- Nie możemy tego zrobić. Mira, proszę.... to potwory.
- A my, według ludzi, kim jesteśmy? – Hope spuściła głowę. Od pewnego czasu próbowałam ją namówić, by pomogła mi uwolnić tamtych. Nie chciałam ich wypuszczać. Musiałam uratować Nadię. Tak bardzo cierpiała. Nie zasłużyła na to. Chroniła mnie i przez to sama trafiła do ośrodka. – Hope, oni cierpią tak samo, jak my. Nie zawinili niczym. To tylko kolejne wytwory tych chorych ludzi.
- No tak, ale z jakiegoś powodu strażnicy też się boją tych hybryd. My też powinniśmy. – tu miała rację. Przypomniałam sobie przerażony głos krzyczący o czerwonym kodzie i o hybrydzie na wolności. Naprawdę się przestraszyli.
- Wydaje mi się, że oni się bali hybryd, bo nie potrafią nad nimi zapanować. My jesteśmy zastraszone. Zobacz na nas, chowamy się po jakiś tunelach, jak szczury. Strażnicy to wiedzą, dlatego na nas polują. To ich zabawa. Z hybrydą nie wygrają, nie zastraszą jej tak, jak nas, dlatego tak się obawiają.
- Widziałaś ich? – skinęłam głową. Dziwiło mnie, że Hope ich też widziała. Ona naprawdę się ich wystraszyła. Jej całe ciało drżało. I wtedy o tym pomyślałam...
- Hope... Twoim przeznaczeniem była rozrodczość. Czy oni.... – nie potrafiłam nawet dokończyć. Nie chciałam o tym myśleć.
- Ja byłam za młoda, by to mi zrobili. Ale te starsze, które już zdążyły urodzić parę dzieci, były nagrodą dla dobrego żołnierza. Tak mówili. Jeśli jakaś hybryda była posłuszna, dostawała nagrodę. Do młodych ich nie dopuszczano, tylko zapładniano in vitro. Ale do tych starszych, albo już mało potrzebnych, dopuszczali hybrydy. Twierdzili, że natura się tym zajmie. – przetarłam ponownie twarz. To był jakiś koszmar. Przypomniałam sobie, jak wyglądał ten samiec alfa. Nie był z pewnością delikatnych kochankiem. Czy jakaś w ogóle to przeżyła? Bałam się o to zapytać dziewczynę, widząc, jak bardzo roztrzęsiona siedzi teraz.
- Hope, chociaż pokaż mi, który tunel tam prowadzi, resztę załatwię sama. Nie musisz iść ze mną do czasu, aż nie znajdę idealnej drogi ucieczki. Ale tam, w jednej z celi jest dziewczyna, która mnie chroniła. Jest tu przeze mnie, Hope. I widziałam, jak coś jej podawali, jak bardzo cierpiała. Nie zostawię jej tutaj.
- Musisz iść siódemką przez dwie krzyżówki, a na trzeciej skręcić w dziesiątkę. Tylko musisz uważać, bo zaraz za zakrętem jest zeskok. Musisz być cicho. Jak już zeskoczysz, to wejdziesz w piętnastkę i nią dojdziesz do laboratorium.
- Byłaś tam, prawda?
- Byłam wszędzie. Jestem jedną z pierwszych i jedyną z mojej numeracji. Chyba to przez życie na ulicy. Byłam tam doskonałym... szczurem. – uśmiechnęłam się i ją przytuliłam. Mocno. Musiałam się spieszyć. Nie wiedziałam, ile jeszcze Nadia może wytrzymać i czy zmieniają się strażnicy. Nocą z pewnością będą bardziej ospali i leniwi, niż za dnia.
* * * * *
Tunele poniżej poziomu Hope były znacznie większe. Tu mogłam być już na czworaka, chociaż nadal wolałam się czołgać. Chyba z przyzwyczajenia. Teraz leżałam przy kratce, oglądając laboratorium. Pani Doktor siedziała w słuchawkach i coś sprawdzała w przyrządach, a potem wpisywała do komunikatora. Odwróciłam głowę, szukając strażników. Dwóch grało w karty. Trzeciego nie zauważyłam. Śmiali się głośno z kolegi, który przegrał i zastanawiali się, czy to czasem nie wygrana. W powietrzu unosił się zapach krwi i... seksu. Czyżby jeden ze strażników sobie właśnie teraz używał na kimś? Poczułam, jak znów moje ciało zaczyna wibrować.
I wtedy to zobaczyłam. Samiec alfa, a raczej jego oczy. Prawie zaświeciły w ciemności. Siedział oparty o ścianę swej celi, przez kraty obserwując... mnie. Wiem, że na mnie patrzył. Wyczuł mnie? Zobaczył? Spojrzałam raz jeszcze na strażników, ale niczego nie zauważyli. Samiec alfa pokazał mi lekkim ruchem głowy w stronę celi na ukos od niego. Pamiętałam rozkład pomieszczeń, bo przyglądałam się im z góry. To była cela Nadii. Zadrżałam. Musiałam działać szybko.
Otworzyłam cicho kratę dziwiąc się, że faktycznie była tak cicho. Raz tylko zatrzeszczała, ale Alfa, bo tak go nazywałam, mocno uderzył nogą w kratę. Strażnik coś przeklął, a potem kazał mu się uspokoić, albo znów dostanie leki. Podziękowałam mu skinieniem głowy. A zatem, poza swoim wyglądem, zachował inteligencję i rozumność. Dobrze to rokowało dla dalszego naszego życia.
Wyszłam z tunelu i trzymając się ściany, szłam w kierunku strażników. Wiedziałam, że muszę załatwić to szybko i w miarę bezgłośnie, inaczej zaalarmuję resztę. Czułam na sobie Jego wzrok. Wiem, że śledził uważnie każdy mój ruch. Czy wiedział, że i dla niego będzie dziś jakiś ratunek? Podeszłam, okryta cieniem, prawie do samego stolika. Mężczyźni byli zwróceni przodem do głównego wejścia i bokiem do cel, całkowicie ignorując resztę pomieszczenia. Niedopatrzenie z ich strony, dla mnie stało się teraz jedyną możliwością. Cicho się skradając nie zwracałam za bardzo uwagi na otoczenie. A gdy byłam już wystarczająco blisko, skoczyłam i złapałam ich jednocześnie za boki szczęk, wbijając głęboko w szyję pazury i błyskawicznym ruchem, przekręcając głowy w drugą stronę. Mężczyźni nie zdążyli nawet krzyknąć, nim stali się bezwładni w moich rękach. Ich życie uleciało i choć powinnam coś czuć, ogarnęła mnie pustka. Delikatnie układając ich na ziemi, lustrowałam pomieszczenie. Teraz czas na oprawcę Nadii. Już nie musiałam skradać się w cieniu, bo i tak nikt by mnie nie zobaczył. Pani doktor zajęta swoją pracą całkowicie ignorowała otoczenie. Widziałam, jak delikatnie kołysze swym ciałem, pewnie w takt muzyki płynącej z słuchawek.
Podeszłam do cel. Przesuwałam się blisko krat. Alfa obserwował mnie z błyskiem w oku, ale nie miałam czasu się mu przypatrywać. Stanęłam w progu celi. Mężczyzna klęczał tuż za na wpół przytomną Nadią. jego spodnie znajdowały się na wysokości kolan i z mowy ciała wiedziałam, że był już prawie na finiszu. Uśmiechnęłam się do niego, gdy podniósł wzrok znad mojej dawnej sąsiadki.
- Aktywna. – powiedział cicho, ręką już sięgając w stronę spodni. Czy miał tam komunikator? Po chwili w moją stronę była wycelowana lufa pistoletu. Zrobiłam unik, gdy usłyszałam kliknięcie. Strzałka minęła mnie o milimetry. Warknęłam.
- Nie powinieneś tego robić. – wywarczałam. Moje ciało się zniżyło do prawie półprzysiadu. Czułam, jak zaczyna wibrować. Ręce delikatnie zapiekły. Czułam lekki dyskomfort, jak gdyby ktoś ciągnął mnie za ręce mocno. Nie musiałam patrzeć na nie, by mieć pewność, że zmieniły się w szpony.
- Aktywna A. – w jego głosie już nie było tej pewności. Wyczułam panikę. Szybko przeładował broń, ale ja już przy nim byłam. Jedną zniekształconą ręką zatkałam mu buzię, odciągając go od ciała Nadii. Patrzyłam na błyszczący, czerwony członek, wciąż dumnie sterczący spomiędzy jego nóg. Uśmiechnęłam się do niego, ale nie było w tym niczego sympatycznego. Jednym ruchem wolnej ręki chwyciłam przyrodzenie i mocno ścisnęłam, wbijając mu mocno szpony, a następnie silnym ruchem pociągnęłam. Jego krzyk, pomimo mojej zagłuszającej ręki, był za dobrze słyszany w całym laboratorium.
- To za gwałcenie mojej przyjaciółki. – wywarczałam mu w prosto w twarz, nawet nie zwracając uwagi na tryskającą krew. – Tymi palcami ją dotykałeś, prawda? – nie czekając na odpowiedź uniosłam dłoń oprawcy do góry i wyginałam mu każdy palec. Mężczyzna charczał, łzy zalewały mu twarz, ale w oczach było pełne przerażenie. Próbował coś powiedzieć, ale nie rozumiałam słów. A może nie chciałam? Chwyciłam drugą dłoń i zrobiłam dokładnie to samo. Każdy palec, w każdym zgięciu, okręcałam na tyle mocno, by stale uszkodzić. Wiedziałam, że umrze. Liczyłam jednak, że pocierpi wystarczająco. Każdy z nich powinien cierpieć. Następnym krokiem były nogi. Nie łamałam ich, na to szkoda mi było czasu. Wbijałam w nie swoje szpony, szarpiąc mięśnie, obryzgując się krwią. Oblizałam usta, była dobra. Znów poczułam tą potrzebę. – Masz pecha, robię się głodna. – jego oczy stały się jeszcze większe z przerażenia. Uniosłam zakrwawioną dłoń ze szponami do góry i jednym szybkim ruchem przecięłam mu brzuch.
- Lekarka.... – usłyszałam ciche warczenie. Spojrzałam w górę. Warknęłam. Samiec alfa stał przy prętach swej celi, mocno je obejmując. Spojrzałam w bok. Kobieta wciąż coś nuciła. I choć nie przyznam się do tego, byłam wdzięczna temu mężczyźnie za przypomnienie mi o zagrożeniu. Za bardzo skupiłam się na strażniku.
- Nie odchodź daleko, kochanie. Zaraz do ciebie wracam.... – puściłam jego ciało na ziemię i podążyłam powolnym krokiem w stronę lekarki.
Świst powietrza i drobne szczypanie w ramieniu. Warknęłam i spojrzałam w to miejsce. Z ramienia wystawała mała strzałka. Wyciągnęłam ją i rzuciłam w kąt.
- Nie podchodź, Aktywna. – lekarka już przeładowywała broń.
- Ale dlaczego? Czyż nie do tego mnie stworzyłaś? – kobieta znów wycelowała, ale uchyliłam się i skoczyłam w jej kierunku. Złapałam ją w pasie i razem przewróciłyśmy się na ziemię. Chyba coś u niej chrupnęło i zapiszczała cicho w podłogę. Podniosłam się pierwsza. Jej noga, na którą upadłam, teraz była pod dziwnym kątem. No cóż, lekareczka złamała nogę. To tylko sprawi, że będzie ciekawiej. Podniosłam ją szarpnięciem do góry. Zapiszczała ponownie, gdy próbowała na niej stanąć. – A teraz otworzymy sobie cele i wypuścimy twoich pupili. Co ty na to?
- Nie .... nie możesz.... oni są niebezpieczni.
- Bo nie panujesz nad nimi? Czekaj, czekaj... jak to było? Niech natura sama to załatwi? – ale ona jedynie zaczęła łkać. Z fartucha wyszarpnęłam jej kartę i przeciągnęłam nią po kolejnych mijanych czytnikach. Cichy zgrzyt i po chwili drzwi z krat stały otworem, a ja ciągnęłam kobietę dalej. Do kolejnych cel. Do kolejnych jej wytworów. Widziałam, z jakim brakiem czułości sprawiała ból Nadii. Niech teraz za to płaci. Zatrzymałam się przed celą Alfy. Patrzył na mnie z góry, z założonymi łapami na swej masywnej klacie. Czy on próbował ze mną walki o to, kto tu jest panem? Bo zdaje się, że to ja miałam władzę. Prychnęłam na jego wyzywające spojrzenie i poszłam dalej, otwierając kolejne cele. Słyszałam za plecami ostrzegawczy warkot. Z pewnością nie był zbyt zadowolony.
- Nie powinnaś się wybudzić. – szeptała lekarka. – Mówiłam im, że nie powinnaś w ogóle się obudzić, ale mnie nie słuchali.
- Ich pech, nie sądzisz? – popchnęłam ją na ziemię. – A teraz pozwólmy twoim podopiecznym zająć się tobą. – cofnęłam się pozwalając, by inne stworzenia zamieszkujące cele, mogły podejść do swej pani doktor. Niektóre dziwnie człapały. Inne czołgały się w jej kierunku. – Bon appétit, moi drodzy. – wycofując się, przeciągnęłam kartą po celi Alfy. Nie patrzyłam na niego. Jedynie odwróciłam się plecami, jak podpowiadała mi intuicja, po czym wróciłam do celi Nadii. Czekał na mnie smaczny przystanek.
Nachyliłam się ponownie nad mężczyzną. Śmierć była blisko. Ale jeszcze miał świadomość. Wsunęłam w ranę na brzuchu palce i troszeczkę tam nimi poruszałam, a następnie wyciągnęłam je i polizałam. Patrzył na mnie z przerażeniem.
- Stworzyliście mnie, to teraz cierpcie za to. – i to było ostatnie, co ode mnie usłyszał. Pochyliłam się nad nim i rozszarpałam mu ranę na brzuchu. Usłyszałam cichy krzyk i potem jedynie bulgotanie. Ale ja byłam zajęta już czymś innym.
* * * * *
- Mira! – podniosłam głowę do góry. W progu celi stał Alfa i trzymał mocno Nadię, nie pozwalając się zbliżyć. Warknęłam ostrzegawczo. To była moja zdobycz. Całą sobą czułam, że muszę ją schować przed innymi. Był mój! Chwyciłam mocniej ciało mężczyzny ukryłam go w kącie celi, najdalszym. Patrzyłam na przybyszów. Wiedziałam, kim są, ale nie potrafiłam opanować swojego zachowania. Stałam pomiędzy ciałem mężczyzny, a Nadią, gotowa do walki. Znów czułam wibrowanie na całym ciele, jako zapowiedź tego, co miało nastąpić.
- Spokojnie, on jest twój. Nie chcemy twojej zdobyczy. – warknęłam na Alfę. Rozumiał? Może tylko tak mówił, a chciał mieć to dla siebie? Niech sam sobie zdobędzie. Patrzyłam, jak wycofuje się z celi. – Musimy iść. Za dwadzieścia minut jest zmiana warty. Pomóż swojej przyjaciółce. – warknęłam i rzuciłam się na niego.
.....................................................................................................
Ciekawi, co stanie się dalej? ;) I jak dalece posunie się Mira w tym swoim "szale"? I co tak naprawdę dzieje się z Nadią... jest tą winną, czy może poszkodowaną?
Już wkrótce dalsze losy naszych bohaterów.
Dziękuję, że wciąż jesteście ♥ i nie przestawajcie ;)