Mia nienawidzi świąt, które kojarzą jej się z jedną wielką ułudą. Odkąd pogoniła ostatniego partnera, cieszy się samotnością, a jej plan na święta jest wręcz banalny: ciepła czekolada z piankami, kocyk, czekoladowe świąteczne lizaki i ukochany kot u...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Świąteczne piosenki drażniły Mię Fleisher, gdy z paskudnym grymasem na podłużnej, ładnej twarzy przemierzała sklepowe alejki w poszukiwaniu czekoladowych lizaków.
Nigdy nie przepadała za świętami, jednak odkąd spędzała je w zaciszu własnego mieszkania z ukochanym kotem i chomikiem u boku, stały się one całkiem znośne. Nie musiała sztucznie się uśmiechać podczas rodzinnego spotkania i udawać, że wszystkich lubiła. Dla niej święta kojarzyły się z jednym wielkim oszustwem i tandetą. Nienawidziła świadomości, że większość rodzin miała siebie gdzieś na co dzień, a gdy przychodził ten świąteczny, magiczny czas, nagle wszyscy chcieli się spotkać i udawać jedną wielką szczęśliwą familię.
A Mia niczego bardziej nienawidziła jak ułudy i tego, gdy ktoś próbował jej dyktować, jak powinna żyć. Z tego też powodu stała się czarną owcą rodziny, z którą nie utrzymywała kontaktu przez wzgląd na dobro swojej psychiki. Czasem rezygnacja z osób, które wyniszczały nas od środka było najlepszą decyzją, ku lepszej przyszłości.
Nim skierowała się w stronę alejki z piankami, które były jej potrzebne do ciepłej czekolady, bez której nie wyobrażała sobie świąt, zwiedziła regał z rzeczami dla zwierząt. Musiała zrobić prezent swemu ukochanemu kotu, który i tak każdego roku największą frajdę miał z tarzania się po szeleszczącym, ozdobnym papierze. Mogłaby równie dobrze przynieść ze sklepu jakiś karton, ładnie go zapakować, a kot byłby wniebowzięty.
W sumie nie jest to głupi pomysł, przeszło jej przez myśl, gdy oglądała zabawki, które bez wątpienia wylądują w kącie z całą resztą.
Wzięła kilka saszetek i smaczków dla swego futrzanego przyjaciela, odnalazła odpowiedni karton oraz papier ozdobny i ruszyła po pianki.
Wszystko szło zgodnie z planem: kupić prezent kotu, pianki, czekoladowe lizaki i wrócić do domu, by zaszyć się w nim na całe święta. Będzie oglądała filmy, leżała na kanapie, obżerała się chipsami i dużo spała.
Przeklęła pod nosem, gdy jakaś kobieta zahaczyła o nią wózkiem. Nie omieszkała upomnieć jej, iż słowo "przepraszam" byłoby mile widziane, jednak nieznajoma potraktowała ją jak powietrze, a Hyuri nie zamierzała wszczynać awantur. Skierowała się w miejsce, gdzie ostatnio znalazła ulubione czekoladowe lizaki, ozdobione świątecznym opakowaniem. Nie mogła przeboleć faktu, iż pojawiały się w sklepach jedynie na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Była to jedna z nielicznych świątecznych rzeczy, sprawiających jej radość i nie wyobrażała sobie, by zdołała bez nich przetrwać ten dziwaczny okres. Pal licho karpia, barszcz czy inne świąteczne dania. Czekoladowy lizak w świątecznym opakowaniu - to dla niej rzecz niezbędna.
Dostrzegając z daleka ostatnie opakowanie, przyspieszyła kroku, wpatrując się to w niebieskie lizaki pakowane po dziesięć sztuk, to w chudego jak tyczka mężczyznę w koszuli w niebieską kratę i jasnych dżinsach. Miał dłuższe, jasnoblond włosy pozostawione w nieładzie, przez co z tyłu głowy utworzyło mu się gniazdo.
Promoted stories
You'll also like
Mia uwielbiała koszule w kratę, dlatego też czekała cierpliwie, aż nieznajomy się odsunie i pozwoli jej zabrać ostatnie opakowanie lizaków, nerwowo tupiąc przy tym nogą.
Miała na sobie niemal identyczną koszulę i z jakiegoś powodu wywołało to u niej sympatię do tego obcego człowieka. Sympatia trwała jednak do momentu, gdy chłopak sięgnął po ostatnie opakowanie lizaków.
Mia wpatrywała się w tę absurdalną sytuację z niedowierzaniem wymalowanym w dużych, piwnych oczach, wolną rękę zaciskając na ciemnoblond, prostej grzywce, która nie została upięta. Resztę długich, gęstych włosów spięła w wysokiego koka.
– Coś się stało? Dobrze się czujesz?
Dziewczyna, zaskoczona delikatnym głosem, odwróciła wzrok od trzymanych w dużych dłoniach nieznajomego lizaków i skupiła się na jego zmartwionych, zielonych niczym letnia trawa oczach, schowanych za okularami z czarną oprawką.
Młody mężczyzna sprawiał wrażenie miłego, spokojnego introwertyka. Tak przynajmniej kojarzył jej się każdy chudy okularnik, ubrany w koszule w kratę. Nie był ani przystojny, ani brzydki. Ot, przeciętniak z niesamowitymi oczami, które przyciągały jej spojrzenie. Dostrzegła na jego owalnej, szczupłej twarzy z krótkim zarostem pare pryszczy, jednak nie robiło to na niej wrażenia. Każdy mierzył się z niechcianymi wypryskami. Dla niej był to widok jak najbardziej naturalny.
– Czułam się dobrze, dopóki nie zabrałeś moich lizaków – odparła z niebywałą złością i brutalną szczerością.
Nieznajomy uniósł ciemne brwi, wpatrując się w nią z niezrozumieniem. Gdy spojrzała na opakowanie, uniósł dłoń i przyjrzał się lizakom. Po chwili na jego twarzy zawitał rozbawiony uśmiech, sprawiający, że niewielkie, skośne oczy wyglądały na przymrużone.
– Och, też je lubisz? – spytał, podczas gdy Mia patrzyła to na lizaki, to na urocze dołeczki w jego policzkach.
– Moje święta bez nich będą straszne. I wcale nie żartuję – zapewniła, mierząc go poważnym spojrzeniem. – Możesz mi je oddać? Ładnie proszę. Taki dobry uczynek przed świętami?
Blondyn chwilę się zastanawiał, ani na moment nie spuszczając z niej wzroku. Dla Mii było to zaskoczeniem, ponieważ spodziewała się kogoś wstydliwego, a nawet niezdolnego do rozmawiania z kimś obcym introwertyka. Tymczasem okazało się, że pozory i tym razem ją zmyliły.
Była świetna w postrzeganiu ludzi innymi, niż byli w rzeczywistości. Stąd jej nieudane związki i samotne życie.
– Mam propozycję – odparł nieznajomy, nie spuszczając z niej spojrzenia.
– Jaką?
– Pójdziemy na kawę, usiądziemy wśród tych wszystkich świątecznych ozdóbek i sobie porozmawiamy. Potem zjemy po lizaku, a resztę ci oddam, dzięki czemu twoje święta nie będą zmarnowane, a moje choć przez chwilę staną się mniej samotne.
– Nie masz z kim spędzić świąt? – zdziwiła się, a przecież sama spędzała je samotnie, odkąd pogoniła ostatniego faceta, który ją zdradzał.
Nim zdążyła przeprosić za swój nietakt i wścibstwo, chłopak wzruszył ramionami.
– Takie życie. To jak?
– Nie znam cię.
Wyciągnął w jej stronę rękę i obdarzył pogodnym uśmiechem. Miał wyjątkowo duże zęby, przez co jego uśmiech kojarzył jej się z koniem. Była doprawdy szczęśliwa, że nieznajomy nie potrafił czytać w myślach, inaczej szybko by ją pogonił za te wszystkie głupoty, jakie pojawiły się w jej głowie, odkąd go ujrzała.