Nade mną rozciągał się nieskończony błękit nieba. Słyszałam szum fal i czułam ciepły piasek pod moim ciałem. W powietrzu unosił się zapach farb olejnych i terpentyny. Wiedźma, nieczuła syrena, meduza zabijająca wzrokiem. Nieczuła nieczuła nieczuła... Nikt z nich mnie nie zna. Widzę więcej, czuję więcej. Widzę ile odcieni błękitu ma w sobie morska woda, ile złocieni i ugrów kryje się za słowem piasek. Wiem, że żaden liść nie jest tak samo zielony. Dotykam piasku, który przesypuje się przez moje palce. Podnoszę się i spoglądam głodnym barw spojrzeniem na zamalowane płótno. Twarz, dłonie i stopy mam brudne od farb, a usta wykrzywia uśmiech. Mieszam oleje na palecie po czym dotykam obrazu pędzlem. Delikatnie, mocniej, każdy ruch jest przemyślany i poprzedzony wnikliwą obserwacją.
Maluję
Jestem szczęśliwa
Z czasem słońce schowało się za horyzontem w towarzystwie brzoskwiniowych smug i cieni zostawiając na niebie ognistą łunę mówiąc, że wróci następnego dnia by znów nam towarzyszyć. W końcu ostatnie jego promienie zniknęły plamiąc błękit atramentem. Rozbłysły gwiazdy, a księżyc im towarzyszył dumny jak król. Górował roztaczając srebrzysty blask. Moją skórę omiotła chłodna bryza wieczoru mówiąc pora wracać, ale ja nie chciałam. Patrzyłam na gwiazdy i dalej wsłuchiwałam się w cichy szelest liści i ten cudny szum. Szum morza, fal kładących się na plaży. Nawet ptaki wystawiały swoje ostatni arie.
Istniałam...
Żyłam
Wciągnęłam głęboko w płuca powietrze przesycone zapachem morza i lasu, mokrego piasku. Uśmiechnęłam się do siebie czując jeszcze jeden zapach. Zapach słońca. Ostatnie gramy rozgrzanego słońcem powietrza. Delektowałam się tym zapachem jak najznamienitszą potrawą.
Otworzyłam oczy po raz miliardowy tego dnia by jeszcze raz docenić piękno otaczającego mnie świata. Księżycowe światło odbijało się i migotało w słonej wodzie, która była w nieustannym ruchu. Wiatr porwał moje włosy i tańczył z rdzawymi kosmykami, muskał mój policzek i tulił do siebie obejmując moje ramiona i całą mnie. Był delikatny niczym dyskretny, nocny kochanek. Zakradał się do mnie i przytulił dopiero po zmierzchu. Tęskniłam za jego objęciami.
Wbiegłam na mały pomost. Bose stopy uderzały o jego deski. Moje rozgrzane australijskim słońcem ciało ogarnął przyjemny chłód gdy wskoczyłam w fale. Wstrzymując oddech zachłysnęłam się wolnością kiedy moje ciało porwało morze. Unosząc mnie i upuszczając. Zbliżałam się do gwiazd by znów stały się dla mnie odległe i tak w kółko. Jeszcze raz obmyłam twarz zimną wodą i zanurkowałam by dotknąć dna. Nie widziałam nic, ale udało mi się poczuć palcami piasek. Wynurzyłam się by łapczywie zaczerpnąć tlenu w moje zmęczone płuca.
Czas wracać
Popłynęłam na brzeg, ale nie wyszłam z wody. Leżałam na mokrym piasku, a nocne fale obmywały mnie jedna po drugiej. Każda z nich mówiła, że chciałaby zostać na dłużej, ale nie mogły. Wszystko kiedyś odejdzie, każda fala, nie ważne jak duża by była. Wszystko odejdzie i skryje się w odmętach oceanu by już nigdy nie zostać odnalezioną. Zmiesza się z innymi i stanie się jak one. Nie można ich potem odróżnić i nikt już ich nie dostrzega. Doceniałam każdą z nich i na każdą się cieszyłam. I żal mi było gdy odchodziła.
Jak wszystko w moim życiu...
Każdy jest taką falą, wszyscy odchodzą. Jeden po drugim.
Dlatego nie przywiązuję się do fal. Bo w końcu każda odejdzie.
Ja też.
CZYTASZ
Czarno-biała śmierć
FantasyCisza, która zapanowała kuła cierniami jego zdruzgotane serce. Nie potrafił nic zrobić. Stał i patrzył w jej twarz. W twarz martwej dziewczyny, dla której oddałby własne życie gdyby tylko mógł, ale nie mógł... Powoli dochodziła do niego świadomość c...