Obudził się trzymany w ramionach przez Harry'ego, który wciąż mocno spał.
Jako, że ubiegłego wieczora powiadomił wszystkich, że następnego dnia biorą wolne i mogą z tym zrobić co tylko chcą ale oni na pewno nie stawią się w studiu – musiał dać Harry'emu czas na odpoczynek – nawet nie kontrolował godziny, po prostu pozwolił młodszemu spać, sam również nie zamierzał wstawać, delektując się jego ciepłem i równym, spokojnym oddechem.
Zaczął się zastanawiać czy tak nie mogłoby być już zawsze, budzenie się obok Harry'ego, skóra przy skórze, czucie go przy sobie przez cały czas, podziwianie jego długich rzęs, przymkniętych oczu, pięknych, zaróżowionych ust, zmierzwionych loków.
Ta bajka wydawała się być cudownym powrotem do przeszłości, ta myśl dopiero go zakłuła, bo znajdowali się w teraźniejszości, a do przeszłości nie istniał pociąg wstecz.
Zacisnął powieki, próbując na nowo ogarnąć te sprzeczne uczucia w swojej głowie, bardzo chciałby jeszcze zasnąć ale jego umysł zawsze miał dla niego inne plany niż to, czego by oczekiwał.
2017
- Cholera, Harreh, gdzieś ty był?! – wrzasnął, kiedy jego narzeczony wreszcie raczył zjawić się w środku nocy, choć był styczeń on miał na sobie rozpięty płaszcz, pod spodem cienki sweter, zabrakło za to czapki, szalika i rękawiczek.
Drżał na całym ciele, co wcale go nie zdziwiło bo za oknem panował ziąb, podbiegł do niego i pochwycił w ramiona, sprawdzając czy jest cały i poza tym, że był przemarznięty na szczęście wszystko wydawało się być w porządku.
Może poza jego zamroczonym wzrokiem i wonią alkoholu, unoszącą się dookoła.
Westchnął głośno z bezradności i odsunął się o krok, opierając obie dłonie na biodrach.
- Piłeś, prawda? – zadał pytanie retoryczne, kręcąc przy tym głową, już nawet nie czuł ani przykrości ani zawodu, to po prostu była brutalna codzienność. – I brałeś coś? – dodał, patrząc na jego mętne, szerokie źrenice. – Co to było, alprazolam, trawka, mocniejsze dragi? Wszystko razem?
Harry nie odezwał się, zamiast tego ruszył do przodu, potykając się, Louis w ostatniej chwili złapał go za ramiona, przywracając do pozycji pionowej i klnąc pod nosem.
- Kurwa, spróbuj chociaż dojść do kanapy – burknął. – I odpowiedz mi na to pytanie.
Nadal cisza, udało mu się doprowadzić go do wspominanej kanapy, na której młodszy natychmiast oklapł, pochylił się, ściągając mu buty i z trudem zszarpując płaszcz z jego ramion, w zamian okrył go kocem leżącym nieopodal.
- Nie wiem – zatrzymał się na dźwięk jego głosu, brzmiał tak odlegle, jakby znajdował się w zupełnie innym świecie.
- Nie wiesz czego? – zamrugał, czując całkowitą bezradność i brak nadziei na jakąkolwiek poprawę.
Czy ich życie już zawsze miało tak wyglądać?
Pijany, naćpany Harry, zjawiający się w domu w środku nocy lub nad ranem, a on eskortujący go do łóżka?
A rano przeprosiny, dwa dni poprawy i wszystko od nowa, niczym kręcąca się w koło karuzela, powodująca bóle i zawroty głowy?
- Nie wiem, co konkretnie brałem – wymamrotał. – Piliśmy. Leki też wziąłem. I chyba była trawka... i nie wiem co jeszcze... - dokończył niewyraźnie, na co serce Louisa zacisnęło się boleśnie bo kurwa, miłość jego życia naprawdę doprowadzała się do samozagłady, jego uwagę przyciągnęło jednak w tym zdaniu zupełnie coś innego.
CZYTASZ
Fireproof
FanfictionLouis, Harry, Niall i Zayn po latach spotykają się ponownie, by poradzić sobie wspólnie ze stratą Liama. Larry Stylinson