Rozdział 2

3 0 0
                                    


Robert pocałował Julitę na pożegnanie i zamknął drzwi swojej kawalerki. Właściwie odpowiadało mu to, że nie chciała zostać dłużej. W swoim życiu nie miał czasu na romantyczne poranki i cieszył się, że jego dziewczyna najwyraźniej ich nie potrzebuje. Ma znacznie ważniejsze rzeczy na głowie. Ma pracę. Można powiedzieć, że jego życiowym priorytetem jest zarabianie pieniędzy i budowanie swojej kariery. A to bardzo dobrze, w końcu kobiety pożądają mężczyzn, którzy mogą je utrzymać, zapewnić im dobry byt. Nie przesadzajmy jednak z kupowaniem prezentów, trzeba dobrze zarządzać swoimi finansami. No, chyba, że chodzi o imprezy. Co weekendowe, lub częstsze, wyjścia do pubu lub klubu na nowo stały się mu niezbędne. Może spotkać się ze swoją dziewczyną, pokazać w towarzystwie, a co najważniejsze rozerwać po tygodniu, lub dwóch, dniach ciężkiej pracy. Używki bezsprzecznie pomagają mu w zrzucaniu z siebie balastu dorosłego życia. Gorszą sprawą jest to, że coraz mniej sypia, coraz mniej je, staje się coraz chudszy i bledszy. Jednak wciąż ma mnóstwo energii i masę dobrych pomysłów. Dziś przedstawia w pracy prezentację, "Zwiększenie popytu na wiertarki magnetyczne, czyli potęga reklamy w nauce psychologii społecznej" i przyjmuje nową, młodą sekretarkę. Dopiero co osiemnastoletnią.

Nie zjadł śniadania, a cappucino zamówił już na miejscu, w sieciowej kawiarni znajdującej się obok budynku, w którym pracuje. Wszedł do biura i począł przygotowywać swoje stanowisko pracy, nie zauważając jeszcze, że nie jest sam w pomieszczeniu. Gdy podniósł wzrok zobaczył siedzącego na krześle bruneta. Chłopak zakłopotany wyjął z uszu słuchawki, wiedział, że słuchając w pracy muzyki nie wypadnie zbyt dobrze.

- Dzień dobry, słuchałem właśnie szkoleń wdrożeniowych. Jestem Pana nowym sekretarzem. - uśmiechnął się uprzejmie, pewny, że wybrnął z sytuacji. I w końcu przyjrzał się twarzy swojego nowego przełożonego, który wyglądał na tak samo zaskoczonego jak on.

- Zdaje się już się znamy. - Uśmiechnął się Bartek, pewny, że teraz praca stanie się znacznie prostsza. - Jestem Bartłomiej, widzieliśmy się w okolicznościach nie do końca zawodowych, ale zachowam oczywiście szacunek w miejscu pracy, panie Robercie. - wyklarował chłopak, widząc zmieszanie na twarzy mężczyzny. Robert spodziewał się, że jego sekretarką będzie potulna młoda Panienka, a nie jakiś mięśniak, który dodatkowo przystawiał się do jego dziewczyny.

- Ach tak, rzeczywiście - odparł nieprzytomnie Robert, który starał się nie okazywać swojego niezadowolenia. W pracy należy być profesjonalnym.

- Dobrze Panie Bartłomieju - słowa Roberta wydały się przedrzeźniać sposób mówienia nowego pracownika. - Pokażę Panu szczegóły związane z pracą. Nie powinno być to zbyt trudne. Podejrzewam, że ma Pan podstawowe umiejętności korzystania z programów komputerowych.

- Oczywiście, wszystko jest opisane w CV.

- Znajomość języków obcych?

- Niemiecki i Angielski. - odpowiadał Bartek lekko zdezorientowany pytaniami. Przecież jest już zatrudniony.

- A kurs z programu infakt?

- Tak, odbyłem kursy. - chłopak ukrywał zniecierpliwienie. A Robert zdziwił się, choć sam nie wiedział dlaczego. Przecież logicznym jest to, że by zostać zatrudnionym, należy spełniać podstawowe warunki firmy. Być może po prostu szukał luki, która pomoże mu stwierdził, że ten zmanieryzowany koleś został zatrudniony przez przypadek. Ale chyba żadnej nie znajdzie. Mężczyzna odepchnął chęć przewrócenia oczami i bez słowa zabrał się do pracy, zakładając, że Bartłomiej zrobi to samo. Z początku trudno było mu się skupić z myślą, że w tym samym pomieszczeniu przebywa ta irytująca postać, lecz ostatecznie zatracił się w pracy. Gdy zbierał się, by przedstawić prezentację w sali konferencyjnej, miał wrażenie, że nowy sekretarz wciąż na niego zerka. Zatrzymał się więc.

