Przestworza

6 2 0
                                    

- Chief do Wieloryba. Odbiór. Zgłoś swój status. - Zatrzeszczało radio, którego dźwięk przerwał dotychczasową ciszę, której czasu panowania, od momentu startu nie przerwały nawet silniki każdego z samolotów.

- Tu wieloryb. Wszystkie systemy w normie. Trzymam pułap 8 000 metrów. - odparł Björn, chwilę po spojrzeniu na wysokościomierz. 

- Przyjąłem. Do wszystkich jednostek. Utrzymujcie podobną wysokość. Trzymać klucz. - Nakazał Pułkownik.

Norweg spojrzał w prawo, na chwilę oddając kontrolę nad samolotem w ręce sztucznej inteligencji. 

Znów leciał nad biało-szarymi chmurami śnieżnymi, z których gęstych wnętrzności, przebijały się jedynie Bhutańskie szczyty wyższych gór, pokryte śniegiem, zalegającym na szczytach od wielu lat. 

Mimo posiadania w kokpicie ogrzewania, pochodzącego z ciepła wytwarzanego przez silniki bombowca, Norwegowi zawsze gdy tylko spoglądał gdzieś indziej niż w celownik, towarzyszył ten sam dreszcz, przechodzący po jego ciele niczym elektryczność po wnętrzu kabli zasilania systemów kontrolnych jego odrzutowca. 

Nie było mu zimno. Wychowany w Norwegii, przywykł do ujemnych temperatur, więc dawniej zastanawiał się, skąd ten dreszcz się brał. 

Pytanie to, za młodu pozostające bez odpowiedzi, odnalazło ją dopiero Bjorn opuścił mury akademii lotniczej. Wówczas młody Norweg dostrzegł swego rodzaju wspólną cechę, jaką posiadały jego dreszcze i spokój, jaki po nich następował. 

Na długo przed wojną Agencyjną, kiedy jeszcze jego praca nie niosła za sobą większych kontrowersji. Ten młody pilot, pracujący wówczas dla jednej z lokalnych linii lotniczych, strasznie pragnął być jak najdłużej w powietrzu. Zawsze czuł się niepewnie gdy nogami dotykał ziemi a gdy siadał za sterami samolotu, poważniał i dziwnie zdawał się wyczekiwać na pozwolenie do startu. Ten dziwny z punktu widzenia rówieśników, zbiór zachowań, złośliwi zwykli nazywać uzależnieniem, często śmiejąc się z pasji młodego Bjorna, który mógł dniami i nocami obserwować startujące w akademii awionetki. 

Z czasem, wraz z monotonią pracy w liniach lotniczych, ciągła chęć do latania osłabła. Chłodne kalkulacje wydatków na życie, które zresztą nie należało do zbyt ekscytujących, wraz z niestabilnym harmonogramem dnia oraz ciągłą walką z jet lagiem sprawiły, że Norweg często wówczas powątpiewał w to, czy faktycznie chciał zostać pilotem. 

To właśnie w tych chwilach krótkotrwałego zwątpienia, spoglądał w boczne okienko kokpitu samolotu. Widok nieba, nad którego chmurami górował, przypominał mu, że choć jego praca nie należała do lekkich, nie mógł wybrać lepiej. Do czasu gdy w drzwiach jego mieszkania nie stanął listonosz, trzymający przed nim kopertę poleconą z zaproszeniem do akademii lotniczej RULA. 

Kilka lat pracy jaką poświęcił na doskonalenie swojego fachu przyprowadziły go w granice tego górskiego narodu. Choć nigdy o tym nie myślał na poważnie, w świadomości norwega zawsze zostawała cicha myśl o Bhutańskich szczytach, widzianych z kokpitu bombowca. I teraz, gdy marzenie stało się faktem, Björn wiedział, że nie popełnił błędu.

- Dywizjon! Czy mnie słyszycie? Odbiór. - zatrzeszczał w radiu głos Smitha, nagle wyrywając norwega z przemyśleń. 

- Szyszak! Zgłasza.
- Garniak na pozycji.
- Kacyk! Do usług!

- Wieloryb. Czekam na rozkaz. - dodał jako ostatni Bjorn, zwracając wzrok w stronę dziobu swojej maszyny. 

- Dobra. Słuchać mnie uważnie, bo nie jestem z tych co tracą czas na powtórki. Mamy dość proste zadanie jak na sam początek. Musimy pozbyć się wrogiego konwoju, jadącego w stronę niedawno przejętej przez buntowników, fabryki nawozów chemicznych. Konwój lada chwila znajdzie się w oznaczonym przez naszych ludzi miejscu. Z raportu jaki dostałem wynika, że przeciwnik raczej nie będzie sprawiał większych problemów.

          

- Czyli co? Lokalni buntownicy transportują chuj wie ile chemikaliów bez obstawy? Coś mi tu śmierdzi. - Rzucił nieco zaskoczony Szyszkin, równając wysokość lotu z samolotem Bjorna. 

- Chłopie, Bhutan to nie Rosja. Nie walczymy tutaj z trzecią armią świata tylko bandą lokalnych idiotów, którzy szmuglują prochy i surowce. Dla nich jeden, poradziecki zestaw przeciwlotniczy to tak jak dla nas kupno... 

- Nawet nie pogrążaj się dalej Kacyk. Widać, że nie śledzisz wiadomości o tym państwie. - momentalnie przerwał mu Wodocki. 

- No... nie miałem ostatnio okazji. Były... nazwijmy to ważniejsze sprawy na głowie. 
- Na przykład?
- Eee... różne rzeczy. Czy ja na prawdę muszę się tłumaczyć z wszystkiego co robię poza służbą?

- Może nie koniecznie ze wszystkiego. Niemniej powinieneś czasem spojrzeć w wiadomości. Wówczas wiedziałbyś, że separatyści mają nieco lepsze wyposażenie niż ci się wydaje. - odparł Smith, obejmując tym samym w tej dyskusji stronę Garova. 

- Na dodatek nie zapomnij o współpracującymi z nimi, Chińskimi koncernami i najemnikami z Galileo. Co jak co, ale na nich trzeba potrójnie uważać. Nigdy nie wiesz, czym ciebie dziady zaskoczą. - Dodał Szyszkin. Znacznie poważniejszym tonem niż tym, który stosował przed startem. 

Björn, podobnie do reszty eskadry, chciał dalej kontynuować rozmowę. Temat Bhutanu i uzbrojenia, jakie używała każda z stron był wyjątkowo rozległy. Z pewnością, w przyszłości, gdy wojna w której walczył, osiągnęłaby finalny koniec, zapewne po kilku latach od tego dnia, jakiś niedoszły magister lotnictwa lub historii, miałby nie lada materiału do swoich prac magisterskich.

Niestety dla eskadry 425tej, żaden z nich, wojskowych pilotów, nie był wygodnickim studentem, czekającym na upublicznienie tajnych danych. Byli ludźmi, którzy lada moment mieli zadecydować o losie każdego, kto znalazł się na siatkach ich systemów celowania. Ludźmi, którzy przez naciśnięcie ledwie kilku przycisków, potrafili zabijać setki. 

- Björn. Cele w zasięgu mojego radaru. - poinformował pilota Fishy - jego sztuczna inteligencja żyjąca wewnątrz jego maszyny. Dotychczas AI było spokojne i nie odzywało się na radiu, poświęcając się w pełni obliczeniom związanym z kontrolą lotu. Tym samym, Fishy niezbyt mieszał się w rozmowę członków eskadry.

- Przyjąłem. Dobra robota Fishy. Chief, mam cele w zasięgu radaru. - Odpowiedział szybko Norweg, czekając na sygnał od swojego dowódcy. 

Smith spojrzał na swój radar. Jego system, znacznie słabszy od radaru Belli, jeszcze nie wychwycił celu. 

Czy to był ten moment? Czy już byli gotowi do ataku? Musiał to jakoś zweryfikować. Nie chciał podczas pierwszej misji, mieć na swoim sumieniu niewinne osoby. Jednocześnie, już teraz nie było dość dużo czasu na oczekiwanie. Jeśli informacje otrzymane od Bjorna byłyby prawdziwe, z pewnością eskadra mogłaby wykorzystać efekt zasadzki na swoją korzyść.

- Chief do fortu. Zgłoście się. Odbiór. - szybko wywołał przez radio Deimian. 

- Baza do Chief, baza do Chief. Jak sytuacja? Odbiór.
- Nasza Bella wyłapała obce sygnały. Potrzeba mi potwierdzenia zlokalizowanych celów. Proszę o szybką informacje zwrotną. Odbiór.
- Chwila... dajcie nam 10 sekund.
- Za dużo. macie 5.
- Ehh... Przyjął. Dajcie 5.

Znów nastała cisza. Każdy z pilotów, w milczeniu wyczekiwał na sygnał od dowódcy. Te 5 sekund trwało dla nich tyle samo co 5 minut. Co gorsza, z każdą kolejną sekundą, ich cel był coraz bliżej a to tylko potęgowało stres.

RULA: Blask nad BhutanemWhere stories live. Discover now