Isabelle
Siedziałam z Leą w salonie i czułam się nie swojo. Niby mój dom, mieszkałam tu ale jednak coś mi nie odpowiadało. Może siedziało mi z tyłu głowy że były tu inne dziewczyny? A może po prostu byłam przewrażliwiona?
Chcąc oderwać myśli od ciągłego zamartwiania się zadzwoniłam do babci. Odebrała po kilku sygnałach i jej głos rozbrzmiał w słuchawce.
-Tak słucham?
-Hej babciu, przepraszam że wczoraj nie zadzwoniłam.
-Jakoś przeżyłam. Ale pamiętaj by dzwonić. I jak tam u Katie?
-Dobrze chyba.
-Jak chyba? Co Ty nie rozmawiałaś z nią?
-Rozmawiałam ale nie długo. Jestem u siebie w domu, jeśli tak można powiedzieć.
-Pogodziłaś się z Tonym?
Mój brak odpowiedzi Ella skwitowała westchnięciem. Nie była już pozytywnie nastawiona do niego po tym co się stało i stroniła od tego bym się z nim spotykała.
-Przyjedź z nim. Musimy porozmawiać.
-Przyjadę...-Gula w gardle nie pozwalała mi na więcej niż kilka słów.- Muszę kończyć, zadzwonię później.
Rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź babci. Podciągnęłam kolana po brodę i oparłam na nich głowę. Kilka łez opuściło moje kanaliki łzowe a Lea patrzyła na mnie z dywanu zaciekawiona. Mimo że miała niespełna dziesięć miesięcy kumała dużo i umiała wyczuć jak coś było nie tak.
-Mama?
-Co tam?
-Am, am.
Wzięłam dziewczynkę na ręce i udałam się z nią do kuchni. Usadziłam w foteliku i przygotowałam kaszę którą mała wchłaniała w ekspresowym tempie. Upaćkała przy tym nie tylko buzię ale też cały śliniak i końcówki włosków które wydostały jej się z koczka.
-Jestem!
Tony wszedł do domu z czterema pełnymi siatkami zakupów. Położył je na wyspie i uśmiechnął się do Lei która wyglądała jakby właśnie wylała na siebie miskę kaszy.
-Tata!-Wyciągnęła do niego rączki.
-Przybyłem i kupiłem ci coś.
-Nie jest nauczona dostawania wszystkiego. Wolałbym żeby tak zostało.
-Ale to Monet. Musi być choć trochę rozpieszczana.
-Nie musi. Do przedszkola też pójdzie publicznego mimo że stać cię na prywatne. Nie chce by wyrosła na rozpieszczoną księżniczkę jak rzekomo jej matka.
-Ty? Rozpieszczona księżniczka? Kto ci tak powiedział?
-Siostra i tata ale to nie ważne. Przygotuję jedzenie.
Już miałam wstawać z krzesła przy blacie gdy Tomy zjawił się przy mnie i złapał za ramię przytrzymując.
-Kiedy?-Zapytał mało przyjemnym głosem na co się spięłam.
-Dawno, zresztą nie ważne. Nie potrzebnie zaczynałam temat.
-Isa. Kiedy Cię tak nazwali? I czy widzieli się z Leą?
Widzieli. Ale czy ja musiałam mu o tym wspominać? To nie była miła konfrontacja a jednak chciałam to popołudnie spędzić w spokoju a nie z wkurwionym Anthonym Monetem na karku.
-Nie, nie widzieli się z nią.- Skłamałam.
-To dobrze. Lepiej by tak zostało. A do tematu prywatnego przedszkola wrócimy.
Kiwnęłam jedynie głową i zajęłam się przygotowaniem jedzenia na grila. Lea poszła z Tonym się umyć i przebrać a później dzielnie razem mi towarzyszyli. Chłopak pomógł mi w przygotowaniach a dziewczynka jedynie przyglądała się i bawiła pluszowym króliczkiem. Gdy kończyliśmy już pracę akurat pod dom przyjechało auto Shan'a. Zaparkował niemal na środku ale nie przejmował się tym i wyszedł z samochodu pomagając ciężarnej Katie.
-Siema braciszku.- Brat Tone'go przywitał się z nim jakby go rok nie widział a do mnie podszedł i poklepał po ramieniu.- Siemka, co tam?- Zapytał podkradając mi paprykę która była do szaszłyków.- Dobrze wszystko z tym gburem?
-Hej, tak. Jest git ale mogłeś nie mnie ostrzec.
