Vincent, nie wiem co robić
Planując weekend w domku miałem zupełnie inne wyobrażenie tego, jak będzie on wyglądał. Pomijając kłótnie i moją interwencję w domu, cała reszta była tak bardzo idealna, że chciałbym zostać tu już na zawsze. Plan był zupełnie inny, ale nie zamierzam narzekać na to, jak bardzo się on nie sprawdził. Wydarzenia ostatnich dni tylko upewniły mnie w tym, co już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie.
Dlaczego ciągle miałbym prosić się kogoś o wynajem, skoro mogę mieć swój szklany domek? Hope wielokrotnie powtarzała, że to jej ulubione miejsce. Zresztą ja również mam z miłe wspomnienia. Muszę tylko znaleźć najbardziej odpowiednie miejsce i wynegocjować najkorzystniejszą ofertę.
Może jeszcze część plaży udałoby się jakoś zaadoptować?
Hope śpi wtulona w mój bok, gdy rozdzwania się mój telefon. Sięgam szybko po niego, żeby nie obudził blondynki, która już zaczęła się niespokojnie wiercić. Po nocy przyda jej się odpoczynek. O ile pierwszy raz był spokojny i pełny uczuć, tak podczas dwóch kolejnych to Hope przejęła stery. Myślałem, że będzie wycofana, nieśmiała i raczej nie będzie chciała zbyt szybko tego powtórzyć. Tym czasem to niebieskooka diablica obudziła mnie kilka godzin później twierdząc, że ją zaniedbuję. Nie mogłem zostawić tego bez odpowiedzi. Że niby ja ją zaniedbuję?! JA?!
Kobieta, która na pierwszy rzut okiem wydaje się słodka i niewinna, zmienia się w nienasyconą diablicę. Wciąż pozostaje przy tym urocza, ale jednak poznanie jej z tej strony, było dla mnie nie małym szokiem. Jak myślę, dla niej również własne zachowanie musiało być szokiem, bo mimo inicjowania zbliżenia, szybko się płoszyła i pytała, czy jej zachowanie jest odpowiednie.
Sprawdzam, kto zakłóca mi poranny spokój, chociaż jest już dwunasta i powinniśmy zbierać się zaraz do powrotu. Jak zwykle tylko Matteo jest w stanie ignorować moje zakazy komunikowania się i postanawia przerwać mi sielankę.
- Co chcesz? - pytam zaraz po odebraniu opadając głową na poduszkę.
- Sprawdziłeś ten monitoring, jak cię wczoraj prosiłem? - ciężko określić jaki ma humor po głosie. Jednak to, z jaką wyższość się odzywa, pokazuje, że raczej w nie najlepszym. Każdego innego dnia pewnie opieprzyłbym go za takie odzywki, ale dzisiaj nie mam zamiaru psuć sobie niczym nastroju.
- Nie miałem czasu. - mówię zgodnie z prawdą przenosząc wzrok na śpiąca kobietę i gładzę jej odkryte ramię.
- Mogłeś napisać. - warczy, a w tle słyszę jego nerwowy marsz. Jest pewnie w gabinecie w klubie. - Czekałem do drugiej na twoją odpowiedź, aż sam musiałem to przejrzeć.
- To dlaczego od razu sam tego nie zrobiłeś? - przeczesuje włosy Hope, która uśmiecha się przez sen.
- Bo rozmawiałem wtedy z głównym podejrzanym. - syczy. Oczami wyobraźni, widzę jak czerwony ze złości musi być teraz. Prycham na tę myśl.
- To mogłeś poprosić Ivana. - mentalnie wzruszam ramionami. Kluby są działką Matteo, to on sprawuje nad nimi władzę i gdy coś idzie niewłaściwie, to on musi dojść w czym leży problem. Ja mam nieruchomości, legalne transporty i mafię, nie mam czasu na dodatkowe problemy, z którymi on sobie nie radzi. Owszem, pomagamy sobie cały czas, ale gdy obojgu nam pasuje i jesteśmy dostępni.
Mówiłem, że mam plany na najbliższe dni. To, że się zgodziłem wynikało tylko i wyłącznie z mojej dobroci serca. Nie wiedziałem, że tak potoczy się wczorajszy wieczór. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Hope należy do tej drugiej grupy i nie skłamię jeśli powiem, że jest ona dla mnie ważniejsza niż mafia. Jeżeli musiałbym, zrobiłbym wszystko, żeby z niej zrezygnować i zadbać o nasze bezpieczeństwo daleko od tego całego gówna.