarkę bo tam ją ostatnio zostawiłem, jednak szybko o niej zapomniałem gdy zobaczyłem że kawałek płotu jest wygięty tak, że ktoś bez problemu mógłby wejść nam na ogród.
Na ogół nie udałoby się nikomu wejść na nasz teren, jednak jest jeden kawałek płotu który nie jest skończony i nikogo ten fragment praktycznie nie interesuje. Zerwałem się i popędziłem sprawdzić czy wszystkie wejścia do domu są zamknięte. Na szczęście wszystko było pozamykane. Stwierdziłem że musiała być po prostu zepsuta wcześniej, ale przypomniałem sobie o krokach które słyszałem wieczorem.
Ale jak ktoś mógł do nas wejść? Na noc spuszczane są psy które litości raczej nie mają i nie są przyjazne w stosunku do innych. Szybkim ruchem włożyłem na siebie buty i wyszedłem na dwór. Zacząłem chodzić po trawie i szukać psów, które na dobrą sprawę widzę może 2 razy na rok. Na mojej drodze napotkałem 2 dobermany siedzące w swoich budach. Gdy mnie zobaczyły nawet się nie poderwały tylko patrzyły na mnie zmęczonymi oczami ponieważ wiedziały że jestem domownikiem. Nasze psy nie były domowe, jednak nie żyły jak typowe podwórkowe psy. Miały malutkie pomieszczenie które było ogrzewane, stały dostęp do wody i jedzenia no i wokół budowli którą można by było nazwać ich luksusowym kojcem był płot więc psy mogły się wybiegać na dość dużym terenie nawet gdy nie były wypuszczone na noc. Nie pasowała mi tylko jedna rzecz. Psy były bardzo senne i dziwnie się zachowywały. Dokładnie tak, jakby ktoś dał im jakieś tabletki uspokajające i usypiające które działają sto razy intensywniej. Stwierdziłem że gdy będą takie przez jeszcze kilka godzin, zadzwonię po weterynarza.
Już miałem wracać do domu, gdy przy oknie zobaczyłem małą karteczkę. Myślałem że to paragon, jednak ostro się myliłem. Przeczytałem pierwsze słowa. Zamarłem. Treść brzmiała:
"W końcu mamy cię na wyciągnięcie ręki, mała Hailie"
Trzęsącymi się rękami obróciłem karteczkę na drugą stronę.
"Zabawę z monetami czas zacząć"
Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie przeczytałem. Mojej młodszej siostrze zagraża najprawdopodobniej ogromne niebezpieczeństwo. Przypomniałem sobie jak wczoraj słyszałem kroki, a Hailie mówiła że ktoś jest na ogrodzie. Teraz wszystko się zgadzało.
Wleciałem do domu jak poparzony. Bez zdejmowania butów popędziłem do pokojów braci i zbudziłem ich wszystkich, pilnując jednak aby Hailie nie wstała. Wziąłem braci za sobą do swojego pokoju.
– Co jest? – Spytał Tony przecierając oczy – Jesteś w ciąży? – prychnął.
– Zamknij mordę – powiedziałem.
Wyjąłem z kieszeni pomiętą kartkę i położyłem ją na stoliku wokół którego siedzieliśmy. Moi bracia po kolei czytali treść zawartą na kartce.
– Gdzie to znalazłeś? – Spytał Will
– Na zewnątrz przy oknie salonowym. Tym największym – odparłem.
– Ale jak... Przecież są psy? Jak ktoś to podrzucił? – Shane zapytał mnie pocierając czoło
– Psy zachowują się dziwnie, zaglądałem do nich. Są bez życia. Ktoś je czymś nie wiem, naszprycował więc nie wykonywały dobrze swojej pracy i ktoś wszedł na podwórko. W jednym miejscu jest zagięty płot, z łatwością można by było wrzucić tam coś psom – westchnąłem
– Ale to niemożliwe, nie dzwonił żaden alarm ani nic – Stwierdził Shane
– Była burza, urządzenia mogły mieć jakieś zakłócenia. Albo ktoś jest na tyle sprytny że je popsuł – odparł Will.
– Przy okazji, ja i Hailie słyszeliśmy kroki w nocy. Mówiła mi że ktoś jest na dworze, ale powiedziałem jej że to nasze psy. Gdy zasypiałem czułem jak ktoś na mnie patrzy, to pewnie ta osoba – zerwałem się z łóżka – Kto to może być, do cholery?
– Dylan, dobrze wiesz że pełno osób chce nam zaszkodzić. A teraz jest Hailie. Przykro mi to mówić, ale teraz po prostu mają więcej możliwości. – oznajmił zmartwiony Will biorąc do ręki telefon – Musimy pilnie zadzwonić do Vincenta, a ty Dylan chodź ze mną.
Już po chwili byliśmy połączeni z naszym najstarszym bratem który siedział w pokoju hotelowym. Powiedzieliśmy mu dokładnie wszystko co się działo. Od rozpoczęcia burzy do dzisiejszego ranka, gdy znalazłem papier obok okna.
– Posłuchajcie mnie uważnie – powiedział poważnie. Widać było że się przejął. – Postaram się wrócić jutro w południe. Przełożę spotkania lub połączę się z tymi osobami przez komunikator. Na tą chwilę waszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa siostrze. Nie wiemy czy nie zamontowali nigdzie kamer więc nie wychodźcie z domu. Gdy tylko zacznie się zachód zasłońcie wszystkie rolety i dopilnujcie czy wszystko jest zamknięte. Hailie ma nie być sama nawet przez sekundę więc oczekuję też że któryś z was położy się z nią, ale nie w jej pokoju tylko w korytarzu w którym pracuję w pomieszczeniu z rozkładaną sofą. Nie wiemy jakie ta osoba ma zamiary, ale najważniejsze jest to żeby nie wiedziała co robimy w danym momencie lub myślała że nas nie ma. I najważniejsze. Nie wiem jak to zrobicie ale macie nic jej nie mówić o tym co się dzieje. Musicie coś wymyślić ale myślę że dacie radę. – powiedział te kilkanaście zdań w skupieniu, więc nikt mu nie przerywał.
Chwilę później się pożegnaliśmy. Po rozmowie z Vincentem doszło do mnie, że nasza siostra jest w naprawdę ogromnym niebezpieczeństwie bo osoby które chcą nam zaszkodzić zwykle są również bardzo bogate i wpływowe, ale również inteligentne.
*******************************
A/N: miało dzisiaj nie być rozdziału bo są co 2 dni, ale tak jakoś fajnie mi się pisało więc niespodziankaaa
CZYTASZ
Rodzina monet - Siostrzyczka
FanfictionCo by się stało, gdyby Hailie była o wiele młodsza w czasie gdy jej mama i ukochana babcia uległy wypadkowi? Czy jej bracia przyjęliby ją tak samo, a może wachali by się nad wzięciem pod opiekę małego dziecka? Ta "książka" to fanfiction. Oryginalne...