-Wtedy byś nie przyjechała. A poza tym wyszło na dobre.
Spojrzałam na niego spod byka na co on jedynie uśmiechnął się głupkowato i wziął tym razem kawałek ogórka do sałatki.
-Wypad Shane bo zaraz zeżresz wszystko.
-Mówiłem że powróci kiedyś ta stara Isa.
Odszedł z Tonym na dwór a do mnie doczłapała się Katie. Zajęła miejsce przy wyspie siadając na przeciwko pracującej mnie i uśmiechnęła się.
-Kawy?
-Jak zawsze ta sama. Opowiadaj co wskóraliście.
Wstawiłam ekspres którą przygotowywał jej kawę i podając ją jej wstawiłam też dla siebie. Wracając do pracy zaczęłam opowiadać.
-Dwa miesiące próbne. Jeśli nic się nie wydarzy to wracam tu na stałe. Ale babcia nie jest chyba zachwycona. Chce się z nim spotkać.
-Będzie miała okazję. Za dwa tygodnie jest komunia Wojtka i będziemy lecieć do Polski.
-Faktycznie.
-Spokojnie powiadomiłam już mamę że będziesz z Tonym. Pytała mnie czy to sprawka Shan'a.
-Ma wyczucie jak zawsze. Dawno się z nią nie widziałam.
-Ja też. Ale na szczęście oni też przyjadą w końcu do mnie za kilka miesięcy.
-A to z jakiej okazji? Twoja mam w samolocie? Nie widzi mi się to.
-Przyjadą na wesele.
Poderwałam głowę do góry i spojrzałam na szczerzącą się Katie.
-Nic mi nie powiedziałaś!?
-Miałam zrobić to wczoraj ale cymbały wymyślili sobie intrygę i plan stał się lipny.
-Matko aż mi się gorąco zrobiło.
-Ty wychodzisz pierwsza co nie?
-Hm? Ja za mąż?
-Mieliście termin na 18 sierpnia. Chyba że odwołujecie.
W tym momencie świat na chwilę się zatrzymał. Tony to odwołał? Czy nie?
-Nie wiesz?
Pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam przecież wyjść za niego bo mnie zdradził. Ale zaś później szukać drugi raz terminów...miałam niemal wszystko gotowe i ta jedna jakby nie patrzeć długa kłótnia miała to zniszczyć?
-Halo? Ziemia do Isy.
-Co?
-Wychodzisz za niego?
-Nie wiem...chyba nie...
-Oszukujesz siebie czy mnie?
-O co ci chodzi? Nikogo nie oszukuje. Nie mogę za niego wyjść po tym wszystkim. Nawet zaręczeni nie jesteśmy na nowo.
-Boże laska to załóż jedynie pierścionek. Nic trudnego. A wiesz ja to bym poszła na twoje wesele.
-A myślisz że on dalej tego chce?
-Myślę że by dopłacił byś się zgodziła. Gadał o tym ze mną. Przyrzekał że nic więcej nie odwali bo ta strata uświadomiła mu że jesteś dla niego wszystkim i takie tam.
-Zagadam go.
-Świetnie.
-Siasia...
Cienki głosik raczkującej do nas Lei rozbrzmiał. Siadła ona przy krzesełku i czekała jak ktoś ją weźmie na ręce.
-A co to za mały szkrab tu przyszedł? Ciocia coś dla ciebie ma.
-Ciocia cię za bardzo rozpieszcza.
-Mama przesadza. My się po prostu kumplujemy i lubimy.
Przewróciłam oczami na rozrzutność Katie jak i Tone'go dla rzeczy dla Lei. Nie chodziło mi o to żeby nie miała niczego ale chciałam ją wychować na porządną dziewczynkę a nie rozpieszczoną lalunie. Jak żyłyśmy w dwójkę mała dostała jedynie klocki na dzień dziecka i było by na tyle z zabawek które posiadała na dłuższą metę. Pensja w księgarni nie powalała a jedzenie, pieluchy i smoczki i tak były nad to drogie. Nie byłam więc przyzwyczajona do tego by moja córka dostawała prezenty bez okazji.
-A co u ciebie?
-Nic ciekawego. Patryk ostatnio do mnie pisze.
-Ten z gimnazjum?
-Tak. Chce się spotkać jak będę w Polsce. Podobno zna jakieś zajebiste miejsce i musi mnie tam zabrać.
-Jaki on romantyczny.
Zaśmiałam się z dziewczyną i poszłyśmy razem na taras gdzie chłopcy już rozkładali gotowe jedzenie na stół.