Rozdział 2

347 41 9
                                    

Dzisiaj mam aż 8 godzin, jak ja to przeżyję? Biologia minęła szybko, głównie dzięki rozmyślaniu o spotkaniu z aktorami. Pod koniec lekcji siedzimy w ławkach, czekając na dzwonek. Czuję, że telefon wibruje mi w ręku. Spoglądam na ekran, oczywiście próbuję uniknąć wpatrywania się w tapetę, ale to nieuniknione. Dostałam wiadomość od Toma. Tom Bring to mój przyjaciel, ale jak to w przyjaźni damsko-męskiej  któraś strona MUSI się zakochać. Padło na mnie. Nie chcę wyjść na pustą laskę, ale muszę przyznać, że jest obłędnie przystojny. Na jego widok robi mi się słabo, nogi mam jak z waty, pewnie jestem czerwona jak burak, w sumie wolę nie wiedzieć. Oczywiście z charakteru też jest idealny. Nie jest jak reszta. Wyróżnia się swoją wiedzą z wielu dziedzin, chętnie pomaga w nauce każdemu kto o tą pomoc poprosi, jest miły ale stanowczy, bezinteresowny i troskliwy. O moim uczuciu nic nie wie, mimo wszystko boję się to zniszczyć. Jesteśmy przyjaciółmi. Właśnie pyta mnie czy spotkamy się obok głównego wejścia. Już czuję, że robię się czerwona na twarzy, ale odpisuję, że nie ma problemu. Słysząc dzwonek na przerwę, serce zaczyna walić mi jak oszalałe. Próbuję przełknąć ślinę, ale to nie takie proste. Nie mam się czego bać - myślę. Ależ oczywiście, że mam się czego bać. Powinnam napisać książkę " Tysiąc sposobów na zrobienie z siebie idiotki. " Tak, to byłoby dzieło mojego życia, zbłaźniłam się już tyle razy, że nie jestem w stanie tego zliczyć. Schodzę po schodach, myśląc o tak głupiej rzeczy jak książka. Zgadnijcie co zrobiłam. Oczywiście na oczach Toma weszłam na jakąś nauczycielkę, przy okazji przewracając się na ziemię. Zamykam oczy, żeby nie widzieć jak robię z siebie pośmiewisko po raz setny. Czemu nikt nie uważa, szczególnie nauczyciele? Nie, to nie jest usprawiedliwienie. Przewracam się na plecy, a wtedy widzę rozwiane brązowe włosy mojego przyjaciela. Zasłaniam sobie ręką oczy, żeby nie widzieć jego śmiejącej się ze mnie twarzy. Ukucnął mnie mnie, łapiąc mnie za rękę.

 - A ty znów pewnie myślisz o Igrzyskach, co ? - no cóż, nie tym razem.  Jednak chyba lepiej powiedzieć, że tak, niż przyznać, że myślałam o książce " Tysiąc sposobów na zrobienie z siebie idiotki."

- Tak dokładnie o tym myślałam! - podałam mu rękę, czując jak  moje policzki płoną żywcem. Mam 16 lat i takie życiowe problemy. Mam nadzieję, że niezdarność mija z wiekiem.

 - Oj Mel. Co u ciebie, jak weekend? - siadamy na ławce, patrząc sobie w oczy. Zauważyłam, że nie umiem za długo mu w te piwne tęczówki patrzeć, nie wiem czemu, ale od razu odwracam  wzrok. Staram się skupić na rozmowie, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego, ale przy nim to prawie niemożliwe. Już sam jego głos sprawia, że tracę nad sobą kontrolę. Tylko przyjaciel.

 - A świetnie, a u ciebie? - nie wiem co powiedzieć, weekend był nudny do kwadratu. Całe dnie w domu przed laptopem, cała ja.

- U mnie też! Wiesz co, muszę ci coś wyznać. - czuję, że serce mam w gardle, dosłownie. Nie wiem jak to się dzieje. Przysuwam się bliżej, by lepiej słyszeć jego słowa. Chce mi coś wyznać! Może czuje to samo co ja?  Byłoby wspaniale. Już zaczynam wpadać we własne myśli, jak to by było chodzić z Tomem. Romantyczne spacery, wieczorne oglądanie filmów, a pod słowem film kryje się każda część Igrzysk oczywiście. Jeszcze bym  z niego fana zrobiła! Niestety po jego odpowiedzi czar pryska. - Mam dziewczynę Mel! - z czerwonej bulwy staje się biała jak kreda. Próbuję złapać powietrze w płuca, odpychając od siebie jego słowa. Tłumię w oczach łzy, bo nie chce, żeby widział, że mnie to w jakikolwiek sposób poruszyło.

 - Och gratuluje, kim jest ta szczęściara? - pytanie zabrzmiało trochę chamsko, ale chyba tego nie wyczuł .

 - Kojarzysz Katie z mojej klasy? - Katie Katie Katie...  nagle przypominam sobie która to. Właściwie to już nie musze, bo akurat podeszła do nas, a właściwie do niego. Usiadła mu na kolanach całując go w usta. Nie wiem czy mam być smutna, zła czy wściekła. Śmiać się czy płakać? Ciemnowłosa diwa naszej szkoły, kilo tapety na twarzy nałożone szpachlą do ściany, niczym więcej nie jest. Odchodzę bez słowa, zostawiając swoją dawną miłość za plecami. Po co mi on, przecież mam Josha, nie?  Idę prosto do łazienki. Mimo wszystko muszę się wypłakać. Chciałabym wyciągnąć z książki takiego Peete, on by mnie kochał, tak jak kocha Katniss. Tom okazał się być tak samo pusty jak jego nowa dziewczyna. Słyszę dzwonek na kolejną lekcję. O zgrozo, teraz matematyka.

Siadam w ławce, a właściwie to się na niej kładę. Mozolnie wyjmuje zeszyt i zapisuję temat. No nie, pierwiastki..   Jeszcze tylko kilka godzin i do domu. Nikt chyba nie zauważa mojego słabego samopoczucia. Tak bardzo nie chce mi się przepisywać przykładów, że w pewnym momencie przestaję, uznając że to bez sensu. Cyfry i tak niczego mi nie przypominały. Zamiast tego zaczęłam rysować coś na marginesie. Sama na początku nigdy nie wiem czym będzie to " coś" , ale później kiedy nabiera jakiegoś kształtu, zaczynam to rysować dalej. Do perfekcji opanowałam już rysowanie kosogłosa, bez problemu można zobaczyć, jakie lekcje były nudne. Nudna lekcja = kosogłos na marginesie. Nauczyciele już to chyba zrozumieli niestety. Nie mogę się doczekać powrotu do domu. Fakt, dzisiaj poniedziałek, najgorszy dzień tygodnia. Znów czeka mnie zakuwanie na klasówki. Rok temu moim postanowieniem było uczyć się systematycznie i z kilkudniowym wyprzedzeniem, ale jak widać, cos nie wyszło. Godziny mijają, powoli i ospale, ale mijają. Na każdej przerwie ich widzę. Zwariuję chyba.  Mam nadzieję, że jest świadomy tego, że skreśla naszą przyjaźń. Zresztą już mnie olewa, więc na pewno jest świadomy.

Wreszcie wybiła 15, mogę wracać do domu. Wybiegam ze szkoły jak poparzona, zmierzając na przystanek. Siadam na ławce, czekając na autobus numer 35. Po chwili nadjeżdża, otwierając drzwi na oścież. To czego nie lubię - przepełnione autobusy. Latem jest jeszcze gorzej, bo nie dość że ciasno, to jeszcze śmierdzi. Marszczę czoło, przeciskając się między jakimś otyłym Panem, a kobietą z dzieckiem. Autobus rusza, a ja standardowo omal się nie przewracam. Teraz już mi wszystko jedno. Chwilę potem jestem już na właściwym przystanku. Wysiadam i biegnę do domu. Chcę jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Wbiegam do środka, rzucam kurtkę na krzesło i lecę dalej. Wpadam do pokoju rzucając się na łóżko, szczęśliwa jak nigdy. Leżę tak około 30 minut, ale potem stwierdzam, że obejrzę coś na laptopie. Kto może poprawić mi humor? Josh i Jen oczywiście. Szkoda, że nie są parą. W sumie to przypomina trochę moją sytuację. Josh ma dziewczynę, a co jeśli Jen go kocha, tak jak ja Toma? Życie jest niesprawiedliwe.

@Marcelina2764

FikcjaWhere stories live. Discover now