Wracam do pokoju ze świeżą porcją kawy. Nim stawiam kubek na biurku, trzymając go w dłoni stoję chwilę przed tablicą i uważnie się jej przyglądam, a dopiero potem siadam wygodnie na fotelu i uzupełniam wszystkie niezbędne informacje. Nie naprowadza mnie to wszak na jakikolwiek nowy trop ani nie daje żadnych nowych wskazówek, ale chociaż mam wszystko w jednym miejscu. I miałam na tym poprzestać, ale robię dodatkowo coś jeszcze, a mianowicie drukuję zdjęcie, które robiłam sobie wraz z Jessy i Richy'm pod bramą Roger's Garage. Zdjęcie, na którym w tle widnieje znak kruka. Jak by nie patrzeć, dowód w sprawie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - mówię sobie w myślach i uśmiecham się lekko, nie odrywając wzroku od zdjęcia. Patrzę na nie chwilę, jakby zaraz tuż za naszymi postaciami miał wyłonić się Człowiek bez twarzy i powiedzieć mi, gdzie jest Hannah. Niestety nic takiego się nie wydarzy, więc muszę działać, tylko co mam jeszcze zrobić? Ze zrezygnowaną delikatnie miną spoglądam na ekran komputera. Teraz to już tylko jedyna nadzieja w chmurze Hannah. Wyciągam dłoń po słuchawki, jednocześnie zerkając w stronę telefonu. Cofam rękę, przyglądając się mrugającej kontrolce powiadomień. Wystraszona, że w czasie kiedy nie było mnie w pokoju prześladowcy Jake'a mogli mnie namierzyć, w pośpiechu sięgam telefon i odblokowuję go. Dzięki Bogu, to tylko Phil, choć nie wiem czy to tak do końca dobrze. Phil do mnie dzwonił? Po co? Mam na myśli pewną rzecz a po tym, co pisał do Jessy i co, dzięki trybowi obserwatora, udało mi się przeczytać, wydaje się to bardzo prawdopodobne. Podryw. Kręcę głową. O nie. Co to, to nie. Moje serce już należy w całości do kogoś innego. Moje biedne, smutne serduszko. Mimo wszystko postanawiam napisać i dowiedzieć się, o co chodzi.
Ja: Cześć Phil 🙂
Czekam chwilę, ale brat Jessy nie odpisuje. Jest offline. No trudno. Prócz Phila jeszcze jedna osoba próbowała się do mnie dobić. Audrey. Olać to i wziąć się w końcu za przeszukiwanie chmury Hannah czy oddzwonić? Nie chcę jej znowu lekceważyć. Nie chcę się znowu nie odzywać. Jakby nie było, przyjaźniłyśmy się. O ile to w ogóle można nazwać przyjaźnią. Przewracam oczami i wybieram jej numer. Jednak jestem miękka. I naiwna. I za bardzo przywiązuję się do ludzi, przez co trudno potem mi zakończyć różne relacje, nawet te fałszywe i toksyczne.
- Kurwa, wiesz, ile razy do ciebie dzwoniłam!? Tak ciężko odebrać!? - Od razu słyszę niezadowolony głos kumpeli.
- Cześć, Audrey. Też się cieszę, że cię słyszę - żartuję, uśmiechając się przy tym głupio.
- Nie wkurzaj mnie, Madison.
- Jezu, sorry. Byłam padnięta i wykończona. Przespałam pół dnia.
- Oczywiście! A wieczorem byłam za bardzo zajęta wrzucaniem postów w obronie swojego durnego hakera - przedrzeźnia mnie.
- Nie będziemy tak gadać. Jeśli tak ma to wyglądać, to się rozłączam.
- Madison, czekaj. Musimy pogadać. Masz czas teraz?
- Nooo... - przeciągam, myśląc bardzo szybko. Nie chce mi się z nią spotykać, tym bardziej po tym, co powiedziała przed chwilą. Ale nie chcę też kłamać. - A stało się coś? - wypalam w końcu.
- To nie jest rozmowa na telefon. Jesteś teraz w domu? Podjadę.
- Jestem - odpowiadam niechętnie.
- Więc niedługo będę.
- Audrey, czekaj! - Chyba już nie słyszała. Rozłącza się. Świetnie. Nawet nie zdążyłam ostrzec jej, że Kevin jest u mnie. Trudno. Ostrzegę za to brata.
Zbiegam na dół, ale Kevina nigdzie nie ma. Zauważam go dopiero, kiedy wchodzę do kuchni. Przez okno obserwuję, jak grzebie coś przy samochodzie. Maska jest podniesiona. Mam nadzieję, że nie stało się nic poważnego. Wychodzę na zewnątrz, nie zmieniając nawet butów. Bez znaczenia. Jest sucho, a ja idę tam tylko na chwilę, więc spokojnie mogę wyskoczyć w łapciach. Pies przebiega między moimi nogami i wybiega na zewnątrz, nim ja zdążam zamknąć drzwi. Na szczęście furtka jest zamknięta, więc nie ucieknie daleko.
CZYTASZ
FANABERIA / Duskwood
FanfictionOgromną wadą wyobraźni jest to, że tworzysz historie ze wszystkiego, co robisz :) HISTORIA OPARTA NA FANTASTYCZNEJ GRZE „DUSKWOOD" FIRMY EVERBYTE ;) Zagubiona i zamknięta w swoim własnym, smutnym, pozbawionym kolorów świecie Madison nie liczy na to...