ROZDZIAŁ DWUDZIESTY: CZAS NIGDY NIE CZEKA

38 10 47
                                    

Było jej niedobrze. K a t a s t r o f a l n i e niedobrze, jakby żółć traktowała jej przełyk, układ trawienny i jelita jak park rozrywki z masą wszelakich przejażdżek do wyboru. A wszystko przez Czas, który narzucił nieludzkie tempo (co niejako mogła zrozumieć, jako że nie zaliczał się do istot ludzkich) i nawet Arden ledwo za nim nadążał. Ziel i 104 Anaria już dawno przepadłyby zagubione pomiędzy stronicami albo skończyły pod jedną z mijanych rzek, gdyby Czas nadal nie trzymał ich za kołnierzyki błękitnych sukienek. Jednak jak długo wytrzyma tak cienka tkanina? O tym żadna z nich wolałaby się nie przekonywać na własnej skórze.

Ziel wiele razy próbowała się odezwać, jednak Czas pędził tak szybko, że brakowało jej oddechu, aby poprosić go o zwolnienie. Najdziwniejsze było jednak to, że wszystko inne – drzewa, krzewy, grzyby i kwiaty – przesuwało się razem z nimi, jakby też biegły. Od tego Ziel jeszcze bardziej kręciło się w głowie, lecz na szczęście odkryła, że zamknięcie oczu nieznacznie łagodzi ten objaw. Musiała tylko skupiać się na smagającymi ją po twarzy batami wiatru.

– Szybciej, szybciej! – krzyczał Czas.

Ziel miała taką zadyszkę (a pamiętajmy, że technicznie rzecz biorąc, nie ona biegła, a Czas), że zdawało się jej, że już nigdy nie zdoła wydusić z siebie żadnego słowa. A jakże pragnęła uświadomić Czas, że szybciej NIE DA SIĘ poruszać. Przynajmniej nie na dwóch nogach. Może gdyby mieli co najmniej dwie kolejne pary albo koła zamiast stóp, to byłoby możliwe, ale nawet wtedy Ziel podziękowałaby za taką przygodę.

– Cz-czasie... dla... czego tak... tak pędzisz? – zdołała wreszcie wydyszeć.

– Inaczej nie potrafię! – odpowiedział Czas z nutą kaprysu, ale też – co zaskoczyło Ziel – pewną melancholią. Właściwie to brzmiał zadziwiająco spokojnie, jak na kogoś, kto powinien już dawno wypluć płuca. Może cała magia polegała na tym, że biegł tak szybko, bo właśnie brakowało mu płuc? – Ja, Czas, noszę w sobie zarówno chwile przeszłe, jak i przyszłe. Gdy dostrzegam cień przeszłości, czuję ciężar wspomnień, które tkały moje istnienie. Uciekam przed ich mrokiem, by nie pozwolić, aby zamknęły mnie w wirze tego, co już było.

– Czy... czy ty też widzisz czasem Żale? – pragnęła wiedzieć Ziel. Sama nie do końca wiedziała dlaczego. Jakby nie patrzeć, Czas był najbardziej enigmatyczną postacią, z jaką dotąd spotkała się w Krainie.

– Widzę, ale nie padam ofiarą ich ataków. Jestem poza ich zasięgiem. Przeszłość, choć piękna w swej nostalgii, jest poza moją kontrolą, a więc i Żale mnie unikają. Czują, że tańczę w świetle teraźniejszości, ścigając się z przyszłością, która błyszczy jak najjaśniejsza gwiazda. Pędzę, aby nie zatrzymać biegu dnia i nocy, i wciąż odkrywać nowe horyzonty, które czekają na zostanie objętymi ramionami odważnych.

Czas rozgadał się porządnie jako jedyny w towarzystwie skory do pogawędki. Ziel pomyślała, że powinna z tego skorzystać, bo druga taka okazja mogła się nie zdarzyć. Pokonała więc opór powietrza, mimo że bliska była uduszenia się, i zapytała:

– Ale wiesz... co wydarzyło się w przeszłości... prawda? Co stało się... z pierwszą dziewczyną... przybyłą spoza tej Krainy?

– Przeszłość jest jak piasek, który przelatuje mi przez palce. Nie złapałbym go, nawet gdybym próbował, dlatego pędzę, pragnąc przeszłość pozostawić za sobą. Kształtowanie światła jutra, które dopiero nadejdzie, jest bliższe niż to, co przeminęło wraz z dniem wczorajszym.

Ziel nie miała zbyt dużych oczekiwań, temu też nie poczuła wielkiego rozczarowania z wymijającej, tajemniczej odpowiedzi Czasu. Mogłaby zrozumieć, że użyta przez niego metafora jakoś odnosi się do Melary, gdyby dane jej było na spokojnie to przemyśleć. Nic jednak w Krainie nie pozwalało na zatrzymanie się w miejscu i zastanowienie się nad czymś dłużej niż parę minut, jakby rzeczywiście Los rządził ich życiem. Zupełnie jak wspomniała 104 Anaria. Może Ziel za surowo ją oceniła?

          

Nagle Czas zwolnił, akurat wtedy, gdy Ziel prawie odleciała do Krainy Nieświadomości. Prawie zapłakała z ulgi, czując wreszcie ziemię pod stopami, nawet jeśli wciąż była to gąbczasta i zimna gleba.

– Ach, zapędziłem się tutaj, a tam prawie stoję w miejscu. Nie, nie, tak nie może być. Idź dalej sam, Asie. Przekaż ode mnie wyrazy najpłytszego, najszybszego i najwymowniejszego uznania swej Królowej. I, ach, nie zapomnij tych dwóch panienek zabrać ze sobą. Są całkiem ciężkie, ale wierzę, że dasz sobie radę. Teraz muszę znowu przyśpieszyć. Będę pędził od lewej do prawej, więc idź zgodnie z tym ruchem, abyś nie wypadł z drogi. Bywaj, Asie!

Czas pognał dalej, zanim jeszcze jego słowa na dobre rozbrzmiały. Na szczęście słowa nie muszą nigdzie pędzić, dlatego wybrzmiały w spokojnym i przyjaznym dla ucha tempie, bo inaczej z tego zlepka wyrazów nic by nie zrozumieli (my zresztą również).

Ziel sama nie wiedziała, jak usiadła na ziemi, ale nie było to dla niej ważne w tej chwili. Ważniejsze okazało się odzyskanie oddechu i walka z zawrotami głowy. Poczucie ucisku w żołądku sygnalizowało zakończenie przejażdżki żółci, która ustawiła się przy przełyku.

Ziel rozważała, czy pochylenie się i włożenie palców do gardła nie przyniesie jej ulgi, ale nim zdecydowała się to zrobić, Arden przyklęknął przed nią, a że nie wypadało obryzgiwać mu butów wymiotami, zaniechała tej decyzji.

– Teraz możesz trochę odpocząć – szepnął łagodnie, klepiąc ją po głowie.

Czyżby i jemu brakowało tlenu w mózgu? Ziel nie przypominała sobie, aby zdarzyło mu się przemówić do niej równie miłym tonem jak teraz. Dobrze więc postąpiła, wstrzymując się przed zwymiotowaniem. Byłoby to wyjątkowo nietaktowne w obliczu jego nagłej troski.

– Taki też mam zamiar...

Ziel posłuchała jego rady; oparła się o drzewo i zamknęła oczy, oddychając powoli przez nos, aż wreszcie wszystkie oddziały dowodzące w jej organizmie zapanowały nad powstałym wcześniej chaosem.

Gdy poczuła wewnętrzny spokój, otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Początkowo na tym brunatnym terenie nie ukazywała się żadna forma życia, ale teraz ciężkie Chmury zawisły nisko, a pod nimi ciągnęła się zadymiona mgła. Wszystko w zasięgu wzroku stało się naraz niewyraźne i zamazane do czasu, aż mrok przecięły perłowe welony, na których wisiały stworzenia przypominające ryby; żwawo pływały po gęstym i wilgotnym dymie kierowanym przez zimne Powietrze.

Ziel wzdrygnęła się z obawy, że nadchodzi kolejne zagrożenie, ale poza zmianą scenerii nic więcej się nie wydarzyło.

– Chodź – Arden wyciągnął ku niej dłoń – musimy iść.

– Naprawdę zamierzasz nas zaprowadzić do swojej Królowej? – zapytała, przyjmując jego pomoc w akompaniamencie bolesnego stęknięcia. Skórzana struktura, giętkość i śliskość jego rękawiczki kontrastowała z jej zimną, pokaleczoną i miękką skórą. Przez ten chwilowy dotyk wydał się jej mniej obcy.

– Na tej planszy nie możemy wykonać innego ruchu niż do przodu. Zrobimy więc tak, jak polecił Czas, to najszybsza droga. A jeśli nadal tego nie zauważyłaś, to będę tak miły i cię uświadomię, że już jesteśmy na terenie Królowej Wieczności.

– Tym razem zgodzę się z tym błaznem – wtrąciła 104 Anaria, która dotychczas jedynie wymownie milczała, by ukryć swój słaby stan. – Czas przyśpieszył, kiedy weszliśmy na Trzecie Pole, bo je trzeba minąć bardzo szybko. Teraz jesteśmy na Czwartym. Piąte jest puste, ale na Szóstym będzie na nas czekać rzeka. Z kolei na Siódmym... Czemu nie wtrącasz żadnych uwag?

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

3mo ago

1
Ja myślę, że załamała się po tym jak straciła córkę ;(
mam nadzieję, że wszystko się jeszcze dobrze ułoży;)

3mo ago

1
Dziewczyna z numeremWhere stories live. Discover now