Rozdział 4 cz.3

118 23 2
                                    


Rano budzi mnie łażenie Sylwii. Ta to chyba wcale snu nie potrzebuje. Dzwoni garami tak, że w końcu i ja wyłażę z pościeli. W łazienkowym lustrze spoglądam sobie w oczy i zastanawiam się, jak mój dzisiejszy dzień w pracy będzie wyglądał. Czy Krzysiek w ogóle napomknie coś o wczorajszym wyjściu. A jak nie, to co ja mam w takiej sytuacji zrobić? Pierwsza mu wspomnieć, czy udawać niewzruszoną i milczeć, nie dając niczego po sobie poznać?

–Kawy? – woła za drzwiami Sylwia i wybudza mnie z zadumy. 

–Zrób! – odpowiadam i obmywam twarz chłodną wodą. 

Zaraz po wyjściu dostaje swój kubek, ale mój spokój nie trwa zbyt długo. Sylwia przygląda mi się badawczo i aż czekam, kiedy padnie kluczowe pytanie. Nie wiem w jakim temacie konkretnie, ale przywali z grubej rury, na pewno.

–Z kim wczoraj byłaś? – A nie mówiłam?

–Z szefem, już mówiłam. – Spokojnie biorę łyk kawy. 

–A później? – Unosi kącik ust i nie przestaje patrzeć mi w oczy.

–Ale że co?

–Zostawiłaś ubrania w łazience na pralce.

–I stąd wniosek, że się jeszcze z kimś widziałam?

–Ja jestem na głodzie i męskie perfumy wyczuję wszędzie, a twoja bluzka pachniała drogimi męskimi perfumami. Chcesz coś dodać?

Pięknie, mogłam tę bluzkę od razu zakopać w koszu na pranie. Teraz muszę nakłamać. 

–To znaczy później, w sensie po tym spotkaniu z klientem… A co ja się będę tłumaczyć. Tak widziałam się z kimś, dlatego późno wróciłam. Mogę, ciociu?

–Dobrze było? – ukrywa uśmiech, co mnie rozbraja i zaczynam się śmiać. 

–Dobrze, ale krótko.

–Czemu nie długo?

No i co, mam powiedzieć, że narzeczona do niego zadzwoniła i przerwała nam w kluczowym momencie? 

–Tak się złożyło.

–Poznam go? – No czy ona nie rozumie, że to trudny temat? Żadna odpowiedź nie jest tu dobra.

–Może kiedyś. Na razie nie zapowiada się bliższa znajomość, więc muszę cię zmartwić. 

–Biedny nie jest, co? Ten zapach to tak bardziej Armani.

–Nie wiem, ale przy najbliższej okazji zapytam – zaczynam się zbierać. 

–Jak będziesz potrzebowała wolnej chaty, to mów, chociaż – krzywi lekko usta i kręci nosem – on pewnie z tych co mają apartament w centrum albo chatę za miastem, nie dla niego wynajęte klitki.

–Daj mu spokój. Ja nie wiem czy jeszcze się z nim zobaczę. – Kłamię na bieżąco i modlę się, żeby szybko wyczerpał się temat. – Odstawiam kubek do zmywarki.

–Ale czemu? Nie zaiskrzyło?

–Zaiskrzyło – odwracam się do Sylwii – tylko jak sama zauważyłaś, to drogi towar, chyba nie na moją kieszeń. – Obojętnie wzruszam ramionami i chcąc już urwać rozmowę, wychodzę. 

Do pracy dojeżdżam taksówką i kolejny raz mówię sobie, żeby kupić samochód. Chyba w końcu spełnię własny rozkaz, bo latanie po mieście taksówkami wychodzi mi sporo drożej. Jestem niewyspana i dobrze wiem jak wyglądam, dlatego przy lusterku poprawiam jeszcze raz co się da. W drodze do biura nie spotykam ani Krzyśka, ani Pauliny, więc może nie ma ich jeszcze w pracy.  Próbując nie myśleć ani o nim, ani o tym, jak spędziliśmy wczorajszy wieczór, siadam przy swoim biurku i z kalendarzem przygotowuję dokumenty i zlecenia na dzisiejszy dzień. Kiedy wszystko mam posegregowane, zabieram teczki i beztroskim spacerkiem idę do gabinetu mojego szefa. Niestety beztroska nie trwa wiecznie. Zaraz po otwarciu drzwi mój wzrok zatrzymuje się na obściskujących się gorąco narzeczonych. 

–Przepraszam! – wołam i chowam się za drzwi. – Nie wiedziałam, to znaczy, przepraszam.

Wybiegam i wracam do siebie. Nie wierzę, że to widziałam. Patrząc na to, ile ubrań zostało na szefowej, wychodzi, że związek mimo to kwitnie, a ja kretynka przez moment myślałam, że mam szansę. Cóż, trzeba przełknąć gorzki smak porażki i przyznać, że ten cel nie jest w moim zasięgu. 

Nagle drzwi się otwierają i staje w nich Paulina. Patrzy na mnie z wyrzutem i opiera się ramieniem o futrynę.

–Z łaski swojej, pukaj następnym razem. – Od razu wychodzi, a mi jest tylko bardziej wstyd. Nawet nie wiem czy mam czekać teraz na Krzyśka, czy iść do niego z tymi zleceniami. Powoli zabieram teczki i ze zwieszoną głową staję przed drzwiami Krzysztofa. Czuję się jak dzieciak w szkole zaproszony na dywanik dyrektora. Pukam i kiedy Krzysztof mnie woła, otwieram drzwi.

–Przepraszam – unikam patrzenia na niego. – Naprawdę nie pomyślałam, nie wiedziałam, że już jesteście. 

–Siadaj – odzywa się całkiem normalnie. – Nic się nie stało, nasza wina, bo biuro to nie miejsce na… Nie ważne. Co masz?

Wyrzuty sumienia, i to wobec siebie, bo ten widok będzie mnie prześladował każdego dnia. 

–Zlecenia do podpisu, faktury i wolne terminy na wywóz od Jagodzińskiego.

–A tak, daj. – Wyciąga do mnie rękę i nieznacznie dotyka moich palców. Oboje podnosimy na siebie wzrok i oboje natychmiast go opuszczamy. – Zadzwoń do niego i poinformuj o transportach, wszystko, co mamy wolne pójdzie dziś do niego. Zostaw jeden skład awaryjnie, gdyby coś się stało.

–Jasne.

–Coś jeszcze? – znów na mnie spogląda.

–Nie. – Powoli wstaję, ale mimo to nie przerywam spojrzenia. – Jeszcze raz przepraszam, to nie było zamierzone.

–Wiem. – Staje naprzeciwko mnie i mam wrażenie, że chce coś dodać. – Słuchaj, wczoraj to też wyszło nie tak. Nie powinienem tak swobodnie… – przygryza lekko wargę i od razu odwracam wzrok, żeby się nad sobą nie znęcać. 

–Nie ma sprawy.

–Nie gniewaj się, to nie tak, że mi się nie… Że ty mi nie… – opuszcza ręce i znów unika mojego spojrzenia. No jeszcze tego brakuje, żeby mi powiedział, że mu się nie podobam. – To po prostu była chwila…

–Zapomnienia – kończę za niego i specjalnie robię to z cwanym uśmiechem.

–Nie! – Ok, teraz brzmi przekonująco. – Czasem najdzie nas ochota na coś, na co nie powinna, tak?

–Yhy – przytakuję niepewnie.

–No to właśnie było to, obiecuję, że to się nie powtórzy, ale jeśli masz obawy, to rozumiem, i mogę ci zaproponować zmianę stanowiska.

–Tak?

–Przeniesiesz się do Pauli.

–Wiesz, chyba wolę nie. Ja się ciebie nie obawiam. – Wręcz przeciwnie, mogłabym to powtórzyć. – Jeśli to nie problem, to zostanę tutaj. No chyba że ty nie chcesz, to mów wprost.

–Nie znajdę nikogo lepszego na to stanowisko – jego uśmiech jest szczery, co utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem tu tylko asystentką, nikim więcej. 

–Ok, w takim razie wracam do pracy. – Uśmiecham się, jakbym serio była zadowolona z tej rozmowy i wychodzę. Dlaczego nie umiem wytłumaczyć sobie, że to nie ma sensu, że on mnie nigdy nie zechce? Dlaczego wolę pastwić się nad sobą, patrząc na niego jak całuje Paulę. Nie wiem, może jeszcze się kiedyś dowiem, na razie idę drukować zlecenia ku chwale Pol-Transu. 

Rok później... [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz