James zorientował się, że powiedział coś nie tak, gdy cisza między nimi zaczęła się przedłużać, a Regulus wpatrywał się w niego tak, jakby zobaczył go pierwszy raz w życiu. Chłopak próbował zebrać się w sobie, zmienić jakoś tor rozmowy, zająć czymś ręce, ale nic logicznego nie wpadało mu do głowy. Więc zrobił coś absurdalnego tylko po to by wyrwać ich z tego zawieszenia.
- Ba, nie musisz nawet grać! - uznał przesadnie radosnym tonem James, dość nagle uderzając dłońmi w przypadkowe klawisze.
Nie na tyle mocno, by zepsuć fortepian, ale nie na tyle słabo, by klawisze nie ugięły się pod jego palcami. Usłyszenie tak nagłej kakofonii dźwięków przyniosło oczekiwany efekt. Obaj wzdrygnęli się zaskoczeni i na chwilę przenieśli wzrok na instrument, jakby to on sam z siebie wydał taki nieludzki dźwięk. Potter prawie zdążył odetchnąć z ulgą, że udało mu się odwrócić kota ogonem w tej sytuacji, ale wystarczyło jedno spojrzenie rzucone kątem oka w stronę Blacka, by całe jego poczucie zwycięstwa wyparowało w sekundę.
- Bogowie James, co ty robisz - warknął Black z lodowatą furią w głosie i rozglądając się po pomieszczeniu wyraźnie przestraszony.
Regulus próbował zapanować nad nagłym szybszym biciem serca czy drżeniem głosu i najłatwiej było mu ukryć swoje prawdziwe emocje pod warstwą wrogości. I może taka szopka zadziałałaby na kogokolwiek innego, ale na jego nieszczęście James spędził w otoczeniu Blacków wystarczająco czasu by umieć dodać dwa do dwóch. Bo przecież do tych samych taktyk, do tego samego wyćwiczonego tonu wyniesionego prosto z domu, do tej samej maski uciekał się Syriusz, gdy czegoś się bał. Gdy coś nie szło po jego myśli.
- Przepraszam - oświadczył spokojnie chłopak, uważnie wpatrując się w towarzysza, który pierwszy raz od kiedy zaczęli ze sobą rozmawiać, skutecznie unikał jego wzroku. - Mój błąd, że nie pomyślałem, że skoro Syriusz bał się nagłych głośnych dźwięków na początku, to że ty pewnie też za nimi nie przepadasz. To miało być zabawne. Miało pokazać kolejną perspektywę i zachęcić cię do tego żebyś sam spróbował. Mogłem do tego podejść lepiej. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Po prostu... - oznajmił Regulus bardziej z nawyku, niż z faktu, że rzeczywiście czuł się w porządku.
Chłopak westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. Czuł się jak skończony kretyn. Jasne, że był obyty z głośnymi dźwiękami. Był przyzwyczajony do tego, że Rosier z Crouchem cały czas drą japy. Był przyzwyczajony do szmeru rozmów czy kłótni polityków. Był przyzwyczajony do hałasu uczelnianych korytarzy. Był przyzwyczajony do słyszenia dźwięków w przestrzeniach, w których się tych dźwięków spodziewał. Na które mógł się przygotować. Nic nie było w stanie przygotować go na nagły wrzask matki. Na tłuczone talerze, bo ktoś ze służby zrobił coś nie tak. Nic nie było w stanie przygotować go na nagły wystrzał z pistoletu, gdy jego ojciec uznał, że zacznie uciszać synów trzaskając kulami szyby. Więc gdy spodziewał się ciszy, czy jakkolwiek pojmowalnej gry, usłyszenie tej kakofonii dźwięków wywołało w nim chęć ucieczki.
- Postaram się pamiętać żeby następnym razem uprzedzić cię przed nagłymi hałasami - obiecał solennie James wyciągając rękę żeby delikatnie zgarnąć przydługie kosmyki Regulusa z twarzy za jego ucho. Jego dłoń zawisnęła przy twarzy młodszego na chwilę, jakby chłopak nie chciał jeszcze jej zabierać.
Regulus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że uzależniał się od Pottera w zabójczym tempie. Jeszcze kilka tygodni wcześniej nie znał chłopaka i widział w nim tylko kretyna, który odebrał mu brata i zaburzył zaplanowane od urodzenia życie. Zdawał sobie też sprawę z tego, że miał tendencję do uciekania w głąb siebie. Że gdy Syriusz wybuchał, rzucał talerzami i krzyczał, gdy dochodziło do konfrontacji, on raczej milkł i starał się mentalnie odpłynąć na tyle daleko od sytuacji, by zyskać tę ścianę apatii, która go chroniła. I tak, jak James prawdopodobnie miał umiejętność uspokojenia rozszalałego Syriusza, tak jednym śmiechem czy delikatnym dotykiem potrafił sprawić, że Black był boleśnie świadom swojej obecności w danej przestrzeni w danym momencie. James całą swoją osobą gruntował Regulusa w konkretnej chwili i chłopak był daleki od myślenia o tym, że zupełnie sobie tego nie życzył.
- Dziękuję - uznał cicho Black przechylając lekko głowę tak by dopasować swój policzek do dłoni Pottera i spychając zżerające go od środka poczucie winy, że wykorzystuje kogoś dla spełnienia własnych potrzeb i zachcianek.
- Gotów żeby wrócić do oryginalnego tematu? - spytał ze śmiechem ładną chwilę później James. - No to sam spróbuj. Zamknij oczy, wyprostuj dłonie i uderz w klawisze byle gdzie. Tylko nie z całej siły, matka by mnie zamordowała gdybym zniszczył jej fortepian. Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Jesteś tu bezpieczny. Nikt cię nie będzie kajał, że zrobiłeś coś źle.
Regulus spojrzał na Jamesa jakby ten postradał wszystkie rozumy. Czym innym było przecież po prostu siedzieć obok Pottera, który przez większość czasu wydawał się lekkoduchem, który nigdy niczego nie brał na poważnie i który uznał, że zmasakruje jakiś utwór, a czymś zupełnie innym było zrobienie tego samemu. I jakaś ogromna część serca Regulusa podpowiadała mu, że tak nie wolno. Chłopak wiedział, że za nim nie stoi żaden nauczyciel. Że za nim nie stoją w tym momencie rodzice. A jednak paraliżował go strach, nie pozwalając mu wyciągnąć ręki i dotknąć klawiszy zupełnie, jakby miał zrobić coś złego.
Zachęcony cierpliwością Jamesa, Black w końcu nacisnął delikatnie kilka klawiszy wyprostowanymi dłońmi. Zrobił tak w paru miejscach, krzywiąc się, gdy zagrana przez niego "melodia" realnie wybrzmiała w pomieszczeniu. Daleko było mu do żywotności i nieustraszoności Pottera, więc nie zaczął swojej przygody od gwałtownych uderzeń, niesamowicie agresywnych zagrań czy głośnych dźwięków. Ale nawet, gdy jego dłonie delikatnie zsuwały się z klawiszy, gdy nie patrzył na konkretne ustawienia palców, wciąż miał wrażenie, że zrobił krok milowy dla swojej pewności siebie.
- Znajdź klawisz, który znasz i spróbuj nacisnąć na kolejne, przypadkowo. Tak jak poniesie cię ręka. Tylko nie podglądaj! - padło kolejne polecenie ze strony Pottera, który z miejsca zademonstrował jak miałoby to wyglądać. Z nieco większą pewnością siebie, cichym śmiechem i nieznacznym pokręceniem głową, Regulus posłuchał polecenia. - Teraz spróbuj zagrać coś od tyłu. Spróbuj zagrać jeden utwór jedną dłonią i drugi drugą. Zrób absurdalną kakofonię dźwięków - rzucał kolejne pomysły James śmiejąc się serdecznie i obserwując skupiającego się na muzyce Regulusa, który coraz lepiej rozumiał, co James miał na myśli, gdy rzucał swoimi monologami o sztuce i o tym, jak miała ona za zadanie wzbudzać emocje.
- Zamknij oczy i daj się poprowadzić - stwierdził Potter cicho kładąc swoje dłonie na dłoniach Regulusa.
W pierwszym momencie James miał wrażenie, że przekroczył jakąś niewidzialną granicę. Nie przemyślał tego. Zdecydowanie nie przemyślał. Po prostu powiedział to, co przyniosła mu ślina na język i zadziałał, zanim głupota jego czynów dotarła do jego myśli. Przecież mowa była o młodszym bracie jednego z jego najlepszych przyjaciół. O dziedzicu rodu, za którego zniszczenie miał być odpowiedzialny. I to, że Regulus zamarł w pierwszym momencie prawie sprawiło, że Potter zabrał dłonie. Jedno cięższe westchnięcie, zebranie się w sobie i krókie przypomnienie, że przecież był bezpieczny i Black dał radę się odprężyć.
Nie miał bladego pojęcia, co grali. Ba, nie wiedział nawet jakie będą następne klawisze, które nacisną. Chłopak był zbyt skupiony na myśleniu o tym, jak przyjemnie było móc schować własne, drobniejsze dłonie, w spalonych słońcem i wyrobionych pracą dłoniach Jamesa. Jak komfortowym było móc oddać komuś pełną kontrolę nad daną sytuacją i móc cieszyć się nią z błogiego stanu częściowej nieświadomości. Regulus nie chciał żeby ta chwila się skończyła. Rzeczywistość rzadko słuchała jednak próśb płynących z tragicznie zakochanych serc. Na całe szczęście pozostawały jeszcze sny.
- Chciałbym spróbować coś zrobić - oznajmił cicho Regulus, gdy James rozdzielił ich dłonie.
- Zaskocz mnie - uznał z zachęcającym uśmiechem Potter uważnie obserwując Regulusa, który w powietrzu powtarzał sobie kolejność klawiszy do sobie jedynie znanego utworu.