Spodoba ci się także

          

- Czy masz do mnie jakąś sprawę? - zapytał z największą uprzejmością na jaką mógł się zdobyć.

- Właściwie oprócz kilku e-maili, jest pewna sprawa Panie Robercie. - powiedział spokojnie Bartek.

- Zamieniam się w słuch.

- Mam nadzieję, że wspólna praca nie sprawi, że kontakty towarzyskie staną się utrudnione. Muszę przyznać, że mam słabą tolerancję niezręczności. - Bartek uśmiechnął się przyjaźnie.

- Nie musimy ich utrzymywać. - Robert podniósł brew i zrobił skrzywioną minę. Wyszedł z biura nie czekając na swojego sekretarza. Jeszcze tego mu brakowało. By łączyć pracę z relaksem i wplatać w to jakiegoś irytującego typa. Spotkają się owszem, ale nie muszą ze sobą rozmawiać. On już tego dopilnuje. I sprawi także, by nie miał kontaktów z Julitą. 

Dziewczyna należy do niego, a nie do jakiś napataczających się rozdawaczy papierosów. Uspokoił się. Musi stanąć na wysokości zadania, przedstawić prezentację i dostać awans, lub chociaż podwyżkę za swoją kontrybucję do rozwoju firmy. Firma produkująca wiertarki, cóż za szczytny cel. A jednak, psychologia społeczna przydaje się w każdej branży, więc podczas przedstawiania prezentacji czuł na sobie zadowolony wzrok szefa, znudzone spojrzenia współpracowników i smutne, ukradkowe spojrzenia Bartka.

Myślał o tych spojrzeniach wracając do domu, myślał o nich idąc w stronę pubu, bo być może trochę przesadził. Być może nie powinien być tak ostry i dyskryminować kogoś ze względu na wiek, albo podejrzewać, że dziwna uprzejmość natychmiastowo staje się flirtem. Usiadł obok Julity, pocałował ją w czoło, a w rękach trzymał dwie butelki piwa. Wypił jedną, zajął się następną. Czy wczoraj też tu nie był? Czy nie miał chodzić tu co dwa dni? I poszedł po trzecią. Po czwartej nagle wszyscy stali się bardziej zabawni. Po piątej stał się roztargniony i zauważył zniknięcie Julity dopiero gdy wychodziła do ogrodu. Nie zważając na to, że za chwilę jego kolej, wstał i poszedł za dziewczyną.

- Hej, gdzie uciekasz? - Zapytał zanim zauważył, że obok Julity stoi nie kto inny jak Bartek.

- O, Kochanie. Rozmawialiśmy o tym, że teraz jesteście współpracownikami. - Robert westchnął. Alkohol szumił mu w głowie, ale postanowił, że tym razem nie zrobi nic impulsywnego. Nie byli tu długo, chłopak był w pewnej odległości od Julity, a na dodatek zdawał się być całkowicie trzeźwy. Jak on tak może?

- Taaak, tak się złożyło. - odpowiedział Robert. Bartłomiej spojrzał zaniepokojony na mężczyznę, który przeciągał sylaby i niecierpliwie kołysał się na piętach. Pić codziennie, a potem pracować od rana do nocy? Jak on tak może?

Robert przyciągnął do siebie Julitę i objął ją ramieniem. Jest jego.

- A jednak ze sobą rozmawiamy. - Bartłomiej uśmiechnął się z satysfakcją. - Jak poznaliście Olenę? - zapytał o inicjatorkę ich codziennych spotkań. Nie mógł zmusić się do adresowania stojącego przed nim pijanego mężczyzny per pan.

- Och, pewnie nie opowiadała Ci tej historii, bo znamy się od zawsze. Nasze mamy są przyjaciółkami - powiedziała rozweselona Julita.

- A co z Tobą? - zapytał Roberta.

- Właściwie to przez znajomych znajomych na imprezie Oleny. Nawet nie wiedział, że to była impreza urodzinowa. - spojrzała na chłopaka wzrokiem zarezerwowanym dla ludzi, z którymi dzieli się wspólne wspomnienia. Robert pomyślał, że jednak nie jest tak źle. Tylko stoją i rozmawiają. 

- Zaraz wracam. - Powiedział i udał się w stronę baru. Shota wypił na miejscu, a dwa piwa, jedno dla niej, a drugie dla siebie, wziął do ręki. Gdy wrócił do ogrodu zastał scenę, która zdecydowanie nie przypadła mu do gustu. Bartek stał obok Julity, położył jej rękę na ramieniu i szeptał coś do ucha. Robert poczuł niepochamowaną niczym złość, pośpiesznie odłożył alkohol na stół i poszedł w stronę dwójki. Jak ona tak może?! I co za chuj z niego! Chce udawać przyjaciela, tylko po to, by ukraść mu dziewczynę. 

Mimo tego, że jego tkanka mięśniowa w porównaniu do tkanki przeciwnika, przedstawiała się wprost żałośnie, poczuł nagle, że może wszystko. Ścisnął pięści tak mocno, że paznokcie wbiły się w jego skórę. Podszedł w stronę dwójki i używając całej swojej siły odepchnął ich od siebie. Zdziwiona Julita wydała z siebie bliżej nieokreślone westchnienie i tracąc równowagę upadła na ziemię. Robert złapał za ramie Bartka i zamachnął się pięścią, celując w twarz chłopaka. Ten jednak błyskawicznie odsunął się i uniknął ciosu. Robert poleciał na ścianę, uderzył w nią pięścią, zdzierając naskórek , a następnie głową i stracił przytomność. Można podejrzewać, że Bartek miał szczęście, że sprawa potoczyła się tak, a nie inaczej, ale prawdę mówiąc, znokautowanie słabszego, a na dodatek pijanego przeciwnika, nie sprawiłoby mu większej trudności. W końcu jego pasją był sport.

Szybko podszedł do Julity, a gdy upewnił się, że wszystko jest w porządku, wiedział, że należy zająć się poszkodowanym. Julita i kilka innych osób podeszło, by sprawdzić, czy mężczyzna żyje. Żył, ewidentnie żył. Bo wstał i nieco chwiejnym krokiem udał się w stronę wyjścia. Gdy przechodził przez klub, Olena i reszta znajomych patrzała z przerażeniem na jego krwawiące dłonie. Na nic zdały się próby zatrzymania i prośby, by udał się do lekarza i sprawdził, czy wszystko jest w porządku. Przecież mógł mieć złamaną ręką, mógł mieć wstrząśnienie mózgu. A wszystko z własnej głupoty. Z braku umiejętności ocenienia własnych sił. Z agresji, z porywczości, z zazdrości. Julita podążyła za nim. Szedł szybko, więc na ulicy musiała podbiegiwać co kilka kroków, by za nim nadążyć.

- Co się stało, co Cię tak wkurzyło? - zapytała, sprawiając, że w końcu się zatrzymał.

- Nie wiesz?! Naprawdę nie wiesz?! - krzyknął, a ona stała z szeroko otwartymi oczami, w rękach nerwowo ściskając swoją małą niebieską torebkę. - Przecież widziałem jak on się na Ciebie patrzył. Widziałem jak Cię dotykał i szeptał Ci do ucha!

Ona wciąż stała, nie widząc co powiedzieć, a on odwrócił się i zaczął iść dalej. Już nieco wolniej. Był wściekły. Wściekły i zażenowany. Przede wszystkim zażenowany. Zły na siebie, zły na nią, wściekły na tego chuja. Myślał, że teraz ona nim wzgardzi. Jego słabością. Do cholery, nawet nie umie się porządnie bić. To zdecydowanie obniża jego wartość na rynku matrymonialnym. Jednak usłyszał jej kroki za sobą. Podążała za nim, aż nie doszli do jego kamienicy. I będąc w mieszkaniu przyparł ją do ściany. Podwinął jej sukienkę i ściągnął bieliznę. Wziął ją szybko i brutalnie, tak jakby chciał rozładować całą wściekłość i frustrację na jej drobnym ciele. A jej niekoniecznie się to podobało. Ale nie narzekała. Nie wydała z siebie krzty sprzeciwu. Dopiero po wszystkim, obolała w miejscach, w których nie chciała czuć bólu, postanowiła się odezwać.

- Kochanie, to nie tak jak myślisz. Naprawdę. Nigdy bym Cię nie zdradziła, a Bartek nie jest niczym więcej jak znajomym - Robert odwrócił się w stronę siedzącej na podłodze dziewczyny i patrzył ze zmarszczonymi brwiami. - Po prostu plotkowaliśmy i nie chcieliśmy, by ktoś więcej nas słyszał. Wiesz, jedna dziewczyna była mocno napruta i....

- Okey. - przerwał jej Robert. - Nie obchodzi mnie ta dziewczyna. Nie obchodzi mnie ten zjeb. Dla mnie liczysz się tylko ty. Pamiętaj, należysz do mnie. - Ujął jej twarz i patrzał w oczy. A ona, być może pod wpływem chwili, a być może z powodu prawdziwego zakochania, przytaknęła.

A jednak, bardzo obchodził go ten zjeb.

ZazdrośnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz