Rozdział 72

74 2 0
                                    

Pojawiłem się w szkole dopiero tydzień po rozpoczęciu roku. Miałem do załatwienia, cóż, pewne sprawy a w dodatku w pierwszym tygodniu zawsze są powtórki.

W niedzielę w nocy znalazłem się w budynku. Poczułem ulgę wracając do tego miejsca. Voldemort nie będzie mógł mi tak zawracać dupy. Oczywiste, że będą po mnie przysyłać i wysyłać w jakieś nienormalne miejsca. Mimo "statusu" nie miałem za bardzo wyboru. To oni zmuszali mnie do brania we wszystkim udziału.

Wchodząc do Pokoju Wspólnego zauważyłem Theodore'a i Blaise'a, którzy siedzieli na kanapach naprzeciwko siebie. Oprócz nas nie było nikogo innego. Podszedłem do nich wolnym krokiem witając się z nimi piątką. Nott był zdecydowanie nie w sosie. Naburmuszony siedział wpatrując się w kominek. Zabini za to pisał na założonej nodze zadanie. Usiadłem obok nich. Coś było ewidentnie nie tak. Mimo to postanowiłam siedzieć cicho. Każdy miał swoje problemy i sprawy

A moim problemem była dziewczyna o blond włosach i zielonych oczach. Gdy zostawiła mnie poobijanego w lesie, wiedziałem co zrobić. Wróciłem szybko do dworu, żeby nikt niepotrzebny nie zauważył mojej nieobecności. Zauważając jej zaginięcie udawałem zdenerwowanego i przejętego. Musiałem grać i "szukać" narzeczonej. Nie powiedziałem im nic, w co beż wahania uwierzyli. Od tamtego momentu miałem nadzieję, że była bezpieczna. Że była gdzieś, gdzie jej nigdy nie znajdą.

- Co z wami jest? - zapytałem w końcu, bo atmosfera wokół działała mi już na nerwy,
- Rose się do nas nie odzywa. - odparł czarnoskóry odkładając zeszyt i długopis na stolik przed nami,
- Czemu? - zapytałem zdziwiony, bo nie było to normalne, szczególnie nie bez powodu,

Mówiąc to usłyszałem otwieranie się dużych drzwi wejściowych. Odwracając się zobaczyłem Ją. Co ona tu robi? Wstałem z miejsca. W pomieszczeniu stała moja Lyra. Stała to za dużo powiedziane. Podtrzymywała ja Rosaline, która zaspana starała się ogarnąć ją i inne rzeczy wokół. W dłoni blondynka trzymała w połowie pustą butelkę ognistej a sama była bardzo pijana.

Ruszyły do schodów nie zwracając na nas uwagi. Florence co chwilę mówiła coś do Black, która kiwała wolno głową.

- Rosie - usłyszałem obok siebie Theo,

Wspomniana spojrzała na niego, lecz wzrok kierowany w jego stronę był pełen pogardy. W tym samym momencie Lyra się wyprostowała a chłód jaki emanował od jej postawy spowodował niechciany dreszcz na karku. Powoli odwróciła głowę w naszą stronę a wzrok jaki napotkałem nie był mi wcześniej znany.

- O, kogo my tu mamy! - zaczęła niewyraźnie odwracając się do nas,
- Lyra, chodź. - chwyciła ją za rękę przyjaciółka, którą od razu wyrwała zataczając się,
- Dlaczego tu jesteś? - zapytałem zły, na co zaśmiała się pod nosem. Nie miało jej tu być.
- Mam prawo ukończyć szkołę, najlepiej bez nękania. Jednak nie wiem, co ty tu robisz?
- Chodź spać, proszę. - poprosiła zmęczona brunetka dotykając jej barku, który odsunęła tak szybko jak tamta go dotknęła,
- Chciałaś wiedzieć, co się stało, prawda? Skoro już wszyscy są, to chętnie opowiem. - powiedziała wpatrując się w Theodore'a, po czym zaśmiała się pod nosem - Byliśmy porwani i torturowani przez Śmierciożerców. A skoro wiedzieliście, że tam byliśmy, to może jeszcze od samego początku tam byliście?

Nastała cisza. Wpatrywałem się w jej twarz skierowaną na chłopaków. Nott spuścił głowę.

- Ha... Nie wierzę. - ugryzła policzek od środka - Czyli byliście tam, jak nas bili jak niechciane psy, gdy nas torturowali a ja wykrwawiałam się na tej jebanej podłodze? Gdy umierałam? - zaczęła wytykać im machając szklaną butelką,
- Posłaliśmy Malfoya, żeby-
- Och tak! Najlepsze rozwiązanie. - pokiwała głową udając pochwałę - Nawet nie przyszliście. Ani razu. Nie wysililiście się nawet na jedno spotkanie. A wiecie co jest z tego wszystkiego najlepsze? Że osoba po której nie spodziewałam się żadnej pomocy, była jedyną która mi ją przyniosła.
- O czym ty mówisz? - zapytała zaciekawiona Florence,
-  Astoria była przy mnie, gdy nie umiałam ustać na nogach, to ona opatrywała mi ranę zadaną przez waszych przyjaciół...
- To nie są nasi przyjaciele, Lyra. - wtrącił się twardo Blaise,
- A najlepsze jest to, że ci których uważałam za przyjaciół stali się zupełnie kimś innym.

W tym momencie wzrok przeniosła na mnie a ja przestałem oddychać. Pustym i chłodnym wzrokiem wpatrywała się w moją zepsutą duszę. Zaczęła powoli stąpać w moją stronę.

- W jedną maleńką sekundę całe moje wyobrażenia i życie runęło. Stanęłam przed faktami a prawdy nie da się oszukać.

Mówiąc te słowa na jej twarzy pojawił się gardzący uśmiech. Dalej nie zaczerpnąłem powietrza. Stała z cztery metry ode mnie chwiejąc się co chwilę. Powiedziawszy ostatnie słowa uśmiech zamienił się w pustkę. Pustkę, której tak bardzo u niej nie chciałem. Prychając pod nosem podniosła butelkę do ust i napiła się wódki. Na jej twarzy pojawił się grymas. Odwróciwszy się na pięcie zrobiła gest do Rosie, aby już poszły. Ruszyła do schodów, po których jakimś cudem udało jej się wejść, a potem zniknęła w korytarzu.

- Japierdole - przeklął Zabini chwytając się za głowę,
- Co teraz? - zapytał Nott siadając z powrotem na kanapie,
- Nie mam bladego pojęcia, ale trzeba coś wymyślić. - odpowiedział mu czarnoskóry, gdy ja wciąż wpatrywałem się w korytarz,
- Ona się tak zmieniła... Nie poznaję jej. To wszystko nasza wina. - lamentował Theo,
- To moja wina.

Szepnąłem słowa, które zabolały. To przeze mnie stało się to wszystko. Przez to, że mnie poznała. Zrujnowałem ją. Gdybym wtedy nie podszedł do niej na eliksirach, gdybym zignorował ją tamtej nocy, gdybym nie zaczął na nią "przypadkiem" wpadać... Nie byłaby taka.

Zniszczyłem ją. I obawiałem się, że będzie jeszcze gorzej.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz