Przyglądałam się swoim paznokciom, które dopiero co skończyłam malować. Były teraz czarne, z brokatem. Obok mnie siedziała Bonnie, zajęta pisaniem sms'ów. Praktycznie cały dzień mnie ignorowała. Tą sobotę miałyśmy spędzić razem, ale po zakupach (na których nic sobie nie kupiłam, tylko doradzałam przyjaciółce) cały czas używa telefonu.
- Bonn? - odezwałam się, a ona mruknęła na znak, że mam mówić. Nie oderwała wzroku od ekranu. - Mogłabyś odłożyć wreszcie ten telefon? Chodźmy gdzieś...
- Och - była zaskoczona. - Tak, właśnie miałam ci mówić! Diego robi dzisiaj domówkę, totalny spontan, zaprosi też chłopaków. Chodźmy!
- Ostatnio jak byłam na imprezie. nie skończyło się to dobrze.
Przyjaciółka spojrzała na mnie zmartwiona. Najwyraźniej zapomniała... A ja po prostu bałam się, że spotkam tych idiotów, z którymi nie miałam kontaktu od kilku dni, co bardzo mi odpowiadało. Bonnie chwyciła mnie za rękę i posłała pocieszający uśmiech.
- Na razie chodźmy do kina, obejrzymy coś - powiedziała z troską, nie puszczając mojej dłoni. Automatycznie pokiwałam głową na zgodę. - Potem posiedzimy na plaży, czy coś. Możemy zadzwonić po chłopaków...
- Nie - przerwałam jej. - Ten dzień jest nasz.
* * *
Po wspaniałym filmie, na którym nieźle się ubawiłyśmy, siedziałyśmy na moście, jedząc chipsy. Wiał wiatr, ale mimo to było dość ciepło, jak na październik. Mało kto przebywał na plaży. Kręciło się tu kilka dzieciaków i jakaś strasza para przechadzała się brzegiem jeziora.
- Ostatnio jakoś nie mamy kontaktu - powiedziałam cicho. - To znaczy, poza szkołą... Spotykasz się z nimi?
- Och, Jessie - jęknęła dziewczyna, patrząc na mnie błagalnie. - Wszystko ci wyjaśnię, przysięgam, ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz, nie chcę kłopotów.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Jakie tajemnice mogła ukrywać?
- Obiecuję - wyszeptałam.
Clyton zadrżała lekko. Widziałam, że nie ma najmniejszej ochoty wyjaśniać mi, co jest grane, ale należało mi się to. Zbyt wiele dla niej kiedyś zrobiłam, by teraz dawać sobą manipulować.
- Zawsze chciałam być cheerleaderką - zaśmiała się nerwowo. - To wszystko sprowadza się do tego. Melissa była dla mnie taka miła. Prawie od razu jej zaufałam, to był błąd - uśmiechnęła się, jednak to nie był wesoły uśmiech. - Zawsze namawiała mnie do zdradzania jej każdego sekretu, od niewinnych, takich jak kto mi się podoba, do najmroczniejszych... A zrobiłam coś strasznego - zobaczyłam łzy w jej oczach. - Kiedy już wiedziała wystarczająco dużo, czyli wszystko, kazała mi śledzić London, zaprzyjaźnić się z nią... Miałam zawsze jej towarzyszyć, poszło o to, że Sparks zaczęła ją poniżać i przestała się jej bać, a ich role się odwróciły. Gdzie nie szłam z nią, musiałam obserwować - zacisnęła pięści. - Nadal muszę. Gdy coś zobaczę lub usłyszę, mam jej donosić. A ona może pokazać jej, kto rządzi, ale na razie czeka na odpowiedni moment - przeczesała nerwowo włosy i zamknęła na chwilę oczy. - Najpierw nie wiedziałam, o co jej chodzi, a potem było już za późno... - przerwała na moment i nabrała powietrza. - London powiedziała, że nie utrzymał pozycji, jeśli nie znajdę chłopaka sportowca, a jeśli nie będę popularna, nie będzie się ze mną zadawać. Dlatego jestem z Diego, przepraszam, że cię okłamywałam - rozpłakała się, a ja objęłam ją ramieniem. - Jessi, ja... Ja kogoś zabiłam.
Zerwałam się na nogi i odsunęłam od Bonnie. Wiedziałam, że nie kłamie.
- To był wypadek - załkała. - Ale uciekłam i policja może zgarnąć mnie w każdej chwili! Musisz mi uwierzyć - podeszła do mnie. Walczyłam z chęcią zostawienia jej tam. - Trochę wypiłam, wsiadłam za kierownicę i... To było jakieś dziecko... Nadal nie mogę się z tym pogodzić - rozpłakała się na dobre, dosłownie wyła. Przytuliłam ją.
Po godzinie wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Nie byłam na nią zła - owszem, czułam się zdruzgotana śmiercią tego niewinnego dziecka, ale przecież jej sytuacja... Biedna Bonnie, nie może przestać kontaktować się z tą suką, London, której w końcu nienawidzi.
Wyciągnęłam paczkę papierosów, którą załatwił mi znajomy. Wyjęłam jednego i pytająco spojrzałam na przyjaciółkę.
- Ty palisz? - zapytała zdziwiona. No tak, zawsze mówiłam, że nigdy nie wpadnę w ten nawyk. - Od kiedy?
- Od niedawna - odpowiedziłam, wracając myślami do tamtego wieczoru. Do zapachu tamtych perfum.
- Z kim? - nie musiała kończyć, doskonale wiedziałam, o co jej chodzi.
- Nieważne - mruknęłam szybko, za szybko.
- Jest jakiś chłopak? - spytała z entuzjazmem, a ja zaczerwieniłam się po sam czubek nosa. - Cholera, jest jakiś chłopak!
- To nie tak - westchnęłam, poprawiając koszulkę i bawiąc się zamkiem od bluzy. Starałam się na nią nie patrzeć. - Nie tak jak myślisz, w końcu chodzi o Adriena Joyca.
Odważyłam się w końcu na nią spojrzeć i muszę przyznać, że wyglądała przezabawnie. Modne okulary przeciwsłoneczne, które założyła chyba tylko po to, żeby ładnie wyglądać, zsunęły się z nosa i wylądowały na piasku. Otworzyła buzię i w jej oczach widać było szok.
- Umawiasz się z Joycem? - zapytała zszokowana.
- Nie! - zaprzeczyłam, karcąc samą siebie. Miałam nikomu nie mówić... A teraz muszę radzić sobie z konsekwencjami. - Spotkaliśmy się raz, nic więcej, nadal się nienawidzimy. Bez zmian - westchnęłam cicho.
- Ale ty chciałabyś, żeby coś się zmieniło - wytknęła mi.
- O Boże, nie - szczerze się zaśmiałam, a po chwili Bonnie dołączyła do mnie. Jak do głowy mógł wpaść jej tak głupi pomysł?
Chwilę później udałyśmy się do mnie. Postanowiliśmy, że zrobimy babski wieczór oraz noc filmową. Obie kochamy komedie i romanse, a szczególnie stare. Zawsze mamy co robić, kiedy u siebie nocujemy.
Strasznie się cieszyłam po tym dniu, brakowało mi jej. Wiedziałam, że jutro znowu się zacznie, więc starałam się jak najlepiej wykorzystać ten czas.
CZYTASZ
Niezdecydowana
Teen FictionCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...