Rozdział 50

83 18 6
                                    

Kopciuszek:

Matteo zniknął tego samego wieczoru. Leżałam w łóżku i słyszałam gniewne kroki dwóch osób.

- Odchodzisz, dlaczego? - zapytał męski głos.

Przez drzwi i ból głowy nie mogłam go rozpoznać. Nasłuchiwałam odpowiedzi Matteo, jak gdyby miała ona cokolwiek zmienić.

- Muszę. Problemy rodzinne. - wymówił się.

Skłamał, bo co innego miał powiedzieć.

- A Diana? Co z nią? - dopytał mężczyzna, zapewne Jack.

- Ona zostaje tu - mimo, że ich nie widziałam, mogłam wyobrazić sobie właściciela tego głosu.

Zapewne stał cały napięty z groźnym spojrzeniem i zaciśniętą szczęka. Mój umysł wyobraził sobie jak gładziłam palcem jego zmarszczone czoło. Odsunęłam od siebie tę myśl. Nie wolno mi było już tak myśleć.

Godzinę później stałam w oknie i żegnałam Matteo spojrzeniem. Stał z walizką i torbą przewieszoną przez ramię. Tylko raz spojrzał w moje okno. Byłam zadowolona, że nie widział moich spuchniętych i zaczerwienionych oczu, bladej twarzy i drżących rąk. Nie widział żadnego dowodu na to, że rozpadłam się na milion kawałków.

Przez moment wyglądał jakby miał zawrócić, lecz zrezygnował z tego. Dla żadnego z nas nie skończyłoby się to dobrze. Żadnemu z nas by to nie pomogło.

Stałam w oknie, dopóki taksówka nie zniknęła mi z oczu. Pojedyncze gorące łzy spływały mi po policzkach, gdy zimne powietrze owiewało resztę ciała.

Usłyszałam pukanie. Chciałam je zignorować i udawać, że nie istnieję. Zapaść się w nicość i pozwolić pustce otoczyć się swymi mackami. Ktokolwiek stał za drzwiami, nie czekał na zaproszenie. Nacisnął klamkę i ruszył w moją stronę. Poczułam znajomą wodę kolońską.

- Cześć, tato.

Nie obróciłam się w jego stronę. Gdyby zobaczył ból wypisany na mojej twarzy, mogłabym nie powstrzymać następnej jego fali, która ugrzęzła mi już w gardle.

- Przyniosłem herbatę. - powiedział pocieszającym tonem.

Nie żądał wyjaśnień. Nie zadawał pytań. Nie mówił gładkich słów, mających ukoić złamane serce. Pozwolił mi cierpieć w swojej obecności. Nie mogłam być mu bardziej wdzięczna.

- Dziękuję. - powiedziałam cicho.

Włożył mi kubek w dłonie i upewnił się, że go trzymam. Potarł mi ramiona i odszedł cicho zamykając drzwi.

Wróciłam do łóżka zakopując się w pościeli. Nie wykąpałam się. Nie miałam na to energii. Sen nie nadchodził. Noc wypełniła niczym niezmącona cisza. Dokładnie jak w mojej głowie. Żadnych myśli, wspomnień. Nic. Pustka.

Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Obudził mnie dźwięk telefonu. Ostre światło ekranu poraziło mnie w oczy. Spojrzałam na wyświetlacz. Luiza. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon. Przewróciłam się na drugi bok. Ból z poprzedniej nocy powrócił, gdy ujrzałam drugą poduszkę. Tę, na której spał Matteo. W złości rzuciłam nią przez pokój.

Potrzebowałam bólu. Fizycznego bólu, który przyćmiłby ten w moim wnętrzu. Weszłam pod gorący strumień wody, który nie ukoił moich mięśni. Zostawiał za sobą tylko czerwone ślady na skórze. Szorowałam się, jakbym chciała zmyć z siebie dotyk jego palców, zapach skóry i wspomnienie pocałunków, tak długo, aż podrażniłam całe ciało. Umyłam twarz, włosy i przebrałam się w dresy.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz