Rozdział 16

8.5K 340 37
                                    

*** Tydzień później ***

   Gdy rano się obudziłam po ciężkim wieczorze, Louis jeszcze spał. Nic dziwnego, zagarek wskazywał godzinę szóstą, a wczoraj miał dość intensywne godziny w pracy. Dobrze, że dziś sobota, to chociaż się wyśpi. Ostrożnie, by go nie obudzić, wydostałam się z jego ciepłych ramion i poszłam do łazienki, po drodze zabierając czyste ubranie.
Gotowa na nowy dzień, zeszłam na dół. Mirelli jeszcze nie było, więc postanowiłam zrobić śniadanie.
Gdy wszystko było już prawie gotowe, usłyszałam tupot małych stupek o płytki. Mówiłam jej, żeby nie biegała na bosaka!

- Cześć Jennifer! - Usłyszałam słodki głosik Sammy przy swoim prawym boku, gdy znalazła się w kuchni i przytuliła swoje drobne ciałko do mojego.

- Cześć szkrabie - ta od razu wyciągnęła do mnie rączki. Wzięłam ją na ręce i cmoknęłam w policzek. - Wyspałaś się?

-Tak! Zrobisz mi płatki? - zapytała i sięgnęła rączką do szafki obok niej, w której było jej ulubione danie.

- Oczywiście. Siadaj.

    Sammy zajęła swoje standardowe miejsce od strony okna i czekała, aż podam jej ulubione płatki, wymachując energicznie nóżkami pod stołem. Siedziała przy nim w słodkiej kremowej piżamce z czarnym misiem i spodenkami w kolorową krateczkę i roztrzepanymi blond włoskami. Gdy śniadanie dla Sam było gotowe, zaczęłam robić jedzenie dla mnie i Louisa. Dobrze, że ma dziś wolne i raczej nie wyjdzie zaraz do biura.  Dziś zrobiłam kilka kanapek i gdy już miałam kłaść telerz pełen jedzenia na stół, do kuchni wpadła Mirella, zmachana z niedopiętym płaszczem.

- Kurczę, spóźniłam się. Pan Tomlinson mnie zabije - zdjęła szary płaszcz i zniknęła z nim w korytarzu, by powiesić go na haczyku.

- Co najwyżej dostaniesz upomnienie - uśmiechnęłam się lekko. - A poza tym, to jeszcze śpi. Raczej się nie do myśli.

- Nie chcę stracić tej pracy - westchnęła i zaczęła wycierać blat.

- Nie stracisz.

    Prawda była taka, że Louis wiedział, iż kobieta się spóźnia. W sumie sama się mu wygadałam po kilku lampkach wina, a potem następnego dnia mi o tym powiedział.  Przestraszyłam się, że zwolni tą miłą kobietę i błagałam go dobre pół godziny, żeby tego nie robił. A on tylko na koniec zaśmiał się i powiedział, że nia ma takiego zamiaru, i rano może przychodzić trochę później.

- Kto czego nie straci? - głos Louisa rozniósł się echem po całym domu.

Chwilę potem wszedł do kuchni. Był już ubrany w szare dresy i białą koszulkę bez rękawów. Jego włosy stały na wszystkie strony, jakby przeszło po nich tornado.

- A nic, nic - ucięłam szybko temat, wgryzając się w kolejną kanapkę. Pan domu mruknął coś pod nosem, nachylając się ku mnie i składając na moim policzku całusa. To samo uczynił z Samanthą.

- Co dziś dobrego? Mirello, zrób mi kakao, dobrze? - polecił siadając i sięgnął po tosta.

- Oczywiście.

    Kobieta zabrała się za robienie picia dla mężczyzny, a ja spoglądałam na Sammy, czy aby nic sobie nie zrobiła pezy konsumowaniu swojego śniadania.

- Co dziś tak wcześnie? - Zagadnęłam go.

- Nie wiem. Łóżko było zimne, więc skutek był prosty, musiałem wstać.

    Nie wiem czemu Louis mówi tak ogólnikowo. Jeśli chciał cokolwiek ukryć przed Mirellą, to raczej spalił na panewce zaraz po tym, gdy cmoknął mnie w policzek chwilę temu. Przecież to widziała.

- Oh, no tak.

- Pańskie kakao.

- Dziękuję. - Upił trochę, nie słodząc nawet. Skrzywił się, a potem sięgnął po cukier i wsypał do szklanki jedną łyżeczkę.

    Cały dzień spędziliśmy we trójkę  w domu lub na podwórku. Nic nie wskazywało na to, że za chwilę wszystko zostanie zniszczone. Koło godziny piątej po południu, rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, bo Mirelli już nie było, a Louis był w swoim biurze robiąc jakieś drobne projekty. Ja bawiłam się z Sammy, rysując wszystko, co przyszło dziewczynce na myśl.
    Poszłam na korytarz, chwyciłam za klamkę, tym samym otwierając drzwi. Przede mną stała blondynka. Była mojego wzrostu, zapewne rok starsza, lub dwa. Pierwszy raz ją tu widzę.

- Tak?

- Ja do Louisa - odpowiedziała, uśmiechając się. No, to nie był szczery uśmiech. Chyba, że ja to źle zrozumiałam.

- Kim pani jest?

- Mam na imię Briana, jestem matką Samanthy. A ty, kim jesteś i co robisz w moim domu?

*****
I jak?
Piszcie co sądzicie!!

Niania || Louis Tomlinson✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz