Rozdział 32.

16 0 0
                                    

Sytuacja dotycząca ataku Gryfonów na Harry’ego zakończyła się sukcesem chłopaka. Jeden z napastników ujawnił, że to oni zaatakowali, a Kobra tylko się bronił. No cóż… Mała groźba ze strony poszkodowanego wystarczyła, aby młodszy do wszystkiego się przyznał. Ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Ron został zawieszony w prawach ucznia, a krzyk pani Weasley z wyjca na całą Wielką Salę całkowicie zadowolił Ostrego.

Aktualnie krążył po szkole w poszukiwaniu tajemniczego pokoju, lecz pół godziny później stracił siły i ochotę, więc wrócił po pokoju wspólnego i zawiedziony położył się do łóżka. Śniło mu się pomieszczenie pełne luster, szkła i diamentów. Krążył po nim, próbując się wydostać, lecz nie było żadnej pary drzwi. Ze wściekłością uderzył w jedno z luster, które rozsypało się na drobny mak. Okazało się, że za zwierciadłem była tylko pustka… i czarna róża na ziemi.

Zerwał się ze snu, czując ból dłoni. Z mocno bijącym sercem spojrzał na nią i z przerażeniem dostrzegł, że z poranionej szkłem ręki spływa krew. Kiedy przeniósł wzrok na zegarek, aż zaklął. Właśnie kończyła się transmutacja, a w tym momencie nie miał szans udobruchać McGonagall. Stwierdził jednak, że obrony nie może przegapić, więc zerwał się do pionu, gdyż miał niecały kwadrans do kolejnej lekcji. Znalazł bandaże, gdyż nie miał czasu na szukanie jakiegoś zaklęcia, o które później miał zamiar poprosić Milkę, a następnie owinął szybko dłoń. Następnie ubrał pierwsze lepsze ciuchy i chwycił torbę. Popędził po schodach w dół, nie mijając nikogo. Zatrzymał się gwałtownie na drugim piętrze, kiedy poczuł uścisk w klatce i metaliczny smak w ustach. Wbiegł do łazienki, gdy usłyszał kroki kilkunastu osób oznaczające koniec zajęć. Upuścił plecak na ziemię i nie zwracając na nic uwagi, spojrzał w lustro. Rozszerzył oczy z przerażenia. Czerwona posoka wydobywała się spomiędzy jego warg, płynąc po brodzie i plamiąc białą koszulę. Nie była to strużka, lecz strumień, który wydobywał się wprost z jego gardła.

— Harry!

Ratunek.

— Marta, proszę cię, znajdź Nancy Wright i ją tu przyprowadź. — Krzyknęła z przerażenia, kiedy dostrzegła jego stan. — Dyskretnie — szepnął słabo, a ona wyleciała z piskiem.

Jęknął, pochylając się nad umywalką, a krew spływała swobodnie na porcelanę. Gardło go piekło, jakby połknął potłuczone szkło. Podobnie było z przełykiem. Ciecz wypływała coraz mocniej, dając mu jednak raz po raz chwilę wytchnienia. Wymiotował krwią, lecz w jakiś dziwny sposób. Sama płynęła, a on nie czuł bólu żołądka. Z oczu wypłynęły mu łzy bólu. Kiedy spojrzał na swoje drżące dłonie, dostrzegł, że są całe w czerwonej cieczy, a bandaż nią przesiąknął. Podniósł wzrok na lustro. Krew lecąca z nosa, oczu i ust. Merlinie, co jest? W następnej chwili zgiął się z bólu, kiedy nowa fala wydostała się z jego gardła. Drzwi otworzyły się z hukiem, a on rozpoznał głosy swoich przyjaciół i elity Slytherinu oraz piszczącą Martę.

— Kobra… O Merlinie! — krzyknęła Milka.

Pansy pisnęła głośno z przerażenia. Missy natychmiast do niego podbiegła ze strachem w oczach. Nie musiał na nich patrzeć, by wiedzieć, że pozostałych zamurowało.

— Co mu jest? — Nawet Nicole nie kryła obaw.       

— Kobra, słyszysz mnie? — spytała Missy, trzymając go za ramię. Kiwnął lekko głową. — Wiesz, co ci jest? — Tym razem zaprzeczył. — Idźcie po Pomfrey!

— Nie — wycharczał, czując chwilę ulgi.

— Przecież… ty… — jąkała się Alison. — Merlinie…

Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz zamiast tego stęknął cicho, a z jego gardła wydobył się kolejny strumień krwi. Viki zaczęła świszcząco oddychać.

Harry Potter drugie obliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz