Rozdział 3 - "Tak, zrobiłam to z premedytacją."

934 58 4
                                    

Rzuciłam torbę w kąt przedpokoju, zdjęłam buty i odstawiłam je z takim samym szacunkiem, jak bagaż. Miałam w sobie zaszczepione przyzwyczajenia, których nie zmieniłabym wspinając się nawet na wyżyny wiktoriańskiej etykiety. Niedbalstwo i chorobliwe lenistwo zwyczajnie miałam w genach. Kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami, niejednokrotnie zarzucali mi, że specjalnie po sobie nie sprzątam, z premedytacją zapominam opróżnić kocią kuwetę, nie wspominając nawet o tym, że kolekcjonowane przeze mnie góry talerzy, zajmujących całe biurko, było – zdaniem mojej matki – niewątpliwie pochłaniaczem całej mojej energii. Nie mogłam pojąć, jak można być niedbałym i leniwym na złość komuś. Przecież to wymagałoby zaangażowania, ciągłego pamiętania, by przypadkiem czegoś nie zrobić oraz mnóstwa energii – czy to samo w sobie nie przeczyło lenistwu?

Odwiesiłam płaszcz, pogłaskałam kota i weszłam do niewielkiej sypialni, momentalnie padając na łóżko. Resztkami sił udało mi się dowlec do blatu biurka stojącego tuż za krańcem wersalki od strony nóg i wcisnąć płaski klawisz, który uruchomił proces podłączania mojego mózgu do internetowej papki pełnej głupot i absurdów.

Tak naprawdę nie byłam tak straszliwie padnięta na jaką wyglądałam, ale lubiłam urozmaicać sobie chwile samotności, przerysowanym zachowaniem rodem z mang. Niestety zapomniałam, że nie byłam sama – zaskakujące, jak mimo ciągłego stresu mój mózg potrafił wyprzeć ze świadomości przyczynę tego gnębiącego jelita uczucia.

Brunet stał w drzwiach sypialni, przyglądając się mojemu idiotycznemu zachowaniu z nieukrywaną fascynacją. Delikatny uśmiech jego twarzy wzbudził we mnie zażenowanie. Usiadłam nerwowo i starałam się udawać, że nie wydarzyło się absolutnie nic dziwnego.

– Jesteś zmęczona, panienko? – zapytał, odgrywając zmartwionego.

Popatrzyłam na niego, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Jego wyznanie sprzed godziny, paradoksalnie skomplikowało całą sytuację. Nie muszę udawać, nie muszę się starać. A jeśli to była podpucha? Jeśli chciał tylko sprawdzić, czy sobie odpuszczę, jak pierwszy lepszy plebs, czy będę brnąć niezgrabnie, obijając się między kolejnymi zakrętami na drodze kulturalnego obycia, by udowodnić mu swoją wyższość? Jeśli właśnie zawiodłam? Co zrobi? Chyba mnie nie zabije, prawda? Nie mógł mnie zabić, umowa była inna! Mimo wszystko, jeszcze bardziej nie miałam pojęcia, jak powinnam się zachowywać. Kiedy opadły pierwsze emocje i spokojny – w miarę możliwości – umysł mógł przeanalizować wszystkie fakty, zrobiło się mniej kolorowo, niż mogłoby się wydawać. O tym pewnie też wiedział i śmiał się ze mnie w duchu, doskonale zdając sobie sprawę, jak straszliwie wstrząsnęły mną nowe przemyślenia. W końcu byłam kłamcą doskonałym, ale nie wtedy, kiedy było to naprawdę potrzebne.

– Trochę tak... – mruknęłam w końcu, rezygnując z elokwencji.

Postawiłam na profesjonalny minimalizm, pełna nadziei, że moje słowa plasowały się gdzieś pomiędzy kulturą, a luzem. Nie wiem, na ile mi to wychodziło, wszak obiektywizm wobec własnej osoby jest dużo trudniejszy, niż by się można było spodziewać.

– Chce się panienka położyć? Może zaparzę herbatę? – wypytywał dociekliwie.

Czego mogłam chcieć? Marzyłam o tym, by zebrać się na odwagę i przestać tworzyć wokół siebie kuriozalną otoczkę niedomówień, stawiając kawę na ławę. Chciałam zwyczajnie kazać mu mówić do mnie po imieniu, wrzucić odrobinę na luz i nie krępować mnie swoją zajebistością. Chciałam być kimś innym, pewnym siebie i otwartym. Chciałam również ważyć dwadzieścia kilo mniej i mieszkać w willi na obrzeżach Tokio, biegle posługiwać się japońskim i rysować zapierające dech w piersi mangowe postaci.

Spodoba ci się także

          

– Chciałabym się wykąpać – odpowiedziałam tempo, stawiając na realizm.

Co go obchodziły moje pragnienia? Jedno z nich poznał aż za dobrze, właściwie, dlatego się tutaj znalazł. Gdybym ten jeden raz zachowała się tak, jak należy – wierząc w zjawiska paranormalne, zamiast po raz pierwszy od kilku lat podejść do nich z chłodnym dystansem, nie byłoby go tu. Żyłabym dalej moim spokojnym, samotnym życiem, śliniąc się do zapisanych na kartce marzeń.

– W takim razie pójdę ją dla panienki przygotować – poinformował dumnie, pokłonił się i bez chwili zwłoki poszedł do łazienki.

Jak dotąd, od kiedy przekroczyłam magiczny wiek siedmiu lat i posiadłam tajemną umiejętność napełniania wanny wodą o odpowiedniej temperaturze, nikt nie przygotowywał mi kąpieli. Coś takiego wydawało się zbyt ekstrawaganckie, poza tym, nie miałam w życiu nikogo, kto mógłby to dla mnie robić.

Wstałam i nieśmiało wkroczyłam do obklejonego z każdej strony bladoróżowymi, teksturowymi kafelkami pomieszczenia. Oparłam się o framugę i z zaciekawieniem przyglądałam się plecom mężczyzny.

– Czy coś się stało? – zapytał, odwracając się do mnie bez uprzedzenia.

Wzdrygnęłam się, wydając z siebie zdeformowany, piszczący dźwięk. Zganiłam się w myśli za kolejne, idiotyczne zachowanie i wzięłam głęboki oddech.

– Nie... – odparłam pewna siebie.

Było to jedyne słowo, które z siebie wymusiłam. Wypuściłam resztę powietrza, wzdychając ze zrezygnowaniem.

– Jestem żałosna – burknęłam do siebie, niemal bezgłośnie.

– Panienko... Mówiłem, żebyś tak bardzo nie przejmowała się zachowaniem. Nauczę cię wszystkiego, a na razie odpręż się proszę podczas kąpieli – mówił łagodnie, głosem tak słodkim, że zbierało mi się na wymioty.

Mogłabym przysiąc, że przez moment czułam w ustach irytujący smak malinowej landrynki. Autosugestia – kolejna przerażająca właściwość ludzkiego mózgu.

– Dziękuję – odparłam obojętnie i nad wyraz zwyczajnie.

Nie, dlatego że po raz kolejny, zapewne wciąż obłudnie, zapewnił, że mogę zachowywać się swobodnie, a dlatego, że słów, które wymówiłam byłam całkowicie pewna. I było dla mnie naturalne. Normalnym jest za coś dziękować.

Zamknęłam drzwi za brunetem i przekręciłam zamek – na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy sprawdzać, co się ze mną dzieje. Istniało duże prawdopodobieństwo, że mógłby się tak zachować. Moja kąpiel trwa z reguły co najmniej godzinę, rodzina często stukała w drzwi i na siłę próbowała wchodzić do środka. W dzisiejszych czasach nikt nie szanuje prawa do wylegiwania się w gorącej wodzie...

Zdjęłam ubrania i bez ociągania zanurzyłam się w wodzie. Przyjemne ciepło otuliło zmęczone ciało. Czułam, jak wysoka temperatura wpływa na mięśnie, pomagając im się rozluźnić. Zamknęłam oczy i przez chwilę wdychałam przyjemny, różanych zapach, nim zorientowałam się, że nie miałam w domu żadnego kwiatowego płynu do kąpieli, świeczki, czy czegokolwiek, co mogłoby wypełnić pomieszczenie przyjemną, kojącą nutą.

Otworzyłam oczy i leniwie powiodłam wzrokiem po wnętrzu łazienki. Na umywalce stało niewielkie kadzidełko – to z niego wydobywał się zapach. Zastanawiałam się, skąd wiedział, że uwielbiam różę. A może to był tylko przypadek?

Ponownie zamknęłam oczy, rozluźniając się. Leżałam tak koło piętnastu minut, starając się o niczym nie myśleć. Widocznie niespełna kwadrans był szczytem moich możliwości w kwestii kontrolowania niesfornych głosów, które zaczęły przekrzykiwać się wzajemnie wewnątrz czaszki. Poddałam się im, cóż mogłam zrobić innego? Kakofonia ucichła, myśli zaczęły przepływać pojedynczo przez świadomość, jakby pokorniejąc.

W stronę mroku - KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz