XV. Te gesty

437 11 0
                                    

Opuszkami palców znaczyła z czułością drogę po wilgotnej skórze mężczyzny. Sunęła nimi od nasady szyi, przez prawą łopatkę, kierując się w stronę żeber, by ostatecznie objąć klatkę piersiową i przytulić policzek do jego pleców. Napawała się bliskością Aleksandra, szukając w niej poczucia bezpieczeństwa. 
- Woda nam wystygła - zauważył, odkręcając kurek.
W miejscu gdzie świeży, gorący strumień wpadał do wanny znów powstała piana. W oświetlonym świecami pomieszczeniu unosił się zapach frezji i gruszki, którymi aromatyzowany był ich wosk. Żel pod prysznic pachniał z kolei trawą cytrynową, ale wszystko to razem dobrze i ładnie się komponowało.  
- Wyszła ci gęsia skórka - poczuła na ustach chropowatość podrażnionej chłodem skóry. - Pozwól mi podgrzać atmosferę - szepnęła mu do ucha, po czym przygryzła jego płatek. 
Wciągnął mocno powietrze, gdy ujęła w drobną dłoń jego penisa.
Obserwowała, jak twardnieje i pęcznieje. Parę chwil później Zuzanna kołysała już rytmicznie biodrami, czując go w sobie. Łapczywie chwytała z zęby jego wargi, głaskała policzki, obdarowywała pocałunkami powieki, nos i czoło. 
- Otwórz oczy - poprosił, gładząc kciukiem linię szczęki kochanki. Aleksander pragnął ujrzeć rozpalone pożądaniem miodowe obręcze wokół rozszerzonych, czarnych źrenic, o których myślał tak często. 
Spełniła jego prośbę i sama zatonęła w niezwykłej barwie jego oczu. Były niebieskoszare, w ciepłym świetle świec popielate. Najbardziej intrygująca była czarna, zlewająca się z centrum plama jednej z tęczówek. Cieszyła się, że może widywać ją codziennie, choć jego ostatnia decyzja nieco to utrudniła. 

- Jednak to zrobiłeś - w głosie Grzegorzewskiej pobrzmiewał wyrzut, ale brak charakterystycznej, lwiej zmarszczki sugerował, że tym, co nosiła w sercu był smutek.
- Musiałem, tego nie dało się już dłużej ciągnąć - wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś błahym, a może obojętnym. Wcale tak nie było, ale nie żałował swojej decyzji.
- Daniel chce podjąć leczenie i walczyć o nasze małżeństwo - oznajmiła, mówiąc szybko, uciekając wzrokiem gdzieś za plecy swojego rozmówcy.
Z dachu Estragonu rozciągał się widok na panoramę krakowskiego Kazimierza. Gdy podmuch mroźnego wiatru zakłócił tor lotu grubych płatków śniegu, schowała podbródek i nos w wełnianym, kraciastym szalu.
Aleksander natomiast utkwił wyczekujące spojrzenie w kochance, nie odzywając się ani słowem.
- Nie patrz tak na mnie - jęknęła, przestępując z nogi na nogę, ale jego usta pozostały zasznurowane. - Co mam ci powiedzieć?
- Co zamierzasz - stwierdził oczywistość.
- Tylko, że ja nie wiem, Aleks - szloch zaczynał ją dławić, ale jeszcze zdołała go powstrzymać. Jakim cudem znalazła się w takim położeniu?
- Kochasz go? - Ton mężczyzny był bardziej oznajmiający, niż pytający, ale jego spojrzenie wyrażało nadzieję na zaprzeczenie.
Zuzanna wyczuła, że gdzieś za rogiem czai się poważne wyznanie z jego strony, którego znaczenia zdecydowanie nie była w stanie w tej chwili unieść.
- Nie wiem - mruknęła całkiem szczerze, bo naprawdę nie wiedziała już, co myśleć.
Czy kochała Daniela? Na pewno nie w taki sposób, jak w dniu, w którym za niego wychodziła. To musiała w końcu przyznać przed samą sobą. Czy potrafiła sobie wyobrazić życie bez niego? Był taki moment, że coraz śmielej o tym rozmyślała i tak - oswoiła się z wizją takiego życia. Czy ta perspektywa ją przerażała? Tak. Czy myśl, że miejsce Daniela mógłby zająć teraz Aleksander ją pocieszała? Nie.
Paradoksalnie przerażała jeszcze bardziej. Wszak to, że stali się kochankami nie wymazywało przeszłości mężczyzny, a w nagłą zmianę orientacji nie mogła uwierzyć. Bała się, że ta chwilowa fascynacja jej osobą tylko skryła prawdziwą naturę Jabłońskiego. Bała się zaufać, że i on któregoś dnia nie oświadczy, że do pełni szczęścia potrzebuje związku z osobą tej samej płci, bo w monogamicznej, heteroseksualnej relacji się dusi. Skoro już raz spotkało ją to ze strony człowieka, którego nigdy by o takie zapędy nie podejrzewała, to prawdopodobieństwo, że postąpi tak ktoś, kto otwarcie deklarował się, jako gej, należało zaliczyć do wysokich.
- Aha - wydusił z siebie zaskoczony, wkładając ręce do kieszeni.
Teraz i jego stalowoniebieskie spojrzenie uciekło gdzieś w dal. Zauważyła, jak na skroni bruneta uwydatnia się ciemna, nabrzmiała od zbyt szybko pompowanej krwi tętnica. Był podirytowany.
- Czuję, że powinnam pomóc mu z tego wyjść zanim podejmę jakąkolwiek decyzję... zrobię cokolwiek ostatecznego - wyznała zupełnie szczerze.
Mimo tego, jak ostatnio układało się w jej małżeństwie. Mimo tego, że złe chwile i emocje przeważały nad tymi radosnymi, nadal czuła więź ze ślubnym. Kiedyś przecież byli szczęśliwi, wiele sobie zawdzięczali. Sentyment i przywiązanie - to istniało w tym momencie na pewno i nie można było tego zignorować. - On nie zasługuje, żeby zostać z tym wszystkim sam - dodała, pozwalając w końcu, by pierwsza łza przetarła szlak kolejnym. - Choroba matki, walka z nałogiem, rozstanie z tobą... Moje odejście mogłoby być ponad jego siły.
Jabłoński przygryzł wargę, pochylając się, jakby wygląd czubka zimowych trepów był najbardziej interesującą rzeczą w ich otoczeniu.
Miała rację. On też nie chciał, by były kochanek dostał od życia nokautującego kopa. Przecież nadal darzył blondyna uczuciem, choć już nie miłosnym, to nadal życzliwym i czułym. Czasu spędzonego z nim nie uważał za stracony.
- A co z nami? - Padło sakramentalne pytanie.
- Nie chcę cię stracić - odpowiedziała bez namysłu.

Kochanek mego mężaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz