10.

151 12 0
                                    

W nocy, gdy dom w końcu ucichł, zaczęłam się pakować. Nie miałam sił, by zrobić to wcześniej, przez cały dzień leżałam w łóżku, wypłakując wszystkie łzy. Zaczęłam wrzucać do walizki wszystkie urządzenia, które przez lata zbierałam i tworzyłam, próbując zaimponować swojemu ojcu. Każdy przedmiot był przypomnieniem moich bezskutecznych prób zdobycia jego uwagi i miłości.

Byłam wyprana z emocji, z wielkimi worami pod oczami i zupełnie zmęczona. Poddałam się. Nie zależało mi już na niczym. Byłam wrakiem samej siebie, bez nadziei i celu, z niechęcią spakowałam resztę swoich rzeczy, czując się jak marionetka bez życia.

Gdy skończyłam, resztę nocy przespałam, choć sen nie przyniósł ukojenia. Miałam koszmar – śniło mi się, że błądzę po pustym, zimnym domu, wołając ojca, ale nikt nie odpowiadał. Śniło mi się, że jestem zupełnie sama, zagubiona w ciemności.

Następnego dnia, gdy obudziłam się, sztuczna inteligencja poinformowała mnie, że powóz czeka. Wstałam z łóżka, mechanicznie zabierając swoje rzeczy, nawet nie zwróciłam uwagi, że Tony nie pożegnał się ze mną. W domu panowała cisza – nikogo nie było, z kim mogłabym się pożegnać, byłam niewidzialna, tak jak zawsze.

Wyszłam z domu, nie oglądając się za siebie. Wsiadłam do samochodu, który miał zawieźć mnie do matki, droga była długa i cicha, a ja czułam, jak moje serce bije coraz słabiej. W głowie miałam tylko jedną myśl: przetrwać. Wiedziałam, co mnie czeka, wiedziałam, że matka nie powita mnie z otwartymi ramionami, ale musiałam jakoś przeżyć.

Samochód ruszył, a ja patrzyłam przez okno, obserwując mijające krajobrazy. Czułam się, jakbym zostawiała za sobą część siebie, część, która zawsze wierzyła, że kiedyś zdobędę miłość i uznanie ojca. Teraz wiedziałam, że to było tylko złudzenie. Byłam w drodze do matki, do miejsca, które nazywałam piekłem na ziemi.

Po długiej, cichej podróży dotarłam w końcu do domu matki. Otworzyłam drzwi, wchodząc do środka z ciężkim sercem, w salonie siedziała matka, trzymając w ręku butelkę alkoholu. Jej oczy były mętne, a wyraz twarzy zły i pełen pogardy.

- O, wróciłaś. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Nawet ojciec miał cię dość. Pewnie cieszy się, że wreszcie się ciebie pozbył.

Jej słowa były jak cios prosto w serce, ale nie mogłam pozwolić, by zobaczyła, jak bardzo mnie ranią. Stałam tam bez ruchu, starając się zachować spokój, choć w środku czułam, jak moje serce krwawi.

Matka wstała, chwiejąc się lekko. 

- Gdybyś zdechła, nikt by nie tęsknił. - powiedziała, jej głos pełen nienawiści. Potem zaczęła się śmiać, głośno i obłąkańczo, jakby to, co powiedziała, było najbardziej zabawną rzeczą na świecie.

Jej śmiech rozbrzmiewał w mojej głowie, odbijając się echem. "Gdybyś zdechła, nikt by nie tęsknił." Te słowa zaczęły brzmieć w mojej głowie, powtarzając się w kółko. Stałam tam, zamrożona w miejscu, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Wtedy matka, widząc moją brak reakcji, chwyciła butelkę po alkoholu i rzuciła nią w moją stronę. Butelka nie trafiła, rozbiła się o ścianę, rozpryskując szkło wszędzie wokół, ten dźwięk wyrwał mnie z transu.

- Spadaj do swojego pokoju i nie pokazuj mi się na oczy! - wrzasnęła, a ja bez słowa obróciłam się i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi za sobą, opierając się o nie, próbując uspokoić oddech. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, ale nie mogłam pozwolić sobie na płacz, musiałam być silna, choć czułam, że już nie mam siły.

Położyłam się na łóżku, patrząc w sufit. „Gdybyś zdechła, nikt by nie tęsknił." Słowa matki wciąż brzmiały mi w uszach, a ja zastanawiałam się, czy miała rację. Czułam się jak najgorsza wersja samej siebie, bez nadziei, bez przyszłości, ale musiałam jakoś przetrwać, musiałam znaleźć w sobie siłę, by przeżyć kolejny dzień.

Córka Geniusza: Walka o Uwagę i MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz