Zawsze zastanawiałam się, co czuje się w momencie, gdy jest się na celowniku. Rozmyślałam o tym od najmłodszych lat, gdy wieczorami zasiadałam z rodzicami, oglądając najróżniejsze seriale dokumentalne, bądź reportaże o dokonanych morderstwach. Przekonałam się o tym niestety na własnej skórze w samo Halloween, w dniu mojego ulubionego święta w ciągu całego roku. W moim przypadku jednak, jak przystało na Liliannę Tourine, miało to zupełnie inny przebieg niż dotychczas przeze mnie poznane.
Stałam przed domem w swoich szarych spodniach mom jeans i za dużej bluzie należącej do mojego chłopaka, rozważając swoje marne szanse na ucieczkę, zanim nadejdzie nieuniknione. Nie miałam bladego pojęcia, co mogłam zrobić w takiej sytuacji, gdy jedyne poznane przeze mnie chwyty samoobrony pochodziły z książek, które czytałam. Nigdy nie uczęszczałam na zajęcia z samoobrony ani nie przygotowywałam się na takie ewentualności w przyszłości. W High School International kładziono głównie nacisk na przedmioty związane z naszymi profilami oraz dodatkowe zajęcia dokształcające w tym kierunku. Ponieważ byłam na profilu ścisłym z fundamentem pod studia medyczne, razem z Suzzy uczęszczałyśmy na nieobowiązkowe zajęcia z języka migowego, aby w przyszłości móc porozumiewać się z osobami głuchoniemymi. Znajomość tego języka była bardzo przydatna, jednak w równym bądź mniejszym stopniu ważniejsza od naszego bezpieczeństwa. Chodzenie na dodatkowe treningi po szkole było dla mnie niemal niewykonalne, gdyż przyjmowane przeze mnie leki psychotropowe osłabiały mój organizm w znacznej mierze. W chwilach wolnych od nauki starałam się dać czas swojemu organizmowi na zregenerowanie i odsapnięcie głowie od ciągłego wkuwania do egzaminów.
Przez pewien okres w swoim życiu uczęszczałam jednak na zajęcia strzelnicze razem z Marcusem, który regularnie od kilku lat uczył się posługiwać najróżniejszymi broniami. Począwszy od tych najbardziej popularnych a skończywszy na tych, które ciężko dostępne były w całym kraju. Znałam niektóre z nich, w tym także tego, z którego do mnie mierzono. Znajdowałam się na celowniku Glocka 18 z kalibrem 9 milimetrów.- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ślicznotko. - powiedział mężczyzna, który mocniej docisnął pistolet do mojej skroni, gdzie nazajutrz pojawić się miał tam nowy siniak. Na pierwszy rzut oka nie mógł mieć więcej niż dwudziestu trzech lat. Mierzył około pięciu stóp i dziewięciu cali, gdy blond czupryna dodawała mu kilku centymetrów. Przyodziany był w czerwoną bluzę z kapturem oraz czarne szerokie spodnie z licznymi przetarciami. - Jeżeli nie chcesz tam trafić w wieku siedemnastu lat, to lepiej nie wpierdalaj się tam gdzie nie trzeba! - warknął, uśmiechając się cynicznie w moją stronę.
Zaczerpnęłam uspokajający wdech i wydech, przygotowując się na kontratak w stosunku do blondyna, który zrodził się właśnie w mojej głowie. Liczyłam na praktyczność sceny z jednej z moich ulubionych książek dark romance, która miała pomóc mi ujść z życiem. W żyłach krążyła mi czysta adrenalina, która dodała mi odwagi w podjętej przeze mnie decyzji. Jeżeli miałam zginąć, to przynajmniej ze świadomością, że walczyłam do końca, nie poddając się na samym początku. Ceną było moje życie, które mogłam szybko stracić, jeśli moja próba okazałaby się niewystarczająca. Spojrzałam z niewinnym uśmiechem na blondyna, tuszując swoje zamiary, gdy szybkim, zdecydowanym ruchem odepchnęłam broń na zewnątrz, z dala od swojej głowy. Zdezorientowany chłopak, zanim zrozumiał, co się stało, zgiął się wpół, gdy z całej siły uderzyłam go kolanem w krocze. Pod wpływem dojmujący bólu ze swojego najwrażliwszego miejsca, poluzował palce na broni, dzięki czemu z łatwością wyrwałam mu ją z ręki. Odsunęłam się parę kroków w tył, kiedy oprawca podniósł się z ziemi z miną godną rodem z piekła.
- Tu, puttana! -Ty, suko! - warknął wściekły, znajdując się przy mnie w trzech krokach. Zacisnął żelazny uścisk na mojej prawej dłoni, w której spoczywała jego broń, i szarpnął nią, przystawiając ją z powrotem do mojej głowy. Czułam przeszywający ból, który promieniował na całą rękę, gdy on zaśmiał się ochryple, niczym najgorsi psychopaci z horrorów. Poczułam zbierające się łzy w kącikach oczu, które starałam się powstrzymać, aby nie ujrzały światła dziennego. Aby on w szczególności nie ujrzał mojej słabości, którą pragnęłam przed nim zatuszować. Już znajdowałam się w wystarczająco beznadziejnym położeniu i nie chciałam tego pogorszyć. - Jeżeli jesteś tak kurewsko odważna, co przyznam, zaimponowało mi ociupinkę, to dam ci szansę, w której będziesz mogła uniknąć przebicia swojego mózgu kulką. Znasz taką bardzo popularną grę na wschodzie, nazywaną roulette russa? - zapytał z błyskiem w oczach, spoglądając na mnie z głową delikatnie przekrzywioną w bok. Niesforne kosmyki włosów wpadały mu do oczu, co kompletnie zignorował, dalej wpatrując się we mnie swoimi brązowymi tęczówkami.
- Znam. - powiedziałam cichym głosem, pokrytym chrypką, która na nim osiadła. Zerknęłam ukradkiem na ulicę z nadzieją, że zobaczę tak dobrze znanego mi mercedesa AMG C63, należącego do Willa. Niestety, matka naiwnych była, gdy nikogo nie było w pobliżu, oprócz mężczyzn, którzy najprawdopodobniej byli z blondynem. Mogłam liczyć wyłącznie na siebie i szczęście, którego nad wyraz mi dziś brakowało. - Dogadajmy się jakoś. Oddam ci wszystko co mam, ale zostaw mnie w spokoju, proszę. - wyznałam, gdy chłopak usłyszawszy to dźwięcznie się zaśmiał. Pokiwał głową z rozbawieniem, gdy spojrzał na mnie niczym na bezbronne dziecko.
- Nic od ciebie nie chcę, ślicznotko. - powiedział, uradowany moim położeniem. Poruszył Glockiem przy mojej twarzy, dając znać, iż podjął już decyzję. - Zagramy do trzech. Jeżeli przy ostatniej rundzie pocisk nie wystrzeli z magazynku, puszczę cię wolno. Jednak gdy wystrzeli to pozwiedzasz sobie swój astralny świat, przeznaczony wyłącznie dla zmarłych. Co ty na to? - zapytał, nie dając mi szansy na sprzeciw. - Uprzedzam, że jeżeli odezwiesz się choćby najciszej na świecie, skończysz z całym magazynkiem wpakowanym w siebie, rozumiemy się?
Pokiwałam nieznacznie głową na znak, gdy poczułam za sobą umięśnioną sylwetkę, która przyciągnęła mnie twardo do swojego torsu. Niczym szmaciana lalka zostałam zarzucona na bark nieznajomego, kierującego się w stronę parkingu. Postawił mnie dopiero we wnęce, zasłoniętej z każdej strony, z dala poza zasięgiem czyjegoś wzroku, wracając do poprzedniej pozycji. Lewą ręką trzymał mnie ciasno przy swoim ciele, uniemożliwiając mi najmniejszy ruch, gdy drugą pochwycił moją szczękę, wbijając bezlitośnie swoje palce w delikatną skórę na mojej twarzy. Blondyn uśmiechnął się mimowolnie na mój widok, kładąc moją prawą dłoń, która nie była skrępowana przez jego kolegę, na spuście Glocka. Przycisnął broń do mojej skroni, dociskając ją mocno, aby uniemożliwić mi ponowne odbicie jej od swojej głowy. Zakręcił magazynkiem, zatrzymując w dowolnym miejscu, kiedy jego wzrok odwrócony był w przeciwną stronę. Chwycił moją dłoń spoczywającą na spuście broni, gdy drugą położył na boku mojej głowu, uniemożliwiając tym samym możliwość wyszarpnięcia się spod celownika.
- Pronto per iniziare la battaglia! - Do boju, gotowi start! - oznajmił, czekając z rozbawieniem wymalowanym na jego młodzieńczej twarzy.
Wspominając ostatni raz swoich bliskich, których mogłam już nigdy nie ujrzeć na oczy, pociągnęłam niepewnie za metalowy spust broni. Odczekałam chwilę z bijącym sercem, gdy głośne oklaski rozbrzmiały tuż obok mnie, wyrywając mnie z osłupienia. Ponowiłam tę czynność raz jeszcze, podczas której również obyło się bez rozlewu mojej krwi. Niemniej jednak czekała mnie ostatnia runda, która miała rozstrzygnąć wszystko. Życie, bądź śmierć.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza, gdyby dane mi było to ostatni raz, gdy pociągnęłam ostatkiem swoich sił za spust. Rozbrzmiał donośny huk, który oznaczał tylko jedno. Przeznaczenie dało o sobie znać, gdy trafiłam na jedną z siedemnastu miejsc w magazynku, gdzie znajdował się nabity nabój. Nim zdążyłam jednak otworzyć oczy, z zamiarem zobaczenia, gdzie trafiłam po śmierci, usłyszałam głos, który należał do nikogo innego jak tego zadufanego w sobie kretyna.
Jak on, kurwa, nawet był w zaświatach, to przysięgam na wszystkie swoje książki, że sam Lucyfer może pakować swoje manatki, bo mu tego nie daruję. Spędziłam z nim niecałą godzinę w jednym pomieszczeniu, podczas której zniechęcił mnie do siebie jak nikt inny w całym moim siedemnastoletnim życiu. Był mężczyzną z wybujałym ego, któremu potrzebna była wizyta u najlepszego psychiatry, bądź zamknięcie w wariatkowie o zaostrzonym rygorze, co byłoby najlepszym rozwiązaniem dla bezpieczeństwa wszystkich. Zmieniał swoje humorki szybciej niż niejeden zawodowy aktor, bądź, co gorsza, bieg moich znajomych na widok alkoholu.
- Xavier! - warknął Diavolo, odciągając mężczyznę spoczywającego za mną. Poczułam dojmujący chłód, gdy stałam słabo, bez podpory rąk nieznajomych na moim ciele. Odzyskałam trzeźwość umysłu w momencie, gdy prowodyr całej tej chorej gry poleciał do tyłu pod wpływem silnego ciosu. Diavolo kucnął przed blondynem, łypiąc na niego z góry, gdy ten trzymał się nosa, z którego obficie ciekła krew. - Jaki był powód tej jebanej szopki, którą odstawiłeś? O ile się nie mylę kazałem wam siedzieć przed tym jebanym domem i pilnować, żeby nikt się tu nie kręcił pod moją obecność. Więc, jakim kurwa cudem, znajduję ciebie z Noah, grającym w cholerną rosyjską ruletkę z dziewczyną, którą sam miałem się zająć, co?!
Wyczerpana w każdym calu, zjechałam w dół po ceglanym murku, gdy brunet w pełni skupiony był na niejakim Xavierze. Siedziałam skulona na płytkach swojego podjazdu, gdy emocje wzięły nade mną górę. Wszystko było z dala poza moim zasięgiem, w tym słowa kierowane przez diavola do chłopaka. Stoicki spokój, który dotychczas udawałam przed mężczyznami, zniknął, ukazując tym samym zniszczoną życiem siedemnastolatkę, która o mały włos nie została posłana przedwcześnie na drugą stronę. Niemal zginęłam, zmuszona do gry w rosyjską ruletkę na śmierć i życie, przez jednego z podwładnych diavola.
CZYTASZ
Diavolo cz.1 w nowej odsłonie
RomanceNieopublikowane fragmenty już po KOREKCIE, pierwszej części Diavolo. SPOILER: Nowi bohaterowie, zdarzenia itp...