Powrót do studia

343 15 4
                                    

Kolejnego dnia, od razu po przebudzeniu ubrałem się w jedną ze swoich najlepszych outfitów i wybrałem się od razu do studia. Gdy tam dotarłem, czułem ogromny strach, chodź z jednej strony było mi to dość obojętne. Jakoś przywykłem do tego, do tego ciągłego właśnie strachu.
W mojej głowie wciąż niosło się pytanie...
O co chodziło z tym listem?
Co ma z tym wspólnego Alastor.
W sensie z Huskiem....
Co ja mam z tym wspólnego?
Powoli otworzyłem drzwi studia i wszedłem do swojej garderoby. Poprawiłem lekko makijaż, który zdołał mi się już lekko zepsuć podczas drogi. Wyszedłem pełny gotowości na plan filmowy.
Tam czekał na mnie Valentino. Przełknąłem ślinę, która utknęła mi w gardle.
-Hej...Val-powiedziałem nieśmiale. Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi, gorącymi oczami.
-No, myślałem, że się nie zjawisz.-powiedział ironicznie.
-Ja, Val? No co ty? Ja... po prostu... miałem ciężki okres- wyjąkałem. 
-Ciężki okres, powiadasz?
Ja mam za to, kurwa, cholernie ciężką łapę. Zapamiętaj to, Angel. Masz szczęście że ostatnio twoje filmy się dobrze sprzedają. Lecz tłum pragnie więcej skarbie.-odparł groźnie.
Przeszło jakoś bezboleśnie...
Po godzinie nagrywek udało mi się skończyć.
Aż dziwne, że trwało to tylko godzinę. Czasami on potrafi mnie męczyć nawet parę dni pod rząd.
Kiedy miałem już wyjść ze studia, Valentino zawołał za mną.
Odwróciłem się powoli.
-Tak, Val?- spytałem.
-Jeszcze nie skończyliśmy.- powiedział oschle.
-Nie skończyliśmy? Ale myślałem, że... Przecież jest po nagrywkach, Val.-stwierdziłem
-Ja ustalam, kiedy jest po nagrywkach. Ty w studio robisz to, na co JA mam ochotę.-powiedział.
Złapał za mnie w talii i przycisnął mnie do ściany.
-Kiedy mówię, że masz zostać, mówisz?-powiedział tak znane mi już słowa...
-Tak, Valentino.-przytaknąłem cicho...
Kiedy mną szarpnął, z mojej kieszeni wypadł list. Modliłem się, żeby go nie zauważył, ale jak zwykle nie miałem szczęścia.
Podniósł go powoli i przeczytał.
-Kim jest Husk?- spytał.
-Nikim ważnym, Valentino.
Może wróćmy do tego, naczym skończyliśmy- uśmiechnąłem się mając nadzieję że nie będzie drążył.
-Nie, Angel. Kim on jest?- zapytał ponownie.
-Valentino, naprawdę, ja jakoś ci to wyjaśnię. Tak samo jak tam jest to  napisane, jak ja ci to teraz na spokojnie wyjaśnię.- zacząłem się miotać w swoich zeznaniach.
-Jesteś tylko MÓJ. Nikogo innego. Tylko mój. Rozumiesz?!- krzyknął.
-Tak, tak, rozumiem, Valentino.- powiedziałem przestraszony jak potulny piesek.
- Dobrze. A teraz wypierdalaj! — wskazał na drzwi.
Szybko się zebrałem, ale list wciąż tkwił w ręce Valentino. Nie mogłem mu go wyrywać tak po prostu.
Wybiegłem ze studia z łzamiw oczach...
Jak dotarłem do hotelu. Nie miałem zbytnio siły na wyjaśnienia, ale musiałem to jakoś rozwiązać.
W mojej głowie miałem tyle pytań. Wszedłem do holu i od razu podbiegłem do baru.
-O co chodzi?- spytałem.
Husk spojrzał na mnie swoimi zapijaczynymi oczami.
-O co chodzi z… -spytał.
-Przecież wiesz, o czym mówię.- stwierdziłem.
-Nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi, kolego.-odparł.
-O list.- stwierdziłem i zauważyłem że jest na jego twarzy zmieszanie.
-Jaki list? Nic nie wiem.- szybko odparł. -Rozpoznaję twoje najebane pismo.-warknąłem.
-Dobra, skoro to jest mój list, to poproszę go mi dać.
Zaraz ocenię, czy to moje pismo.-stwierdził.
-No, dałbym Ci go...Nawet miałem taki zamiar wyjaśnić tę sytuację w taki właśnie sposób, ale... został w studiu.- Powiedziałem trochę zastydzony tą sytuacją.
-Studiu?
Myślisz, że przyniósłbym Ci list specjalnie dla Ciebie.
Dla wielkiej gwiazdy!
Prosto do jego studia? Pewnie jeszcze położyłem Ci w garderobie.-powiedział ironicznie, a ja się zdenerwowałem. -Wiesz co, chciałem to wyjaśnić normalnie, ale widzę, że jak zawsze z Tobą się nie mogę w ogóle dogadać.
To jest pijackie pierdolenie.
Valentino zabrał mi ten list. Już dobrze?- wyjaśniłem z irytacją.
-A co, targałeś go po całym studiu?-spytał.
-Aż tak bardzo chcesz mieć moje pismo przy sobie?-dodał.
-Ha! Czyli się przyznajesz?-powiedziałem podekscytowany że miałem rację.
-Co? Nie! Ale Ty tak myślisz.-stwierdził. -Tak? To napisz mi tu coś.-powiedziałem podstawiając mi kartke pod nos.
-Nie będę nic pisał! Nie zmusisz mnie do tego.- odparł
-Dobra, jak chcesz.
Mam i tak w Ciebie wyjebane- Powiedziałem odwracając się, pokazując mu środkowy palec.
-Dobra, nadaj zgrywasz ofiarę!- Krzyknął za mną. A ja próbowałem nie zwracać na niego uwagi, ale jak zawsze emocje wzięły nade mną górę.
-Ja? Ofiarę? To ty wysyłasz mi kurwa jakieś pierdolone liściki i kładziesz mi je na łóżku.
Specjalnie dla mnie, a to podobno ja jestem ofiarą.
A może jesteś jakimś moim psychofanem, jak niektórzy?
W sumie schlebiasz mi-powiedziałem drwiąco.
-Ja twoim psychofanem?
Chyba sobie teraz kpisz!-powiedział już troche podniesionym głosem.
-No skoro wysyłasz mi liściki-patrzyłem na niego z prowokującymi oczami.
- A cóż to za spotkanie? - usłyszałem głos za twymi plecami, aż drgawki przeszły mi przez całe ciało.
Momentalnie odskoczyłem zwracając się w jego stronę.
No tak, truskaweczka...
-A ty tu czego?-spytałem od razu.
-Nic, chciałbym po prostu dołączyć do tej wiesiady– stwierdził, siadając przy barze.
-O czym gawędzicie?- dodał.
-O niczym.-powiedział cicho Husk pod nosem.
- A jakże, chciałabym wiedzieć, o czym rozmawiacie. Może dołączyłbym się do rozmowy i podyskutowalibyśmy? Pogawędzili?-twierdził.
-Nie mam ochoty na rozmawianie w sumie ani z tobą, ani z tobą. Wychodzę.- powiedziałem, odwracając się ponownie.
-A ja myślę, że to nie byłby taki zły pomysł.-powiedział Radiowy Demon, uśmiechając się jak zawsze szeroko.
-Że co, żebym wyszedł? Czy żebyśmy sobie pogawędzili jak jakieś pierdolone nastolatki-drwiłem z jego słów.
-Och, nie, nie, nie, mój przyjacielu. Po prostu tak o życiu. Lubię sobie czasem tak zrobić przerwę i porozmawiać o przyziemskich rzeczach.-uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Przy nim nie mamy to ochoty.-pokazałem na Huska a on siedział skulony.
W ogóle nie patrząc w moją stronę. Było tutaj coś nie tak....
Ale nie chciałem jakoś pokazywać, że mnie to obchodzi.
Wróciłem więc jak zwykle do swojego pokoju i położyłem się na łóżku.
Nie miałem ochoty na zabawy z Nuggetsem.
Spojrzałem na sufit.
Czy ten dzień może być jeszcze bardziej spierdolony?
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu.

DAŁEŚ MI NADZIEJĘ | HUSKERDUST |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz