R o z d z i a l S i ó d m y

74 4 0
                                    



Dzisiaj Kai przychodzi do mnie, aby zacząć projekt na chemię.

Mieliśmy zrobić, plakat na temat życia Mari Skłodowskiej-Curie. Co wynalazła i jakieś ciekawostki o niej . Kiedyś dużo o niej czytałem, raz nawet wziąłem udział w konkursie w podstawówce na jej temat. Zająłem trzecie albo drugie miejsce. Stare czasy.

Wiem, że mamy dużo czasu na jego zrobienie. Ponad prawie dwa miesiące, ale wolę zrobić to szybciej mi mieć później z głowy.

Nauczycielka chemi jest trochę... specjalna. Dobrze uczy i wyjaśnia temat, ale chyba sama ze swojej podstawówki nie pamięta ile robi się plakat.

Umówiłem się z Kai'em, że on przyjdzie do mnie i ma przynieść jakieś potrzebne rzeczy do zrobienia tego plakatu.

Posprzątałem w pokoju i czekałem na szatyna, aż przyjdzie. Miał przyjść o czternastej, spojrzałem na zegarek w telefonie, było za kwadrans.

Jeszcze raz zajrzałem do wszystkich pokoi w domu, aby mieć pewność, że wszytko jest na swoim miejscu i nigdzie nie ma syfu (chociaż to było bezsensowne, bo Kai jedyne gdzie wejdzie to do mojego pokoju, może salonu i kuchni lub łazienki). Wszędzie było czysto. Nie ma czym się dziwić, w domu na chwilę obecną mieszkam tylko ja i mój ojciec (chociaż jego drugim domem jest praca), więc jej czysto. A Nelly nie robi bałaganu (no chyba, że zwymiotuje to już tak).

Nim się obejrzałem, rozbmiał dzwonek do drzwi. W trybie natychmiastowym znalazłem się przy drzwiach. Nie patrząc w Judasza otworzyłem drzwi. Zauważyłem stojącego szatyna. W lewej ręce trzymał papierową torbę z supermarketu.

- Hej - przywitał się, uśmiechając się przy tym.

Też się przywitałem i wpuściłem go do środka. Zamknąłem drzwi.

Zauważyłem, że Kai jest trochę niepewny. Jakoś mu się nie dziwę, jest u mnie pierwszy raz.

- Chodź. Będziemy ten projekt robić u mnie w pokoju - oznajmiłem, przerywając chwilową ciszę. - Spokojnie, jesteśmy sami w domu - dodałem, widząc jego zestresowanie. Po moich słowach wydaje mi się, że się rozluźnił.

Aacząłem iść w stronę swojego pokoju, Kai szedł posłusznie za mną. Otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka.

- Ale masz duży pokój - zachwycił się. Nie ukrywał zdziwienia.

Zaczął oglądać każda znajdująca się pierdołe w moim pokoju. Zatrzymał się przy ścianie z pucharami, medalami i zdjęciami. Chwilę im się przyglądał.

- Uprawiałeś kiedyś Kung-fu? - zapytał zdziwimy.

I to jak dobrze. Od dzieciaka ćwiczyłem pod kontrolą wujka i jeszcze kogoś. Zacząłem trenować od kiedy skończyłem siedem lat, aż do szesnastu. Do momentu gdy nie straciłem pełnej sprawności w prawym kolanie. Gdyby nie to, to bym dalej jeździł na wszystkie możliwe zawody. Ale moja kariera się skończyła, a razem z nią moje marzenia z nią związane.

Teraz jestem szarym uczniem, który jeszcze nie wie, co chce ze sobą zrobić po skończeniu szkoły i napisaniu matury.

Pamiętam, że moja matka wtedy specjalnie przyjechała i zaczęła wypominać, że ona od samego początku mówiła, że to zły pomysł, abym trenował. Jak zwykle się wymądrzała. Zaczęła o to obwiniać Wu. Tata jako jego brat i przyjaciel, stanął w jego obronie. Na co się jeszcze bardziej sfustrowała. Ja się z nią wykłucałem, nie chciała mnie słuchać.

Ale przecież to nie moja wina, że przez przypadek źle ułożyłem nogi i mój przeciwnik wtedy akurat postanowił mnie powalić na ziemię.

Wu od tamtego momentu, przestał szkolić Kung-fu i całą swoją uwagę skupił na rozwoju herbaciarni.

𝐒𝐳𝐤𝐨𝐥𝐧𝐞 𝐬𝐳𝐚𝐥𝐞𝐧𝐬𝐭𝐰𝐨 || 𝐆𝐫𝐞𝐞𝐧𝐟𝐥𝐚𝐦𝐞 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz